czwartek, 4 marca 2010

Andrzej Strzelecki: Człowiek w jednej rękawiczce

Iskry, Warszawa 2010.


Z miłości do golfa

Nie widziałam nigdy ani kawałka „Klanu”, a Andrzeja Strzeleckiego kojarzę przede wszystkim jako satyryka. Okazuje się że dzięki takiemu podejściu „Człowiek w jednej rękawiczce” zapewni sporo rozrywki. Historii z planu „Klanu” (rym zamierzony) nie ma tu bowiem wcale, za to zabawnych anegdot i rozdziałów, kończonych efektownymi puentami całe mnóstwo. Ale „Człowiek w jednej rękawiczce” to przede wszystkim książka o miłości do golfa. Opowieść o egzotycznym hobby, prowadzona z punktu widzenia człowieka, któremu poczucie humoru nie jest obce – nie ma się czego bać, Andrzej Strzelecki, mówiąc o tej dyscyplinie sportu, przez cały czas ma na uwadze swoich czytelników, odbiorców, którzy o golfie przeważnie nie wiedzą nic.

Nie jest to podręcznik do gry, poradnik ani reklama – choć przy tym ostatnim nieco się waham, Strzelecki potrafi zarażać pasją i nie dziwiłabym się, gdyby parę osób swoją książką do gry przekonał. Swoją postawą natomiast przekonał wielu, zwłaszcza ze świata znanych aktorów – tom przetykany jest anegdotami, w których pojawiają się – przy grze w golfa – sławni. Po lekturze nietrudno też zrozumieć zapał autora, a wszyscy, którym wydaje się, że golf to gra nudna i pozbawiona emocji, będą mile zaskoczeni.

Kolejne rozdziały „Człowieka w jednej rękawiczce” to kolejne sceny z życia golfisty-amatora, trudności, z jakimi musi się zmierzyć gracz, wyzwania, sukcesy i porażki. Sceny, uzupełniam od razu, przefiltrowane przez dowcip. To podstawowe antidotum na rzekomą nudę – Strzelecki okrasza swoje wywody zabawnymi sytuacjami, dialogami, które śmieszą do łez i zaskakują, oraz mało znanymi dowcipami o golfistach. Nie sposób się tu nudzić, skoro większości puent nie da się przewidzieć, zwłaszcza że autor nie sygnalizuje żartów, a wplata je bez zbędnych komentarzy w tekst. Książka jest zatem skarbnicą dowcipów i anegdot z życia aktorów, a Strzelecki wykorzystuje w niej swoje satyryczne zdolności. Każdy rozdział będzie tu zbudowany zgodnie z zasadami konstruowania tekstów satyrycznych, a przy okazji – według pamiętnikarskich reguł. Choć rytm opowieściom nadaje gra w golfa, naprawdę liczą się oryginalne wspomnienia, przedstawione z gawędziarskim zacięciem. Andrzej Strzelecki stara się przekonać czytelników, że w golfa mogą grać wszyscy oraz – że naprawdę warto zainteresować się tym sportem. Przy okazji rozbija kolejne mity, tłumaczy, jakie zachowania są niedopuszczalne – całą etykietę golfisty rozprasza sprytnie po tekście, tak, by jego wskazówki i podpowiedzi zostały przez odbiorców wchłonięte i zapamiętane. Golf to już nie tylko pretekst do powracania pamięcią do przyjemnych sportowych i okołosportowych wydarzeń – to źródło anegdot, niewyczerpywalne i głębokie.

Strzelecki mimo namiętności do golfa nie przytłacza czytelników opowiadaniem o kolejnych uderzeniach, nie rozwodzi się nad elementami dla przeciętnego odbiorcy niezbyt zrozumiałymi, tłumaczy branżowe wstawki. „Człowiek w jednej rękawiczce” odrobinę przybliża nietypowy sport. To, że rolę komentatora przejmuje satyryk, sprawia, że po tę publikację Iskier sięgnąć mogą – poza zainteresowanymi towarzyską stroną golfa i amatorskim jego uprawianiem – także miłośnicy zwyczajnych wspomnień. Rozczarowani będą pewnie jedynie ci, którzy znają Strzeleckiego z „Klanu” i chcieliby opowieści o ukochanej telenoweli.

Nigdy nie przypuszczałam, że z własnej woli sięgnę po wyznania golfisty – i że chętnie będę do nich wracać. Nigdy nie przypuszczałam, że będę się przy takiej lekturze naprawdę dobrze bawić. Andrzej Strzelecki potrafi zajmująco opowiadać o swoim hobby – „Człowiek w jednej rękawiczce” jest najlepszym tego dowodem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz