wtorek, 18 listopada 2025

Masza Potocka: Ja

Czytelnik, Warszawa 2025.

Perspektywa

Masza Potocka chce żyć jak nieprzyzwoita kobieta, czyli jak przeciętny mężczyzna. Nie daje o tym czytelnikom swojej autobiografii zatytułowanej „Ja” zapomnieć – bo zamiast zajmować się kwestiami zawodowymi i artystycznymi poszukiwaniami, zwłaszcza tymi, które wyzwoliły wiele kontrowersji – bez przerwy powraca do swoich łóżkowych podbojów i przedstawia kolejnych mężczyzn, z którymi dzieliła seksualne wzloty. W efekcie ten, kto szuka wiadomości ze świata historii sztuki i relacji z prezentowania tejże sztuki w różnych warunkach, okolicznościach (społecznych i politycznych) oraz w obliczu swoistego braku zaufania do kultury – może się rozczarować. Kto jednak potrzebuje buduarowych wspomnień i wyznań, a nade wszystko galerii kochanków szczegółowo przedstawionych, będzie czuł się usatysfakcjonowany lekturą. „Ja” to książka wyjątkowo przechylająca ciężar narracji w stronę intymności – niekoniecznie nawet przez odbiorców pożądanej. Staje się performensem samym w sobie, bez większych nadziei na odniesienia do burzliwych momentów z życia zawodowego.

Autorka przedstawia siebie jako kobietę wyzwoloną i gotową na kolejne seksualne przygody. Podbojów erotycznych jej nie brakuje, chwali się nimi bez przerwy – ale co pewien czas przypomina sobie, że prawdopodobnie taka postawa nie będzie mile widziana przez ogół czytelników – wprowadza więc do opowieści drobne usprawiedliwienia i komentarze podkreślające jej racje. I to robi zupełnie niepotrzebnie: nieprzekonanych nie przekona, a reszcie da do zrozumienia, że sama niekoniecznie czuje się komfortowo z własnymi wyborami. Co z kolei każe zastanowić się nad tym, czy rzeczywiście wierzyć w głoszone przez nią przekonania, czy to tylko kreacja dla wywoływania kolejnych skandali (chociaż otwarte przyznanie się do aborcji już samo w sobie zapewne dla sporej części czytelników takim skandalem będzie).

O galeriach i twórcach będzie tu naprawdę niewiele – MOCAK przewija się tylko w tle w pewnym momencie, chyba najwięcej energii przeznacza Masza Potocka na zobrazowanie domowej galerii w pustym pokoju – prowadzonej razem z mężem. Jeśli więc ktoś ma nadzieję na poznawanie kulis działań wystawienniczych, może ją szybko porzucić.

Ale nie porzuci przy tym raczej książki, bo bez względu na silny subiektywizm i przekonanie o własnej nieomylności, bez względu na swoiste zadufanie, które wyziera z kolejnych opowieści (autorka nie ogląda się na innych i nie zamierza wykazywać się empatią), pisze ciekawie. I nie o treść chodzi, a o styl – język tej publikacji zatrzymuje odbiorców, kieruje uwagę na melodyjne frazy i na sprawność w posługiwaniu się piórem. Masza Potocka pisać może – robi to kąśliwie i bez krygowania się. Jest szczególnie wprawna w portretach, potrafi w krótkich zdaniach uchwycić sens osobowości swojego modela – a że w ten sposób buduje momentami konterfekty wręcz bezlitosne, tym lepiej dla książki. Kto po nią sięgnie, może przeżyć parę wstrząsów – co oznacza, że na rynku wydawniczym pojawia się coś nietypowego i przełamującego schematy. Masza Potocka chce sprawiać wrażenie osoby, której nie zależy na tym, jak oceniają ją inni – i to widać we fragmentach, w których odmalowuje siebie. A jednak dodatkowe usprawiedliwienia i nawet żale przenikające do narracji uświadamiają czytelnikom coś zupełnie innego.

„Ja” to z pewnością książka, jakich niezbyt wiele na rynku – nie przynosi ani autopromocji (chyba że na bazie sensacji), ani wyjaśnień. Jest rejestrem osobistych przystanków autorki, przefiltrowanym przez jej system wartości i przekonań. Jest głosem, do którego nie wolno dopuszczać innych głosów – bo inne głosy rozbiłyby tę strukturę, którą Masza Potocka buduje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz