czwartek, 3 grudnia 2009

Piotr Milewski: Szkice glanem

Niebieska Studnia, 2009.

Poetyka glana


Ślady pozostawione przez glany są wyraziste. Przeważnie niechciane, niewygodne, trudne do usunięcia, ale i momentami fascynujące. Takie właśnie utwory znajdują się w „Szkicach glanem” Piotra Milewskiego. Zbiorek ów to książka, która wprawiła mnie w niekłamany zachwyt. Poetyka glana w połączeniu z mocną intertekstualnością i zacięciem satyrycznym, a także – akcentami pastiszowości – czyni z publikacji Niebieskiej Studni rzecz niebanalną i kuszącą.
Piotr Milewski kreuje się na buntownika – poczynając od zdjęcia na czwartej stronie okładki (długowłosy facet w stylu Perepeczkowego Janosika z tatuażami na muskularnych ramionach) – po wizerunki tekstowe. Bohater części felietonów jest rzetelnym dziennikarzem. Tak rzetelnym, że sprawdzić musi wszystko. Wpływ alkoholu na pracę, diabła, który podobno zamieszkał na Greenpoincie, końską przeszłość jednej ze sławnych aktorek. Z czasem przechodzi ów bohater rozmaite metamorfozy, staje się królikiem doświadczalnym dla pisarza, doświadcza zwielokrotnienia jaźni, w przypadkowo spotkanych przechodniach wyzwala najniższe, agresywne instynkty, snuje plany podboju świata, zmienia płeć jak rękawiczki, a czasem po prostu przedstawia plastycznie zmiany nastroju. Problem w tym, że przegląd tematów, jakie w „Szkicach glanem” się pojawiają, absolutnie nie odzwierciedla dynamiki zbiorku. Bo bunt Milewskiego poza lekką dozą absurdu wprowadzanego do codzienności przejawia się przede wszystkim w języku – realizacje pomysłów są prawdziwą atrakcją utworów.
Nie ma w tym tomiku półśrodków, Milewski tratuje glanami czytelników, wymierza celne kopniaki rutynie i konwencji, idealnie trafia tam, gdzie akurat ma ochotę uderzyć. Do tego nie wystarczy sprawne pióro – potrzebna jest jeszcze zdolność postrzegania. Piotr Milewski nie czeka z puentami na koniec tekstu – trafne komentarze wbija do utworów zanim jeszcze staną się możliwe do przewidzenia. Umieszcza je bezbłędnie z punktu widzenia satyry. Co ważne – nie powtarza tych samych chwytów, nie da się wyznaczyć w „Szkicach glanem” konkretnych „ulubionych” środków i zabiegów, którymi Milewski posługuje się niemal odruchowo. Ma na to prawdopodobnie wpływ talent parodystyczny, rewelacyjny słuch autora, umożliwiający odwzorowywanie prawdziwych i wymyślonych gwar czy najbardziej typowych językowych błędów. Indywidualizacja postaci przebiega więc na płaszczyźnie języka – ale także w warstwie charakterów i wyglądów, bo przecież z pozoru zwyczajni ludzie są tu wtrącani w nonsensowne okoliczności, to sprawia, że w miejsce stereotypów i płaskich opowiadań pojawiają się historie żywe i barwne – co z tego, że nierealne?
Najlepiej jednak odwaga językowa przejawia się w utworach rymowanych. Tu zbliża się Piotr Milewski pod względem wynalazczości do „Słopiewni” Tuwima, czasem do Bolesława Leśmiana i do futurystycznych poszukiwań Brunona Jasieńskiego. „Spolegają raźnie, chwist popyla chysio, / Flancuje papiórek, kwile cyk / Dobija Manuel, Rosita i Rysio. / Skąd Rysio? A wturlał przez piecyk” – snuje autor swoją opowieść, sens jej wtapiając w sferę brzmienia i pozwalając czytelnikom na dokonywanie samodzielnych interpretacji. Historia płynie swobodnie, niezależnie od reguł gramatycznych, czasem przypomina obcy żargon, ledwie zrozumiały, a przecież kuszący. Milewski nie proponuje bełkotu (choć jeśli ktoś nie zechce zadać sobie trudu i prześledzić tekstu, tak będzie zapewne uważał) – to raczej alkoholowo-narkotyczne wizje wzbogacone o pierwiastek bezinteresownej satyry. Kreację młodego gniewnego zaburzają tu bogate erudycyjne wstawki – ślady międzytekstowej korespondencji zaczynają się w tytule, a potem powracają w kolejnych utworach. Milewski bawi się formą, dedykacjami i klasycznymi wersjami opowiadań.
W „Szkicach glanem” absurd, choć stale obecny, nie dominuje nad treścią, raczej ją warunkuje (dla porównania – Niżej Podpisany w swoim czterotomowym cyklu absurd wysuwa na pierwszy plan). Piotr Milewski jest logiczny i naturalny – do czasu, zaskakując czytelników pomysłami na rozwój fabuły, wprowadza ich w świat nieokiełznanej wyobraźni, pofragmentowanej i niepełnej, przez swoją odłamkowość zwielokrotnionej, niepojętej i niemożliwej do ogarnięcia. Zdecydowanie, glanem można całkiem sporo wyrazić. Nawet bardzo dowcipnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz