Znak, Kraków 2010.
Koniec mapy
Anna Onichimowska w powieściach dla młodzieży sprawdza się chyba najlepiej – kiedy do jej książek wkracza realizm, narracja staje się najbardziej naturalna. W bajkach dla młodszych odbiorców fabuła spycha na dalszy plan język – bardziej ciekawe staje się to, co autorka opisuje, niż – jak. Zwykle zresztą mocno komplikuje Onichimowska świat przedstawiony w literaturze czwartej, stawiając przed czytelnikami spore wyzwania.
W „Końcu świata i poziomkach” na rutynę nie ma miejsca. Rodzina, złożona z mamusi, tatusia, Karolka (narratora) i malutkiego Józefa, wybiera się w podróż na koniec świata. Wyprawą rządzi przypadek – zabiera się tylko część bagaży, wyrusza – wbrew zdrowemu rozsądkowi – o zmierzchu. Taka wycieczka bez jasno określonych celów jest jednak tylko punktem wyjścia do bardzo dziwnej przygody: oto bowiem w domu pojawia się tajemniczy łysy przybysz z ogromnym nosem i… żąda oddania mu Józefa. Mały braciszek Karolka ma zacząć sprawować rządy w obcym kraju. W ten sposób wyprawa na koniec świata zdominowana zostanie przez wielką ucieczkę.
Onichimowska po raz kolejny odrzuca reguły rządzące prawdziwym światem i według nowych zasad kształtuje – na wzór nieustającej zabawy – rzeczywistość książkową. Rodzice Karolka i Józefa zamiast zmywać, zakopują naczynia w ogrodzie, kompletnie nie przejmują się sensownością (lub bezsensownością) własnych poczynań, kiedy im czegoś potrzeba, starają się o to, bez zbędnych utrudnień: mogą na przykład włamać się do opuszczonego domu, jeśli nie mają dachu nad głową w deszczową noc (sytuację łagodzi fakt, że jest to ich własny dom). W bajkowym świecie na nikim nie robi wrażenia karykaturalna powierzchowność przestępcy, nie dziwi także konstrukcja obcego państwa. Co ważne, dorośli przyjmują tu również role dzieci, nie występują z pozycji bardziej rozsądnych i pomysłowych, dają, owszem, pewne poczucie bezpieczeństwa (mimo że tajemniczego przybysza boją się tak samo jak ich pociechy), ale na tym kończy się ich zadanie. Liczy się zabawa, w tradycyjnym rozumieniu, więc – zabawa pełna nowych reguł. Do przemieszczania się służą rodzinie duże balony o nietypowym kształcie – po nadmuchaniu pozwalają pokonywać dowolne odległości.
Akcja w książce rozgrywa się szybko, sporo miejsca zajmują tu dialogi, praca czytelników będzie zatem polegała między innymi na rekonstruowaniu bajkowej krainy. Anna Onichimowska stara się nie wplatać do opowieści elementów z języka osobniczego, trzyma się natomiast przyjętego na początku systemu nazywania bohaterów – jest więc „tatuś”, „mamusia”, „Karolek” i „Józef” – to niezmienne w całej książce. Zdarza się też autorce zdrabniać coś niepotrzebnie, jakby w przekonaniu, że tak należy mówić do dzieci – jednak nie powinno to przeszkadzać w odbiorze, bo z pewnością maluchy pochłonie fabuła.
Klimat opowieści próbował oddać w swoich ilustracjach Paweł Pawlak. Rysunki są tutaj utrzymane w szarym, czarnym i czerwonym kolorze, co potęguje atmosferę mroczności (część tekstu pojawia się na zakolorowanych stronach, co przypomina z reguły o czasie akcji – lub o dziejących się właśnie przygodach, których zakończenie nie jest jeszcze znane. Paweł Pawlak tym razem decyduje się na obrazki tworzone „dziecięcą” kreską, nieco bardziej naiwne. Zamalowywaniu części szczegółów towarzyszy wychodzenie poza linię, większość elementów otaczającego bohaterów świata budzi raczej lekką grozę – to jeden rodzaj szkiców. Drugi stanowią rysunki objaśniające inne krainy – tu Paweł Pawlak wybiera typowo szkolny styl, a część figur podpisuje koślawym, niby to dziecięcym pismem.
„Koniec świata i poziomki” to literacki dowód na pomysłowość i kreatywność Anny Onichimowskiej, to także efekt pracy nieskrępowanej wyobraźni. Autorka pokazuje, jak niezwykłe światy mogą skrywać się w książkowych opowieściach, a tym samym zachęca do samodzielnych poszukiwań bajkowych krain oraz fabuł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz