Czytelnik, Warszawa 2009.
Walka z sobą
Po Sołżenicynie właściwie wspomnienia z czasów spędzonych w łagrach nie dziwią i nie szokują. W często potężnych objętościowo tomach jednak, poza faktami, liczą się przecież indywidualne świadectwa humanizmu, próby zachowania człowieczeństwa w najmniej ku temu sprzyjających warunkach. Autonomiczne historie, spisywane dla pamięci potomnych, kryją w sobie odpowiedzi na wiele pytań. Wstrząsające relacje łączą w sobie literaturę faktu z wysmakowanym (czasem – niespodziewanie, w końcu poetyka dokumentu schodzi na dalszy plan) opisu. „Stroma ściana” Eugenii Ginzburg po raz pierwszy została opublikowana w całości – i prowadzi czytelników przez osiemnaście niewyobrażalnie długich lat życia w więzieniach i łagrach.
Autorka, zaaresztowana w 1937 roku za absurdalne przewinienie (nie zdemaskowała rzekomego trockisty) została skazana na wieloletnie więzienie. Wraz z innymi „politycznymi” przeszła katorgę niekończących się przesłuchiwań, szantaży i konfrontacji z dawnymi przyjaciółmi, którzy w toku bezsensownego śledztwa zgodzili się oczernić wszystkich, byle tylko ocalić siebie. Trzydziestoletnia kobieta, matka dwóch chłopców, początkowo wierzy jeszcze w sprawiedliwość i ma nadzieję, że uda jej się oczyścić z zarzutów – z czasem jednak pojmuje, że nie wygra z ogromną maszyną do czystek partyjnych. Nie jest przecież jedyną ofiarą Trzydziestego Siódmego – aresztowania na masową skalę odbierają szansę na normalne życie całym rzeszom niewinnych ludzi. Koszmar więziennej egzystencji przedstawia Eugenia Ginzburg, przetykając opisy metod śledczych próbą ocalenia człowieczeństwa i… sposobami przechytrzenia strażników. Proces aklimatyzacji oznacza nawiązywanie się prawdziwych przyjaźni, wykraczających nawet poza więzienne mury. Oznacza opanowanie możliwości porozumiewania się z towarzyszami niedoli, analizowanie kolejnych przesłanek, rozpracowywanie kolejnych stróżów. Eugenia Ginzburg ocalenia siebie szuka w literaturze. Powtarza sobie wiersze, które czytała kiedyś, znajdując w nich zupełnie nowe wartości. Układa własną poezję, wielokrotnie cytując te same wersy. Ucieczka w twórczość nie jest pustosłowiem – autorka w relację wplata niekiedy małe fragmenty rymowanek i cytaty, które podnosiły ją niegdyś na duchu. Pokazuje, jak ważne były przywołania arcydzieł literatury dla współwięźniarek i jak, paradoksalnie, poezja dawała nadzieję na przetrwanie. Z czasem w „Stromej ścianie” zaczynają się pojawiać inne pomysły na zachowanie zdrowych zmysłów, dla Ginzburg natomiast zawsze równie ważne jak ocalenie życia będzie oclenie duszy. Wyniszczona przez więzienne, a potem i łagrowe warunki, stara się nie zwariować, mało tego – nie stosuje wobec siebie taryfy ulgowej, zachowuje honor i godność – w „Stromej ścianie” mnóstwo jest wspomnień dotyczących poprawy warunków bytowych kobiet, które zaczęły parać się prostytucją, lub podporządkowujących się władzom. Dla Eugenii Ginzburg czyste sumienie jest ważniejsze niż korzyści materialne. Ale też autorka spotyka na swojej drodze wiele pokrewnych dusz, towarzyszek niedoli, bardziej doświadczonych więźniarek, które roztaczają nad Ginzburg opiekę. W łagrze znajduje autorka swoją wielką miłość, drugiego męża.
W „Stromej ścianie” kwestie głodowych przydziałów jedzenia i wycieńczającej pracy oraz chorób są uzupełnieniem opowieści o ludziach, którzy nie dali się złamać. Czasem Ginzburg zatrzymuje się nad drobiazgami – pisze na przykład o igłach z rybich ości i nitkach z włosów – zestawie do cerowania pończoch. Partii zaskakujących współczesnego czytelnika będzie w tej książce więcej. Ale historia nie zamyka się z chwilą opuszczenia łagru – potem Eugenia Ginzburg podejmie starania o sprowadzenie do siebie młodszego syna i – adopcję jednej z sierot, czeka też na ukochanego i przeżywa kolejne aresztowanie. Relacja ze „Stromej ściany” dziś brzmi miejscami aż absurdalnie, tym ważniejsze jest to świadectwo pamięci.
Autorka opisuje koszmarną rzeczywistość z perspektywy czasu („Stroma ściana”, która została opublikowana, to w dodatku druga, przeredagowana wersja wspomnień). Z rzadka uprzedza fakty – dopowiedzenia do konkretnych sytuacji przybierają wówczas formę nawiasowych wtrąceń i komentarzy – nie chodzi w końcu w „Stromej ścianie” o budowanie napięcia, a o rejestr przeżyć oraz doznań. „Tę moją własną wewnętrzną próbę pokonywania >>stromej ściany<< pragnęłabym przekazać czytelnikowi; bardziej zależy mi na tym niż na zwyczajnej kronice męki” – wyznaje w zakończeniu Ginzburg. Książka nie jest obliczona na wywoływanie silnych wzruszeń, to świadectwo, a nie nadzieja grania na emocjach odbiorców. Autorka zrezygnowała z nadmiernej uczuciowości, momentami jej styl wydaje się aż beznamiętny – przyłożyła bowiem większą wagę do szansy na przetrwanie i próby charakteru. Ekstremalne wyzwania związane z katorżniczą pracą i kilkudziesięciostopniowymi mrozami – a wcześniej z torturami, które stosowano, by złamać opornych więźniów politycznych – momentami tracą na znaczeniu, kiedy w grę wchodzi ta najważniejsza i najtrudniejsza walka z sobą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz