piątek, 9 kwietnia 2010

Hanka Bielicka: Uśmiech w kapeluszu

Akapit Press, Łódź [b.r.].

Wspomnienia z uśmiechem

Hanka Bielicka, choć wielu odbiorców utożsamiało ją z autorami wygłaszanych przez artystkę monologów, nie pisała dla siebie. Także wspomnienia pozostawione przez nią zredagowała ghost writerka, Maria Sondej. Jeśli więc po „Uśmiechu w kapeluszu” będą się czytelnicy spodziewać wynurzeń utrzymanych w estradowej poetyce, albo charakterystycznych dla tej aktorki satyrycznych pyskówek – srodze się rozczarują. Szczupły tomik jest bowiem po prostu uporządkowanym zestawem anegdot i co ciekawszych przemyśleń na temat estradowego życia – w samej konstrukcji próżno by szukać ekspresji czy charakteru gwiazdy. Na szczęście Maria Sondej dowcipy i humorystyczne scenki wplata w tekst bardzo umiejętnie, nie niszcząc puent, nadając opisom odpowiednią dynamikę i kształt – jakby była świadkiem czy uczestnikiem wydarzeń. To rozwiązanie sprawia, że po „Uśmiech w kapeluszu” sięgać mogą nawet ci odbiorcy, którzy nie zachwycali się Bielicką na scenie.

Wspomnienia utrzymane są w pierwszej osobie, odbiorcy mają więc wrażenie, że śledzą tekst Hanki Bielickiej, która porusza się po ściśle wytyczonych liniach. Niczym Stefania Grodzieńska we „Wspomnieniach chałturzystki”, najpierw rozprawia się z powszechnymi poglądami na chałturę, wyjaśnia, na jakie rodzaje spotkań z publicznością się decyduje, a od jakich stroni – i czym jest dla niej scena. To pozwala konwencjonalny początek (czyli powrót do wczesnego dzieciństwa) nieco opóźnić, a przy tym zaintrygować czytelników oryginalnymi dowcipami, wziętymi z życia. Od dzieciństwa przechodzi Bielicka do spraw teatru i pierwszych występów, by za chwilę przedstawić historię małżeństwa z Jerzym Duszyńskim, aktorem-amantem. Kolejne rozdziały prezentują różne formy artystycznej działalności Hanki Bielickiej, znajdzie się tu teatr, film, kabaret czy estrada, a nawet perypetie radiowe. Osobne miejsce zajęły w tych wspomnieniach występy dla publiczności polonijnej.

Właściwie – pomijając związek z Duszyńskim i krótkie opowieści o losach rodziców – Hanka Bielicka na temat życia prywatnego milczy. Nie chce też skandalików czy tanich sensacji wywlekać na światło dzienne. „Ludzie są przekonani, że świat teatru to świat skandali i plotek, ale w tej książce czytelnik nie znajdzie ich wiele. Myślę, że zawinił tu mój brak pamięci do nazwisk […]. Nie chciałam także nikogo dotknąć ani nikomu zrobić przykrości” – wyznaje artystka już na początku. Faktycznie najbarwniej i najciekawiej w jej opowieściach wypada świat, który przeminął: praca z Ordonką, podpowiedzi ze strony Zelwerowicza i Sempolińskiego, wzmianki o Kazimierzu Brusikiewiczu czy Jerzym Jurandocie. Przy okazji daje się tu zauważyć tęsknota za dawnymi czasami, ale i próba uchwycenia istoty działalności scenicznej i estradowej. Pod tym względem „Uśmiech w kapeluszu” przypomina nieco „Dzieje śmiechu” Jurandota, chociaż, oczywiście, uwagi Bielickiej są ledwie notatkami na marginesie refleksji nad warsztatem kabaretowym w wykonaniu męża Grodzieńskiej. Hance Bielickiej chodziło przede wszystkim o wywołanie uśmiechu odbiorców – te sceniczne założenia przemyciła także w książce.

„Uśmiech w kapeluszu” to nie tylko lektura obowiązkowa dla zainteresowanych życiem sławnych artystów czy dla wielbicieli humoru i satyry. Książka została napisana i skomponowana tak, by czytali ją z przyjemnością także przypadkowi odbiorcy. Sporo tu żartów, a lekko prowadzona narracja sprawia, że stają się wspomnienia Hanki Bielickiej literaturą rozrywkową na dobrym poziomie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz