Klin, Warszawa 2009.
Porwanie Chmielewskiej
W twórczości Joanny Chmielewskiej spotykamy się z dwiema podstawowymi strategiami narracyjnymi. W pierwszej trzecioosobowy, wszystkowiedzący narrator spoza galerii postaci prezentuje kolejne wydarzenia, druga strategia narracyjna polega na pierwszoosobowych opowieściach jednej z bohaterek, przeważnie – Joanny, alter ego pisarki. W ostatnich książkach autorki humorystycznych kryminałów przeważa obecność relacjonującej przebieg akcji starszej już pani. Pierwszoosobowa narratorka starzeje się uczciwie razem z pisarką, a co za tym idzie – chociaż wciąż stara się być w centrum wydarzeń, to jednak ma coraz mniejsze możliwości nadążania za przestępcami. W efekcie najnowsze powieści Joanny Chmielewskiej to przede wszystkim śledztwa gadane i mocno rozbudowana dedukcja. Przypuszczalnie stąd biorą się zarzuty o braku dynamiki: nawet przy najszczerszych chęciach Joanna nie dorówna już młodzieży, pozostaje jej rozmowa z przyjaciółmi i wysnuwanie wniosków przy dobrym alkoholu (notabene, jedno z przyzwyczajeń pisarskich zaczyna tu być denerwujące – jeśli pojawia się kieliszek wódki, to zawsze, za każdym absolutnie razem „uczciwej czystej”. O ile czystą da się jeszcze wytłumaczyć, o tyle już uczciwość wódki wydaje się być podkreślana zupełnie niepotrzebnie). Jeśli trzeba kogoś pośledzić, pozdobywać materiały, czy zwyczajnie powęszyć, oddaje Chmielewska te zajęcia młodym, energicznym bohaterkom. Siłą rzeczy takie rozwiązanie powoduje rozdźwięk w fabule.
„Porwanie” wykorzystuje właśnie ten sposób omówienia akcji. Czego nie wykryje Joanna, tego dowiaduje się stopniowo Natalka – przedsiębiorcza dziewczyna, przypominająca Joannę z młodych lat. Joanna za to przyjmuje we własnym domu grono znajomych i przyjaciół i wraz z byłą prokurator, Anią, a także przedstawicielami władz śledczych próbuje odkryć tajemnicę seryjnych porwań dla okupu. Początek „Porwania” to powrót do znanej i lubianej Chmielewskiej – dom sławnej pisarki staje się areną działań brygady antyterrorystycznej. Z właściwym sobie humorem Joanna Chmielewska przedstawia zdarzenie, które zapoczątkowało nową intrygę kryminalną. Od policji dowiaduje się, że została porwana, a bandyci żądają za nią okupu, grożąc uszkodzeniami ciała. Absurd sięga zenitu przy telefonicznych konwersacjach z porywaczami (tu przychodzi na myśl „Krowa niebiańska”). Tyle że powieść traci tempo, kiedy retrospektywne relacje zaczynają dominować nad sprawami bieżącymi – potem już akcja rozpływa się w rozważaniach i dyskusjach, które mają popchnąć śledztwo do przodu i choć czasem Chmielewska do ukochanego przez czytelników stylu powraca, to jednak widać, że koncentruje się przede wszystkim na rozplątywaniu skomplikowanych intryg i odsłanianiu meandrów dedukcji.
Wydaje mi się że „Porwanie” to kryminał potraktowany bardzo poważnie. Kiedyś Chmielewska bawiła się konwencjami, zauważało się w jej powieściach niewymuszoną radość pisania. Tu momentami brakuje tej lekkości, uwaga autorki przesunęła się ze stylu narracji na fabułę – a kiedy koncentruje się na budowaniu akcji, nie ma już ochoty na dopieszczanie warstwy opisu. Dochodzi do głosu być może sentyment dla gatunku, być może – rutyna.
Daleka jestem jednak od tego, żeby „Porwanie” krytykować. Podobała mi się ta książka, kilka razy mnie rozśmieszyła, miejscami przypomniała dobre powieści Chmielewskiej, zapewniła przyjemny powrót do przeszłości. Świetny początek rozbudza po prostu apetyt, daje nadzieję na smaczną historię, mocno humorystyczną, odważną i szybką. Tymczasem czytało się przyjemnie, ale niektórym może to nie wystarczyć.
Joanna Chmielewska utkała „Porwanie” z mikrofabuł, poszczególne przypadki ofiar porywaczy sklejają się ze sobą i tworzą mozaikę. Spoiwem jest natomiast komentarz grona, które w poprzednich książkach (zarówno powieściach jak i autobiografii) zostało już odbiorcom bardzo dokładnie przedstawione. Pisarka udowodniła „Porwaniem”, że potrafi wrócić do dawnej formy – wielbicielom optymistycznych powieści kryminalnych najnowsza książka Chmielewskiej powinna wystarczyć, mimo że do bestsellerów sprzed dekad jej daleko.
Wszystko okej, tyle że, o ile pamiętam, Ania była sędzią, nie zaś prokuratorem. Dodam jeszcze, że jak na mój gust, przewija się zbyt wielu bohaterów.
OdpowiedzUsuńPrzykro mi ,ale mogę jedynie powiedzieć że "Porwanie" faktycznie nie porywa.Jest to pierwsza i mam nadzieję ze ostatnia książka pani Joanny ,której nie dałam rady doczytać do końca.Nuda,nuda,nuda.Wielka szkoda bo Chmielewską uwielbiam.Trzymam kciuki za następną książkę,oby dorównała mojej ulubionej pt:"Złota Mucha."
OdpowiedzUsuń