Prószyński i S-ka, Warszawa 2008.
Diariusz epistolarny
O genezie tej książki pisać właściwie nie ma sensu: zapiski z codziennych wydarzeń miały stanowić swoistą kronikę zwyczajności, tekst dla Adama Michnika. Agnieszka Osiecka od pierwszych zdań swojej relacji wspomina o pomyśle, który zapewniłby aresztowanemu wielostronny ogląd tego, co działo się „na wolności”. Notatki (najczęściej w formie listów, ze zwrotami do adresata – połączyła tu Osiecka dwa charakterystyczne gatunki) składają się na obraz życia od czerwca do listopada 1985. Nie jest ich wiele – wystarczają na dość szczupłą książkę, gęsto przetykaną zdjęciami i fotokopiami z rękopisu.
„Na wolności” to dziennik specyficzny, zapewne takie wrażenie będą mieć odbiorcy tomu. Przede wszystkim ze względu na stosunek autorki do „Adama”. Początkowo Osiecka gloryfikuje go, traktuje jak prawdziwego przyjaciela, martwi się i zadręcza – by w pewnym momencie napisać „znamy się tak mało (w sensie prywatnym), że chciałam w tym dzienniku uniknąć prywatnych wynurzeń. Ot, chciałam Ci opisać dzień po dniu, różne zdarzenia, bez komentarzy”. Nagle Michnik staje się kimś odległym, niemalże zupełnie obcym. I tu rodzi się dysonans poznawczy: jak bowiem uwierzyć w szczerość wcześniejszych zachwytów? Wydaje się, że Agnieszka Osiecka popada w patos i zbędną egzaltację, przez to posługuje się hiperbolizacjami – kiedy przesadnie wygasają, a dziennik przestaje być manifestacją, lektura uspokaja się i przynosi więcej przyjemności.
Wbrew deklaracjom o unikaniu prywatnych wynurzeń, „Na wolności” tylko z nich się składa. Osiecka opisuje swoje życie dzień po dniu – tworzą je nie tylko spotkania z przyjaciółmi (swoją drogą szkoda, że redaktorzy tomu nie pokusili się o opatrzenie imion przypisami – żeby rozszyfrować tożsamość niektórych bohaterów, trzeba skorzystać z indeksu nazwisk), ale i swoje codzienne przemyślenia, troski i zmartwienia. To dużo więcej niż wynurzenia prywatne – dziennik przyjmuje wręcz poetykę zwierzenia. Dylematy, rozmowy, notatki na marginesach – wszystko to jest próbą zatrzymania w kadrze chwili nieistotnej (gdyby chcieć wynotować z książki wydarzenia ważne, nie wiem, czy zajęłyby stronę). Osiecka nie troszczy się o puentowanie kolejnych listów, unika pisania po coś – stąd też epistolarna diariuszowość tomu. Pojawia się tu kilka anegdot, trochę pytań retorycznych, kłopotów (ciekawie prezentuje się obraz nastoletniej Agaty Passent, dziecka, którego wychowanie przysparza Osieckiej wielu powodów do płaczu).
Dzienni ten jest mocno skrótowy. Osiecka pisze krótkie zdania i łączy je w krótkie akapity, rzadko zatrzymuje się nad czymś na dłużej. Relacjonuje fakty, często bez żadnego komentarza, szybko przeskakuje do następnych spraw, nie ma kiedy wrócić do przeszłości. Ten pospieszny rytm sprawia, że listy do Adama wyglądają jak poszarpane, niepełne, a już na pewno nie – przedstawiające świat na wolności.
Nie wiem, czy ma dzisiaj sens czytanie „Na wolności” jako deklaracji politycznej – pewnie taki odbiór jest uprawomocniony i znajdą się jego amatorzy – ja jednak wolę oderwać zapiski Osieckiej od kontekstu i śledzić je jako jeszcze jedną próbę unieśmiertelnienia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz