wtorek, 23 marca 2010

André Brink: Zanim zapomnę

Noir sur Blanc, Warszawa 2010.

Miłość i słowa

Próba opisania treści książki „Zanim zapomnę” musi zakończyć się porażką – streszczenie beznadziejnie spłyci całość i w najmniejszym stopniu nie przekaże klimatu powieści. André Brink bowiem jest przede wszystkim rewelacyjnym opowiadaczem, to język „Zanim zapomnę” robi największe wrażenie i sprawia, że tom czyta się z zachłannością, bez względu na rozwój akcji.

Chris Minnaar u kresu życia zaczyna snuć wspomnienia. Pretekstem do tych rozważań staje się śmierć Rachel, kobiety, którą bohater kochał (jako jedną z nielicznych – platonicznie). Minnaar, starzejący się południowoafrykański pisarz, który od dawna już niewiele tworzy, wraca pamięcią do swoich licznych związków, poczynając od „zabaw” kilkulatków, po mniej lub bardziej dojrzałe układy z kolejnymi kobietami. Pełne pikantnych szczegółów, często perwersyjne, zwierzenia obramowane są migawkami chwil, jakie Chris spędza przy łóżku umierającej matki. Wszystkie relacje prowadzą jednak w kierunku Rachel, do niej zwraca się bohater w całej książce, z nią i z jej mężem najprzyjemniej spędzał kiedyś chwile. Co pewien czas Brink wplata między sceny romansowo-łóżkowe… ocenę wydarzeń politycznych. Chris Minnaar negatywnie podsumowuje wojnę w Iraku, martwi się też sytuacją w Afryce Południowej: jako pisarz, który potrafi tworzyć w języku angielskim i afrikaans, czuje się bezradny – nie może zapobiec kryzysowi. W niewielkich akapitach, rzadko rozmieszczonych w książce, Brink próbuje jeszcze zwrócić uwagę na mechanizmy nienawiści i minusy zbrojnych rozwiązań, zdaje sobie jednak sprawę, że zdziała niewiele – szybko więc wraca do portretowania Minnaara, trzymającego w objęciach następną kobietę.

Minnaar ma co wspominać – z bogatej galerii postaci, które przewinęły się przez jego łóżko, wybiera te najciekawsze, najbardziej charakterystyczne i trudne do zapomnienia. To w końcu nie rejestr byłych kochanek, choć na początku można mieć takie wrażenie: wszystko ma pomóc w ukazaniu rzeczywistej samotności podstarzałego pisarza, opuszczonego przez dwie naprawdę kochane damy, ale też bez przerwy i na różne sposoby zdradzającego i zdradzanego. Minnaar snuje swoje opowieści tonem człowieka pogodzonego z losem, a przy tym skazanego na niespełnienie. W romansowych historiach także odbija się sytuacja polityczna kraju – segregacja rasowa czy prześladowania wrogów systemu – niektóre przypadki służą jako ilustracja aktualnych, najbardziej palących problemów społeczeństwa.

Przejrzysta i spójna konstrukcja książki przestaje się jednak liczyć w zestawieniu z językiem, jakim Brink przedstawia fabułę. To powieść mocno literacka, lekko napoetyzowana, płynie się przez nią i łatwo się poddać jej urokowi. Czyta się ją z przyjemnością dla samego śledzenia rytmu fraz, doskonale wyważonych i harmonijnych (wielkie gratulacje należą się Hannie Falińskiej, tłumaczce). Styl pasuje tu do treści, można bez trudu uwierzyć w kreację bohatera. „Zanim zapomnę” uwodzi – być może piękna narracja ma zamaskować nieco głoszone wprost poglądy, ale wolę twierdzić, że to świetnie zrealizowany pomysł. Od tej książki – mimo powtarzalności pewnych schematów – ciężko się oderwać.

Choć nie pojawiają się tu wątki dotyczące samego procesu pisania, kilka uwag o innych sztukach i sam tekst uznać można za wysoce autotematyczne. Brink zdaje sobie sprawę z siły piękna. To rodzaj pisarstwa natchnionego – nie ma śladów rzemiosła, niedopracowanego warsztatu, jest pewność siebie, spokój i rytm. „Zanim zapomnę” potraktować da się jako dowód na udany mariaż miłości i literatury.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz