Czytelnik, Warszawa 2009.
Wyznanie Konstantyna
Historycy przeważnie przegrywają z literatami walkę o uwagę przeciętnego czytelnika. Konieczność prezentowania suchych faktów (a nawet i poddawania owych faktów subiektywnym interpretacjom) zawsze wydaje się mniej atrakcyjna od fabularyzowania, postacie i wydarzenia historyczne, jeśli nie staną się kanwą literackiej opowieści, raczej nie rozpalają zbiorowej wyobraźni. Być może przyczyną takiego podejścia zwykłych odbiorców okaże się jednopłaszczyznowość historycznych relacji, postawienie na intrygę i przebieg konkretnych „akcji” z całkowitym pominięciem warstwy psychologicznej czy emocjonalnej.
Wystarczy jednak sięgnąć do esejów współczesnych historyków, by przekonać się, jak bardzo krzywdzące mogą być sądy o nudnych czy nieatrakcyjnych omówieniach minionych czasów. Paul Veyne w książce „Początki chrześcijańskiego świata (312 – 394)” udowadnia, że rejestr dziejów także może być frapujący. Początki chrześcijaństwa większość czytelników kojarzyć będzie zapewne ze scenami z „Quo vadis” – lecz francuski historyk sięga do punktu, którego nie waha się określić przełomowym: momentu, w którym chrześcijaństwo w cesarstwie rzymskim mogło się przekształcić z małej sekty (terminu tego autor nie używa się w znaczeniu wartościującym!) w dominującą religię.
Postacią, która według autora odegrała kluczową rolę w procesie upowszechniania chrześcijaństwa był cesarz Konstantyn Wielki – władca ów przyjął nową wiarę, kiedy ogromną większość jego poddanych stanowili poganie: polityka religijna Konstantyna po 312 roku będzie interesowała historyka najbardziej. Veyne pokazuje, jaki wpływ na ludzi miały decyzje sprzyjającego chrześcijanom cesarza, opisuje nietypowe rozwiązania, stosowane przez Konstantyna. Stara się naświetlić różnice między nową wiarą, a wierzeniami pogańskimi i wytłumaczyć ich znaczenie dla przeciętnego człowieka. Cały rozdział swojego eseju poświęca postaci cesarza, próbuje też odkryć mechanizmy funkcjonowania pogańsko-chrześcijańskiego imperium, a rozważania swoje zamyka istotnym dzisiaj i dzielącym polityków pytaniem o chrześcijańskie korzenie Europy. Paul Veyne pisze przekonująco, niekiedy podejmując polemikę z innymi historykami, ale nie chce na siłę przekonywać odbiorców do swoich spostrzeżeń. Argumentuje, ale nie ucieka się do erystyki, retoryczny styl wypowiedzi służy raczej uatrakcyjnieniu samego tekstu i ma przykuwać uwagę czytelnika, nie nawracać go na określone ideologie. To szczególnie cenna umiejętność, pozwala bowiem uspokoić tok lektury przy jednoczesnym budzeniu zainteresowania. „Ludzki” wymiar historii nadaje się tu natomiast przez przywoływanie przekazów o proroczym śnie Konstantyna – czy powiązanie jego prywatnych decyzji z losami całego cesarstwa.
Postmodernistyczna humanistyka wykorzystuje często efektowne porównania. Paul Veyne także w swoim eseju kilka razy pokusił się o obrazowe analogie – do takich należy choćby ukazanie chrystianizmu jako bestsellera (i w konsekwencji piekła na kształt thrillera) czy zestawienie cesarza Konstantyna z Leninem i Trockim, zresztą odwołania do marksizmu pojawią się tu w kilku odsłonach. Veyne sięga po mocno rozbudowane przypisy, w których zamieszcza anegdoty i dygresje (warto więc nie omijać tej części eseju podczas lektury), ostrożnie porusza się na obszarze „delikatnej materii” – wiary, co nie znaczy, że opowiada się za konkretnym wyznaniem. Wprowadza kategorie, które być może pomogą czytelnikom zrozumieć sens przemian zapoczątkowanych przez władcę – a czasem odchodzi od powszechne głoszonych tez (teoria pochodzenia Konstantynopola). Tom „Początki chrześcijańskiego świata (312 – 394)” obfituje w zaskakujące i ciekawe wiadomości na temat rozwoju chrystianizmu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz