niedziela, 3 stycznia 2010

Szymon Kobyliński: Zbrojny pies czyli zestaw plotek

WL, Kraków 1982.



Memuary rysownika

„Zbrojny pies czyli zestaw plotek” Szymona Kobylińskiego to kolejna pozycja memuarystyczna, w której nacisk kładzie się przede wszystkim na niepowtarzalne anegdoty. Autor – rysownik satyryczny – wzorem Jerzego Zaruby, swojego mistrza i przyjaciela, postanowił upamiętnić wydarzenia i ludzi – a także miejsca, które do literatury wstępu raczej nie miały. O ile jednak Zaruba postawił w swoim czasie na prezentowanie życia bohemy i oprowadzał czytelników po Warszawie, o tyle Szymon Kobyliński zdecydował się na utrwalanie pejzaży subiektywnych i w „Zbrojnym psie” opisuje sprawy mało istotne z punktu widzenia historyków, bezcenne natomiast dla koneserów anegdot i prywatnych opowieści.
Zaczyna się „Zbrojny pies” podwojonym portretem. Pierwszy obraz stanowią spotkania z Tuwimem, drobiazgowo odnotowane w liście do Ciotkusza – ulubionej krewnej autora. Widać tu nie tylko radość obcowania ze sławą, ale i rozwijany zmysł obserwacji satyryka. Drugi, choć trochę zafałszowany przez zrozumiały brak dystansu, to wizerunek Jerzego Zaruby, mentora. Tuwima próbował Kobyliński opisać w sposób możliwie jak najpełniejszy. Zaruba pojawia się i znika, wydaje się trudniejszy do uchwycenia. Szymon Kobyliński nie chce kopiować artysty, ale memuary Zaruby stanowią dla niego, przynajmniej na początku, bardzo wyraźny punkt odniesienia.
Z czasem zaczyna autor przechodzić do bardziej osobistych motywów, tak na przykład sporo miejsca zajmuje Śliz, majątek wujostwa w Garwolińskiem – tereny zapamiętane z dzieciństwa przyjmują tu nowy, a przecież nieoryginalny wymiar małego raju na ziemi. Kobyliński przechodzi tu od rejestru pomysłów bohemy do tworzenia sagi, rodzinnej opowieści o przeszłości w wymiarze mikro. Co ciekawe, najbliższej rodzinie poświęca znacznie mniej uwagi niż otoczeniu i przyjaciołom domu – ale to specyfika spojrzenia.
Kobyliński napycha swoją książkę zarejestrowanymi śmiesznostkami z życia, dowcipami sytuacyjnymi i zapomnianymi przez publiczność (wiele z tych anegdotek nadawałoby się do przeniesienia na scenę, nie zaistniały jednak w szerszej świadomości odbiorców). Nawet w aneksie – zbiorze tekstowych ilustracji do kolejnych opowieści – upycha żarty, które nie trafiły do głównego toku wywodu, zaznaczając, że z odrzuconych historii dałoby się skonstruować następną książkę. Jest więc „Zbrojny pies” nie tyle zbiorem plotek, co zbiorem anegdot w dobrym gatunku.
Czyta się te pamiętniki z dwóch powodów. Po pierwsze – właśnie dla owych zabawnych błahostek, celnie przytaczanych przez satyryka, z dobrą dramaturgią i naturalnie eksponowaną puentą. Po drugie dla napawania się klimatem, jaki udało się Kobylińskiemu w książce stworzyć. Chociaż na początku lekko archaiczny (głównie przez niewymuszaną kolokwialność) styl może trochę zakłócać lekturę, już wkrótce pozwoli delektować się plastycznymi, mięsistymi opisami. Zaspokajanie ciekawości, ukłon w stronę faktów z życia znanej (przynajmniej części czytelników) postaci schodzi tu na dalszy plan, bo Szymon Kobyliński chroni swoją prywatność i nie odsłania sekretów codzienności. W swoim pamiętnikopisaniu zachowuje klasę. Opowiada, uciekając ciągle w dygresje, ale opowiada na tyle ciekawie, że bez naruszania sfery intymnej będzie w stanie zaintrygować wymagających odbiorców. Widać w tej publikacji zacięcie literackie Kobylińskiego, nastawienie na odbiorcę, widać też językową poprawność i dbałość o jasny przekaz. Widać i zaangażowanie, refleksję pozbawioną sentymentalności i – spokój, który udziela się także czytelnikom.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz