Marginesy, Warszawa 2025.
Z obrazów
Jackie Wullschläger nie ma łatwego zadania. Przedstawienie biografii artysty, który walczyć musiał nie tylko z własnymi demonami, ale i ze światem ogarniętym antysemickimi dążeniami znacznie przekracza objętość pojedynczego tomu, nawet tak obszernego. „Chagall” to wielka opowieść – wielka pod kątem artystycznych poszukiwań i pod kątem układania sobie prywatnego życia, zawsze w opozycji do nastrojów społecznych czy czasów. A jednocześnie autorka rezygnuje z jednoznacznie akademickich relacji, chociaż sporo energii wkłada w to, żeby uświadomić czytelnikom, na czym polegała przełomowość w podejściu do sztuki bohatera książki. Liczy się dla niej w pierwszej kolejności artyzm, pogląd na tworzenie i same twórcze akty – działania, które mają ukształtować wybitnego artystę, a przy tym zapewnić mu byt. Dość szybko jednak w życiu Chagalla pojawia się Bella, największa miłość i późniejsza żona oraz matka jego córki – i tu już odpowiedzialność za utrzymanie rodziny coraz bardziej będzie się kłócić z powinnościami artysty. To rozedrganie autorka tomu próbuje odzwierciedlić w narracji. Bardzo chętnie zajmuje się życiem osobistym Chagalla, bez przerwy do tego wraca, żeby naświetlić czytelnikom kolejne wyzwania i trudy codzienności – zwłaszcza gdy ruchy społeczne wpędzają w ubóstwo i wymuszają na artystach szukanie kompromisów.
Chagall to w dużym stopniu kolorysta, ale z drobnych czarno-białych reprodukcji rozsianych po tomie trudno będzie to wywnioskować, pojawia się mało (zawsze zbyt mało) kolorowych prac – ale Jackie Wullschläger stara się oddać ten motyw w barwnych opisach, zajmuje się technikami i kompozycjami bohatera książki, wprowadza komentarze dotyczące samych dzieł tak, żeby poprowadzić czytelników, żeby pozwolić im na samodzielne odkrywanie tej twórczości. Równolegle prowadzi opowieść dodatkową – o życiu towarzyskim czy o kontekstach społecznych, o tym, w jakim świecie przyszło Chagallowi funkcjonować. I dopiero na tej podstawie buduje relację dotyczącą rodziny i wyborów sercowych oraz związków z przyjaciółmi – tak, żeby odbiorcy uzyskali jak najbardziej nasyconą nie tylko artystycznymi zagadnieniami książkę. To rozwiązanie okazuje się skuteczne, bo „Chagall” to tom, który czytelników zatrzyma na dłużej. Co ważne, autorka rezygnuje tu z nawiązywania kontaktu z odbiorcami, nie chce się im podporządkowywać – przez dłuższy czas prowadzi opowieść w stylu klasycznej popularnonaukowej lektury, dopiero zmuszona koniecznością – to jest obyczajowymi zawirowaniami – wprowadza odrobinę uczuć do opowieści. Chagall jest tu rozczytywany z różnych perspektyw i nie zawsze efekty takich obserwacji będą dla odbiorców oczywiste: tym lepiej dla publikacji. „Chagall” to trochę pozycja, która przywraca malarza do powszechnej świadomości, a trochę pokazuje świat utrwalany przez niego – świat, który przestał istnieć. Jackie Wullschläger nie kieruje się sentymentami ani poprawnością polityczną, szuka za to sposobu na uzmysłowienie odbiorcom, jak ważna jest sztuka w codziennym życiu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz