czwartek, 21 stycznia 2010

Sorn Gara: Pan Toti

Skrzat, Kraków 2010.


Coś dla malucha

Żeby napisać książeczkę dla dzieci, wystarczy mieć dobry pomysł – nie trzeba zbytnio komplikować akcji ani silić na wymyślne kreacje bohaterów: prostota w zestawieniu z bajkową fabułką to w zasadzie połączenie wystarczające na dobrą historyjkę. Najwyraźniej Sorn Gara zdaje sobie z tego sprawę i swoją propozycją wpisuje się w cały szereg bajek „dobranockowych” – tworzy postać Pana Toti, małego człowieczka, który mieszka w pniu drzewa. Ponieważ autorka samodzielnie ilustruje swoje historyjki, czytelnicy mogą się bez trudu przekonać, że z „człowieczka” Pan Toti ma jedynie ręce i nogi (ewentualnie jeszcze postawę wyprostowaną) – wyrysowany na planie lekko koślawego trójkąta Pan Toti przypomina trochę Muminki, a naprawdę nie jest podobny do żadnego kreskówkowego bohatera: ot, oko, dwie dziurki w wydatnym nosie i kreskowy uśmiech – oto cały, maksymalnie uproszczony Pan Toti.

Siłą opowiastek, jakie proponuje Sorn Gara, tkwi jednak gdzie indziej – a mianowicie w pomysłowym operowaniu czarodziejskimi bajkowymi motywami. Autorka prowadzi fabułę najzupełniej naturalnie, do pewnego momentu. Potem wprowadza element nietypowy, element, który jest jednocześnie wyznacznikiem baśniowości – i który wprowadza zaskoczenie.

Ponieważ mamy do czynienia z cyklem historyjek, Sorn Gara dba o to, by wprowadzić powtarzalne motywy, nadające całości spójny charakter. Do takich klisz informacyjnych należy przedstawianie głównego bohatera – z początku każdej książeczki znajduje się krótkie wprowadzenie, które mieści opis Pana Toti. Pan Toti ma swoje stałe przyzwyczajenia i upodobania, odpowiednio w każdym tomiku eksponowane, co w książeczkach sprawia wrażenie spokoju.

Pan Toti to postać sympatyczna i miła – w propozycjach Skrzata nie ma złych uczuć i emocji, jedynym dopuszczalnym minorowym nastrojem, który pełni rolę katalizatora fabuły, jest lekki smutek: nawet obecność złośliwych bliźniaków nie zmienia ciepłego brzmienia tych opowiastek. Pod swoim domkiem Pan Toti ma kopalnię, w której szuka skarbów – z reguły wykopuje zaczarowane przedmioty, które stają się potem centralnym punktem fabuły. Ale w „Panu Toti”, chronologicznie najwcześniejszej części cyklu, ważniejsze wydaje się znalezisko Hehela, przyjaciela Pana Toti: z jajka, które wypadło z gniazda i trafiło pod troskliwą opiekę bohatera wykluwa się bowiem… prawdziwy smok. „Zielone, ogoniaste i skrzydlate” w miejsce spodziewanego, ślicznego i puszystego pisklątka będzie nie lada zaskoczeniem dla bohaterów. Tymczasem smok przeżywa ogromną tragedię – nie potrafi latać, mimo wykorzystania przez Hehela i Pana Toti wszelkich pomysłów – bajkowych (sprowadzenie inteligentnego ptaka jako nauczyciela) i kulturowych (patent Dedala). Na szczęście kopalnia pod domem bohatera mieści cały zestaw magicznych akcesoriów, które mogą pomóc w rozwiązaniu kryzysu.

W „Panu Toti” uwagę zwracają kolory rysunków. Jedynie przybliżenia co bardziej skomplikowanych drobiazgów są utrzymane w czarno-białej tonacji. Większość dużych obrazków ma przyciągać wzrok właśnie dzięki intensywnym (chociaż nie jaskrawym) barwom. Świat Pana Toti wzorowany jest na ludzkim, różni się jednak od niego, i to znacznie, w wielu szczegółach: drzewa bajkowej krainy mają raczej fantastyczne kształty (mimo że wszystko w tej historyjce utrzymane jest w formach jak najprostszych).
„Pan Toti” ma dobranockowy – i może nieco kreskówkowy – charakter. Nadaje się jako lektura na dobranoc dla kilkulatków, a także jako zwyczajna książeczka do czytania na co dzień.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz