wtorek, 2 lutego 2010

Jorge LuJan, Mandana Sadat: Zimowe popołudnie

Czerwony Konik, Kraków 2008.


Powrót mamy

„Zimowe popołudnie” jest książką-impresyjką, filmowym niemal zapisem z kilku chwil życia dziecka. Trudno tu nawet mówić o fabule – historię wyznacza jedna mała obserwacja: dziecko spogląda zza zamarzniętej szyby na powracającą do domu mamę. Streszczenie okazuje się niewiele krótsze od tekstu w książce – a przecież wszystko robi tu spore wrażenie.

„Zimowe popołudnie” to tomik, który można by uznać za poetycki – właśnie za jego ulotność, pewną zwiewność i impresyjny charakter. Świat (rozmiarami ograniczony do widoku z okna, a dokładniej jeszcze – mieszczący się w półksiężycu, który rysuje dziecko) przybiera inny niż zazwyczaj kształt – maluch koncentruje się wyłącznie na znajomej sylwetce i – chociaż w narracji nie ma miejsca ani czasu na nazywanie emocji oraz uczuć – w swej tęsknocie wyraża cały bezmiar miłości. Apogeum książki i uczucia łączącego dziecko z matką – to ostatnia scena tej urokliwej miniatury.

Piękna jest w tej książce gra symbolami, zarówno w warstwie tekstowej, jak i na płaszczyźnie ilustracji. Rysunki artystyczne przemycają dodatkowe, niewypowiedziane treści. Kontury mamy, widzianej w półksiężycu na oknie, zdobi aureola z odbłysku światła, ścieżka, która interesuje dziecko, wpada natomiast przez okno do domu. Niczym niezmącona radość malucha wyraża się przez przejście do świata fantazji, świata, w którym wszystko jest możliwe. Obrazki zostały przygotowane tak, by ucieszyć małych odbiorców i dorosłych czytelników – dla dzieci są tu bajeczne kolory i bardzo proste kształty (kontury domków, bez dodatkowych szczegółów). Dla dorosłych – poza zmiennymi fakturami farby pojawiają się sceny jakby z baśniowego świata, wciąż proste, ale dopowiadające kolejną historię, naiwne, a przy tym dopracowane i starannie przemyślane. Rysunki, które pokazują wszystkim czytelnikom, że także zwykła, codzienna rzeczywistość, przynieść może sytuacje jak z bajki. Autorzy udowadniają, że niezwykłość jest powszechna, trzeba tylko umieć ją dostrzec.

Nasycenie tekstu przesłania emocjami powtarzane jest w warstwie graficznej przez mocne kolory. Obrazki od początku wprowadzają niepowtarzalną atmosferę, sugerują zwyczajność, która jednak stać się musi świętem. Olbrzymi księżyc nad miastem i pędzące po czarnych ulicach samochody, których światła zaginają się łukowato – tak wygląda rozpoczynająca historię ilustracja. Opowieść zamyka się powtórzeniem jej w dużo cieplejszym wymiarze – z ciemnym, usianym gwiazdami niebem oraz białymi ulicami. Ta zmiana klimatu wiąże się bezpośrednio z rozwiązaniem fabularnym, przynosi też spokój oglądającym. To wyraźny sygnał: wszystko jest w porządku, nie trzeba się niczym martwić.

Podobają mi się rysunki zza szyby, w których wyraźnie widać jedynie to, co odsłoni dziecko, rysując palcami. Prosty zabieg pozwala zorientować się w przeżyciach i doznaniach malca, a przy tym – zapewnia miłe wrażenia estetyczne. Obraz staje się ważniejszy niż zredukowany do minimum tekst, co pozwala kierować książkę także do najmłodszych dzieci. Sam tekst został tu podwojony – pod polskimi frazami znajdują się angielskie – można zatem także rozpocząć tą pozycją naukę języka. Tekst nie jest najprostszy – styl wydaje się być zmetaforyzowany po to, by uwypuklić jeszcze wzruszające piękno normalności, a przy tym, żeby zwiększyć wartość książki.

„Zimowe popołudnie” to jedna z tych publikacji, które znakomicie nadają się na prezent – więcej dzieje się tu w umysłach czytelników (rozbudowany proces konkretyzacji utworu zapewnia z kolei satysfakcję odbiorcom) niż w przedstawionej słowami historii. Nie ma tu przesady ani nudy, wszystko za to może przykuwać uwagę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz