niedziela, 28 lutego 2010

Opracowania lektur - Skrzat, cz. 1.

Opracowania lektur szkolnych to prawdziwa zmora – nie tylko dla polonistów, którzy chcieliby (a nie wszyscy chcą) nauczyć młodych ludzi wrażliwości na słowo i miłości do literatury – ale też całego społeczeństwa, które praktyki przygotowywania bryków coraz bardziej zubożają. W rozpędzonym świecie liczy się każdy sposób zaoszczędzenia czasu. Uczniom nie chce się czytać lektur – wolą sięgać po ich streszczenia. Rynek wydawniczy odpowiada na to zapotrzebowanie, wypuszczając wciąż nowe serie ściąg, opracowań, bryków i komentarzy. Najsłynniejsze są chyba produkcje Grega – ale kolejne wydawnictwa dostrzegają w seriach „wzbogaconych” lektur szansę na odniesienie finansowego sukcesu. Eliminowanie opracowań byłoby walką z wiatrakami, zresztą streszczenia też się przydają, pod warunkiem, że nie zastępują książki, a stanowią jej uzupełnienie. Lepsze od kioskowych bryków są zatem wydania, w których opracowanie pojawia się razem z pełnym tekstem dzieła. Na taki cykl postawił niedawno Skrzat, proponując uczniom zestaw „Lektura dobrze opracowana”.

Zastanawiam się, od czego w tym komentarzu zacząć. Najchętniej przyczepiłabym się od razu do czcionki, bo nie rozumiem, dlaczego składacze tego wydawnictwa tak upodobali sobie krój najgorszy z możliwych, to jest czcionkę bezszeryfową, podczas gdy maluchy uczą się czytać pismo drukowane na szeryfowej (litery są w niej zróżnicowane, składają się z kresek różnej grubości i dodatkowych małych „kreseczek” – ograniczników). Więcej: nawet dorosłym łatwiej i szybciej przebiegać wzrokiem po tekście złożonym czcionką szeryfową, a nie taką przeznaczoną do tytułów rozdziałów. Druga rzecz, do której przyczepię się bezlitośnie, to fatalna interpunkcja. Oddzielanie przecinkiem podmiotu i orzeczenia, nieoddzielanie wtrąceń czy zdań podrzędnych to błędy niewybaczalne w ogóle, a co dopiero w lekturach dla najmłodszych. Nie można utrwalać w dzieciach złych nawyków z powodu nonszalancji korekty. Trzeci zarzut ortograficzno-składowy jest konsekwencją wcześniejszych wyborów. Wyrazy i zwroty z języków obcych trzeba zapisywać kursywą. Tu krój czcionki jest prosty – ale przy bezszeryfowej kursywa i tak nie rzucałaby się w oczy, nie zmienia to faktu, że mimo wszystko jest niezbędna. Inny błąd ortograficzny pojawia się w przypisach, zaczynanych małą literą i niekończonych kropką. Rozumiem, że liczy się konsekwencja serii, ale nie rozumiem, dlaczego filary „techniczne” tej serii mają być tak kruche.

Przejdźmy jednak do rzeczy ważniejszych – komentarza do opracowania. W dwóch pozycjach dla młodszych dzieci – „Tajemniczym ogrodzie” oraz „W pustyni i w puszczy” rozpoczyna się komentarz krótką notką biograficzną o autorze. W przypadku Frances Hodgson Burnett to raczej „dorosła” notka, ze wskazaniem debiutu i sukcesów wydawniczych – może trzeba by się jeszcze bardziej skupić na opowieściach o klasyce literatury dziecięcej, tak, by zachęcić dzieci do lektury. Przy Sienkiewiczu daje się natomiast zauważyć próby dostosowywania języka notki do małych odbiorców, choć kompletnie nie przekonuje mnie stwierdzenie (też kulejące interpunkcyjnie i stylistycznie): „jak widać przyszły pisarz nie był kujonem, a szkolne stopnie były odzwierciedleniem jego autentycznych zainteresowań i pasji” – troszkę to stereotypowe i krzywdzące zwyczajnie utalentowane dzieci.

Po notce o autorze pojawia się plan wydarzeń. W książce „W pustyni i w puszczy” jest to plan równoważnikowy (taki, jakiego uczy się maluchy w pierwszych klasach), w „Tajemniczym ogrodzie” wygodniejszy, bo pełnozdaniowy, choć i tak nie zawsze sensowny – u Burnett jeden z punktów to „Dorośli nic nie wiedzą, ale czują, że coś się dzieje”. Trochę zabrakło wyczucia, co jest wydarzeniem i co naprawdę się liczy. Streszczenie właściwe – rozdział po rozdziale – także nie będzie wolne od tego błędu. Mocno akcentuje się w nim (w obu pozycjach) emocje i wrażenia, mniejszy nacisk kładzie na fakty, zupełnie jakby autorzy streszczeń próbowali własnymi słowami opowiedzieć książkę, a nie wyłuskać z niej najważniejsze rzeczy. Dałoby się te streszczenia bardziej skondensować, chociaż wiadomo, że każdy inaczej odbiera książkę i wyłapać może inne elementy. Po streszczeniu pojawiają się punkty standardowe przy omawianiu lektury: czas i miejsce akcji, wykaz bohaterów, charakterystyka bohaterów (z wytłuszczonymi ważniejszymi informacjami) i dodatkowe wiadomości o gatunku, symbolice, miejscach itp. Opracowanie zamyka wykaz ważnych fragmentów – z numerami stron – coś w rodzaju szybkiego odsyłacza.

Z reguły na lekcjach trzeba pracować z tekstem, przywoływać określone cytaty i umieć poruszać się po książce. W serii „Lektura dobrze opracowana” na marginesach pojawiają się belki z sygnałami ważnych treści – to właśnie spis owych belek zamyka opracowanie. Pełnią one rolę fiszek, ale zostały przygotowane nieco inaczej niż w dostępnych już wydawnictwach. Po pierwsze, obok typowo „streszczeniowych” podpowiedzi („oswoiliśmy afrykańskiego słonia”) są i takie, które wymagają wczytania się w treść strony („chroniłem Nel”). Oczywiście najbardziej widoczną zmianą jest wprowadzenie bohaterów jako przewodników – u Sienkiewicza to Staś, ale już w „Tajemniczym ogrodzie” Mary i Dickon (dawniej Dick) – co czasem może dezorientować.

Jednak to rozwiązanie nawet przeciwnikom opracowań musi się wydać dobre – nie pozwala bowiem całkowicie zrezygnować z lektury, ale skłania dzieci do pracy z książką. Nie rozleniwia i nie uczy kombinowania, a pomaga. To plus serii.

H. Sienkiewicz: W pustyni i w puszczy. Skrzat 2009.
F. H. Burnett: Tajemniczy ogród. Skrzat 2009.

2 komentarze:

  1. Anonimowy4/3/10 13:09

    Hm... krótka notka o autorze. O Burnett jest 2 strony, o Sienkiewiczu 4. Czcionka dla dzieci uczących się czytać... "Tajemniczy ogród" i "W pustyni i w puszczy" to lektury w klasie 5 lub 6. Brak przecinków i teksty "kulejące stylistycznie", ale zupełnie bez przykładów. Zwykle z zainteresowaniem czytam zamieszczane przez Panią Mikrut recenzje i uważam ją za rzetelną w ocenie, a przede wszystkim zorientowaną w tym, o czym pisze. Po raz pierwszy nieco się zawiodłam, bo najwyraźniej nie miała ochoty pisać o tych lekturach i niewiele miała na ich temat do powiedzenia. Hm... Pani Izabelo - nic na siłę...

    OdpowiedzUsuń
  2. Skoro Wydawnictwo zdecydowało się przyjąć taką konwencję w redakcji technicznej i trzyma jej się wiernie, to w czym tkwi problem? Brak konsekwencji w przyjętych zasadach dla wydania byłby dopiero jednym z cięższych grzechów edytorskich.
    A co do recenzji: co kogo obchodzi, że przypis nie kończy się kropką, jeśli jest tak konsekwentnie w całym wydaniu? Ja chciałabym się dowiedzieć o poziomie szczegółowości i o przydatności komentarza, a o tym ani słowa. Mam wrażenie, jakby ta recenzja składała się z kilku uwag technicznych rzuconych przy okazji kartkowania książek, bez zagłębiania się zarówno w jej treść, jak i treść opracowania. Krotko mówiąc, nieprofesjonalnie.

    OdpowiedzUsuń