piątek, 28 lutego 2025

Cazenove, Bloz: Zoo wymarłych zwierząt. Tom 3

Egmont, Świat Komiksu, Warszawa 2025.

Ratunek

Zoo zwykle budzi ambiwalentne reakcje, jednym kojarzy się z więzieniem dla zwierząt, inni widzą w nim szansę na ocalanie różnych gatunków, zwłaszcza obecnie, kiedy przepisy dotyczące pozyskiwania zwierząt są bardzo restrykcyjne. Oczywiście zoo jako mieszkanie dla rozmaitych stworzeń ma poważne wady, ale jest też trochę plusów – a już w przypadku Zoo Wymarłych Zwierząt plusy przesłaniają sceptycyzm. Trzeci tom komiksowy z serii Zoo Wymarłych Zwierząt to okazja do edukowania młodego pokolenia (przeważnie młodsi fani zwierząt będą po ten cykl sięgać, dla dorosłych humor jest tu trochę za bardzo oczywisty, chociaż i tak ambitny). Cazenove i Bloz bazują tu nie tylko na gatunkach, które wyginęły, ale też na tych krytycznie zagrożonych wyginięciem – w przypadku zwierząt, które jeszcze można spotkać na wolności, pojawia się na dole komiksu ramka z informacjami. To zaszczepi w najmłodszych potrzebę dbania o środowisko. To zoo nie zamyka i nie więzi, a ocala i chroni – poza jego murami nie można spotkać zwierząt, które wyginęły. W zoo funkcjonują różne istoty, ale to wygoda zwierząt ma priorytet. A to oznacza, że i zwiedzający, i pracownicy mogą spotkać się z efektami rozmaitych wybryków – kolejni bohaterowie nie tylko są żywi i zdrowi, ale też rozbrykani. Na tym polegać będzie część komizmu serii.

Przeważnie po zoo oprowadza pani weterynarz, młoda i po studiach – która dopiero tu przekonuje się, jakie wyzwania wiążą się z opieką nad „dziwnymi” dla niej gatunkami. Kolejni pracownicy także włączają się w opowieści – tłumaczą przybyszom zwyczaje wybranych stworzeń albo przyglądają się mieszkańcom z podziwem i zaciekawieniem. Znajdzie się trochę miejsca na opowiedzenie o danym gatunku, o jego zwyczajach i o wyzwaniach z nimi związanych – jest sporo niespodzianek i ciekawostek, a do tego – punktów wyjścia pod dalsze żarty. Cazenove stara się przemycać wiedzę, ale tak, żeby nie zanudzić dzieci i nie zniechęcać ich do dalszej lektury. Liczy się tutaj tempo (historyjki są zwykle jednostronicowe) i dowcip właśnie. Edukacja to dodatek. Mnóstwo kolorów, mnóstwo gatunków, mnóstwo kadrów z zadowolonymi minami nieco tylko antropomorfizowanych (w komiksowym celu) stworzeń – zabawa będzie przednia dla wszystkich, którzy zechcą przeczytać te opowiastki. Trochę Cazenove oddala smutek – w końcu tutaj ożywają istoty, których nie da się już spotkać w ich naturalnym środowisku. Ale są też takie, które niedługo mogą wyginąć za sprawą działań człowieka – i to właśnie dla nich autor podejmuje walkę.

Stawia Cazenove na wyraźne puenty, chce zaskakiwać czytelników, albo przynajmniej podawać im wiedzę w przyswajalnych dawkach, decyduje się zatem na wydarzenia łączące nieprzewidywalność zwierząt i ich charakterystyczne zachowania. Zwykle bawi odbiorców przez zderzenie oczekiwań ludzi z pomysłami zwierząt – w tym tomie znajdzie coś dla siebie każdy miłośnik zwierzęcych wybryków – nic dziwnego, że na rynku pojawia się już trzeci tom tej serii.

czwartek, 27 lutego 2025

Nora Roberts: Aż po grób

Świat Książki, Warszawa 2025 (wznowienie).

Sprawiedliwość

„My, Kasandra” – tak podpisują się sprawcy zamachów terrorystycznych w Nowym Jorku w listach kierowanych do porucznik Eve Dallas. We własnym mniemaniu walczą o sprawiedliwość i wymierzają ją, ale dla wszystkich jasne jest, że za Kasandrą kryje się grupa szaleńców, którzy nie cofną się przed niczym, byle tylko mordować. Chociaż Eve Dallas i tak próbowałaby rozwiązać tę sprawę, ma większą motywację, żeby się nią zająć – celem ataku wydaje się być jej ukochany mąż. Roarke nic sobie nie robi z zagrożenia, a przynajmniej nie zamierza się bać – nawet informacje o niebezpieczeństwie nie sprawiają, że zrezygnuje ze swojej rutyny. Tyle tylko, że Kasandra atakuje całe budynki i doprowadza do śmierci niewinnych ludzi. Tego już nie da się zignorować.

„Aż po grób” to kolejna powieść, którą Nora Roberts pisała jako J. D. Robb – i kolejna w cyklu Oblicza śmierci. Jednak poza walką z niewidocznymi przestępcami silnie akcentowane są tu wątki osobiste. Najpierw – relacja Eve i jej męża: to para, która ekstremalne emocje rozładowuje seksem – nawet kiedy sprzeczki małżeńskie mają przyćmić porozumienie, nie da się zaprzeczyć, że tych dwoje czuje coś do siebie i bez przerwy ulega pożądaniu. Tym razem jednak swoją drugą połówkę w burzliwym wydaniu znajduje także asystentka Eve – i to w człowieku, którego do tej pory najchętniej by unikała. Jakby tego było mało, pewien mężczyzna jest świadkiem przemocy wobec pięknej (zamężnej) kobiety i zrobi wszystko, żeby ocalić ją przed losem ofiary tyrana. Co chwilę autorka przełącza się na świat uczuć i na romanse – żeby zafundować czytelnikom serię wstrząsów odmiennych od poczucia zagrożenia.

Jest w tej powieści bardzo dużo sensacji. Liczą się filmowe sceny, widowiskowe sytuacje – walka z niebezpieczeństwem w wielkim stylu. Tu już nie będzie śmierci – będą następujące po sobie masakry. Nora Roberts chce szokować czytelników i wprowadzać poczucie zagrożenia, a jednocześnie koncentrować się na jednostkach. Dopiero możliwość rozwiązania zagadki co do tożsamości Kasandry (albo szefostwa Kasandry) zapewni szanse na spokój i powstrzymanie szaleńców. Reagować trzeba: prześladowców nie zadowolą ani pieniądze, ani sława – chodzi im o sianie zniszczenia. A sprawy pojedynczych bohaterów nieoczekiwanie mogą wiązać się ze sobą. Jest w tym tomie mnóstwo energii i intryga kryminalna wrzucona w centrum thrillera, jest rozrywka dla tych, którzy cenią sobie dynamiczne i pełne zagrożenia powieści. Nora Roberts wie, jak prowadzić wielowątkową narrację, w której stale odwraca uwagę czytelników od bieżących wątków i przekierowuje na inne sfery aktywności. Temat zagrożeń zamachami terrorystycznymi nabiera tutaj barw – i funkcjonuje jako koloryt lokalny dla przedstawienia prywatnych losów postaci. „Aż po grób” to kolejna powieść w cyklu – jednak nie trzeba znać poprzednich części, żeby czerpać przyjemność z tej lektury. Autorka nie odwołuje się do przeszłości bohaterów (przynajmniej nie w zakresie konieczności poznawania poprzednich ich losów, bo przecież traumy Eve Dallas są mocno akcentowane), za to częstuje czytelników efektownym tu i teraz.

środa, 26 lutego 2025

Bluey. Mini-Blue

Harperkids, Warszawa 2025.

Kopia

Wydawałoby się, że Bluey to cykl dla najmłodszych i nie można się po nim spodziewać wartościowych treści, tymczasem rodzina psów pokazuje małym odbiorcom parę ważnych prawd w kolejnych opowiadaniach. W „Mini-Blue” dzieci wymyślają zabawę w naśladowanie siebie. Blue zamienia młodszą siostrę, Bingo, w idealną kopię siebie. Używa nawet specjalnej kredy, żeby zmienić kolor sierści – Bingo wygląda jak Blue i tak ma się zachowywać. Problem w tym, że Bingo to ta grzeczna i miła pociecha, dziecko, które lubi spędzać czas na cichej lekturze albo zabawie, która nie generuje bałaganu. To Blue ciągle wpada w tarapaty, hałasuje, irytuje rodziców, męczy, śmieci i nie potrafi się na niczym skupić. W „Mini-Blue” Bingo wypada wręcz jako ta idealna siostra, Blue – jako ta, która powinna się zmienić, żeby cała rodzina mogła odetchnąć z ulgą. Kiedy zatem Blue przerabia Bingo na mniejszą wersję siebie i podpowiada jej, jak brykać i zachowywać się jak Blue – rodzice mają dwa razy więcej pracy z uciszaniem i poskramianiem małych bohaterek. Bingo jest przecież pojętną uczennicą i łatwo ją przekonać do aktywności, zwłaszcza że nie ma zmieniać swojego charakteru, tylko na chwilę udawać starszą siostrę. Rodzice proponują jednak, żeby obie siostry pobawiły się w naśladowanie Bingo. I teraz to Blue musi ograniczyć swoją nadaktywność, nauczyć się grzeczności i życzliwości, nieść pomoc, sprzątać i nie hałasować. Dociera do niej trudna prawda: być może rodzice woleliby mieć dwie Bingo w domu.

„Mini-Blue” to książeczka, która uświadamia dzieciom, że wszyscy się różnią i nikt nie jest przez to lepszy niż inni. Blue przeżywa męki zazdrości przez ten moment, w którym nie jest pewna, czy rodzice rzeczywiście nie woleliby, żeby zamieniła się w młodszą siostrę. Skoro Bingo może być sobą, dlaczego Blue nie? Wszystko to pojawiło się w niewielkim tomiku. Cała przygoda rozbawi dzieci – jest tu przecież dużo dynamiki, mnóstwo wyzwań, trochę naśladowania i sporo śmiechu (poza dylematem małej Blue). Bohaterki przez naśladowanie siebie mogą sprawdzić inne sposoby na codzienność – i być może zaczerpnąć coś ze wskazówek rodzeństwa, co sprawi, że wzbogacą swoje zachowania. Przekonają się też, że nie ma jednej recepty na bycie córką idealną, trzeba po prostu szanować innych i reagować na ich prośby. Książeczka jest picture bookiem, więc poza ważnymi treściami niesie też dzieciom kreskówkowe obrazki – przypomina o lubianych postaciach (zresztą komizm jest też podbudowywany za sprawą rysunków, najmłodszych przekonają zwłaszcza wizerunki dwóch Blue i dwóch Bingo) i daje szansę na rozrywkę. Ten tomik warto ocenić dopiero po uważnej lekturze – bo treści tu przekazywane najmłodszym należą do wyjątkowo istotnych i pomagają dzieciom w budowaniu własnej tożsamości.

wtorek, 25 lutego 2025

Daisy Goodwin: Diwa. Opowieść o Marii Callas

Marginesy, Warszawa 2025.

Uczucie

Maria Callas śpiewa o wielkich emocjach. Przeżywa na scenie doświadczenia, których nie zaznała w prawdziwym życiu, wciela się w role kobiet kochających i porzucanych. I chociaż śpiewa znakomicie, nie jest w tym autentyczna, przynajmniej we własnym mniemaniu. Do momentu, w którym w jej życiu pojawia się rodak, Grek, Aristo Onasis. Onasis jest bogaczem i realizuje każdą zachciankę, jaka przyjdzie mu do głowy. Z reguły zresztą trwoni majątek na zdobywanie pięknych kobiet. Aristo bez względu na więzy małżeńskie stawia na podboje miłosne – i wykorzystuje swój urok, żeby zawrócić w głowie kolejnym pięknościom. Aktualnie Maria Callas przeżywa męki na wieść o tym, że jej kochanek żeni się z wdową po prezydencie. Jednak sama historia miłosna zasługuje na przywołanie – dlatego też dzięki retrospekcjom odbiorcy dowiedzą się, jak zrodziło się niszczące uczucie i co Aristo w życiu Marii Callas robił.

Daisy Goodwin stawia na fabularyzowaną biografię, wybiera wyimek z życiorysu swojej bohaterki i chociaż stara się zadbać o temat głosu i wyzwań scenicznych, najbardziej kusi ją opowiadanie o miłości zakazanej i mocnej. Maria Callas dowiaduje się, że nie będzie mogła śpiewać do końca życia: jej głos ma określony termin przydatności, jest jak wazon ze złotymi monetami – kiedy Maria rozda wszystkie drogocenności, nie będzie mogła już śpiewać i cieszyć fanów swoim talentem. Sama przekonuje się, że od czasu do czasu miewa problemy z trafianiem we właściwe dźwięki: nie słyszy tego nikt poza nią, zresztą pochlebcy i tak by woleli się nie narażać niepotrzebną krytyką. W pewnym momencie Maria Callas przekonuje się, że kiedy poświęca wszystko pracy – nawet takiej, która daje radość – nie ma czasu na życie towarzyskie. Tymczasem w jej orbicie pojawia się też dziennikarka, która chętnie wkręci ją w cały system spotkań i imprez. I umożliwi spotkania z kimś, kto zawraca Marii w głowie. Autorka trzyma się tematu śpiewu jako życia – i umiejętnie przenosi uwagę odbiorców z dokonań zawodowych na sprawy uczuciowe. Romans z Onasisem ma wszystkie cechy idealnego wabika: w grę wchodzą wielkie pieniądze, zdrady i silne emocje, uczucia, których nie można zignorować, aż wreszcie pierwsze sygnały, że nie wszystko układa się dobrze. Jest tu wzajemna fascynacja i silne pożądanie, jest droga biżuteria jako sposób na podryw – ale są też rozbieżne życiowe cele. Sama miłość to za mało, żeby budować związek z kimś, kto nie ma na to ochoty i chce się tylko zabawić.

Gorzka jest to powieść, ale narracyjnie skomponowana tak, że ucieszy fanów historii obyczajowych. Daisy Goodwin dobrze czuje się wśród bohaterów z samego szczytu, radzi sobie z prezentowaniem ich przeżyć i pomysłów z wielkiego świata. „Diva. Opowieść o Marii Callas” to książka apetyczna i ciekawa – wprawdzie rejestruje tylko wyimek z egzystencji Marii Callas, ale jest to wyimek ważny.

poniedziałek, 24 lutego 2025

Rachel Williams: Warto czekać

Harperkids, Warszawa 2025.

Cierpliwości

Dzieci przeważnie nie rozumieją czasu, nie wiedzą, dlaczego na coś czekać albo ile coś trwa, nie są w stanie wytrzymać zbyt długo, jeśli na czymś im bardzo zależy. I książka w cyklu Opowieści 5 minut przed snem, „Warto czekać”, tłumaczy różnice i zależności, rytm życia lub zjawisk, które można zaobserwować, jeśli tylko odpowiednio długo się poczeka. Zdarzają się tu mocne uproszczenia (jak z księżycem, który wschodzi wieczorem i zachodzi rano), ale dla kilkulatków te wyjaśnienia będą satysfakcjonujące i też wystarczające, przynajmniej na początku. Każdy temat – od najkrótszego do najdłuższego w sensie czasowym – zajmuje dwie rozkładówki. Na pierwszej znajduje się opis tego, co dzieje się w określonym czasie, wcześniej podanym (w osiem minut światło słoneczne dociera do Ziemi, w dwanaście dni kos wysiaduje jaja). Ten opis pozwala dzieciom zapoznać się z wybranymi tematami, przyjrzeć się różnym sferom aktywności i rytmowi natury – oczywiście nie zabraknie tu tematu dziewięciu miesięcy na powstawanie człowieka. Druga strona to przegląd obrazkowy kolejnych wydarzeń. I tutaj to odbiorcy mogą się wykazać pomysłowością oraz sztuką prowadzenia narracji, w związku z tym, że nie ma żadnych wyjaśnień ani opisów. Kto sobie poradzi z interpretacją małych obrazków, będzie wiedział, co wymaga czasu i w jakim stopniu – może też ćwiczyć sztukę prowadzenia opowiadań. Jeśli jednak zadanie wydaje się zbyt trudne, dzieci mogą skorzystać z drugiej rozkładówki – na niej już rozpisane na obrazki i teksty pojawiają się kolejne etapy danego wydarzenia. Można dopasować komentarz do rysunku albo pojąć przesłanie, które wcześniej nie dawało się odszyfrować.

Każda z tych strategii wymaga innego rodzaju lektury: w pierwszym przypadku można próbować samodzielnie wyciągać wnioski, komentować dostępne ilustracje bez podpowiedzi i posiłkować się wyłącznie opisem pozbawionym interaktywnego charakteru. W drugim – Rachel Williams i Leonie Lord nawiązują już do standardowych picture booków edukacyjnych i stawiają na to, co sprawdza się obecnie na rynku – tworzą podpisy z informacjami wtapiane w wielkoformatowe ilustracje, tak, żeby najpierw przykuć uwagę dzieci przez grafiki, a później wprowadzić do ich świadomości pewne rozwiązania treściowe.

„Warto czekać” pokazuje, że nie wszystko na świecie trwa tak samo długo i że często trzeba uzbroić się w cierpliwość, żeby coś poznać lub odkryć. To publikacja przeznaczona na wieczorną lekturę – zgodnie zresztą z wymogami serii – ale przygotowana tak, żeby zaspokajała ciekawość i nastawiała dzieci na uważne obserwowanie rzeczywistości. Jest tu sporo ciekawostek – ale nie wszystkie mogły zostać odkryte i przedstawione, więc najmłodsi szybko przekonają się, że świat to mnóstwo zagadek i niespodzianek. „Warto czekać” to książka, która ma uczyć cierpliwości i wytrwałości, zgodnie z informacją okładkową: być może nie przyniesie dzieciom sposobu na cierpliwość, ale na pewno uświadomi im, że nie wszystko dzieje się natychmiast i czasami warto na efekty poczekać.

niedziela, 23 lutego 2025

Carl R. Rogers: O stawaniu się osobą

Rebis, Poznań 2025.

Sedno

To książka, która jest sposobem na zachowanie efemerycznych tekstów – głównie wystąpień z konferencji, ale także esejów i zachowanych przemyśleń, które pozwalały wyznaczać psychologiczne drogi – i znakomita przeciwwaga dla tego, co dzisiaj dzieje się na rynku publikacji popularnonaukowych, zwłaszcza z dziedziny psychologii. Carl R. Rogers przedstawia swoją drogę naukową – docieranie do prawd, które głosi, dzięki pracy z pacjentami (i rejestrowaniu spotkań i relacji klient-terapeuta), a także licznym lekturom oraz… upodobaniu do filozofowania. Co ciekawe, Carl R. Rogers chętnie łączy dyskurs filozoficzny z psychologią, pokazuje powiązania między tymi dziedzinami, zwłaszcza w zakresie szukania własnej tożsamości i docierania do własnego ja. Krótki wstęp w tej książce dobrze sygnalizuje znaczenie oraz miejsce publikacji w historii psychologii, zwłaszcza informuje o kontekście kulturowym i naukowym, w jakim Rogers funkcjonuje. Książka zawiera przecież teksty sprzed kilku dekad i raczej trudno byłoby traktować ją jako przełomową dzisiaj – jednak ze względu na przyjętą formę może pokazać odbiorcom podejście do problemów pacjentów z nowej obecnie perspektywy. Powrót do przeszłości zamienia się zatem w odkrycia – chociaż sama lektura do prostych nie należy.

„O stawaniu się osobą” to książka budowana po latach ze zgromadzonych artykułów i prac, wystąpień konferencyjnych i refleksji utrwalonych na papierze. Autor dodaje do kolejnych szkiców swoje komentarze, prowadzi dodatkową nawigację i wyjaśnia odbiorcom, na co zwracać uwagę w poszczególnych fragmentach. Dzieli się dość szczodrze cytatami – zapisami ze spotkań terapeutycznych, tłumaczy się też z przyjętych strategii działania (i tutaj może zafundować dzisiejszym czytelnikom, odbiorcom po latach, przegląd technik i pomysłów na mierzenie się z typowymi i mniej typowymi wyzwaniami z gabinetu terapeuty). „O stawaniu się osobą” to rozbudowana publikacja, objętościowo w niczym nie przypomina dzisiejszych tekstów tworzonych przez psychologów – tutaj najbardziej liczy się konkret i staranna analiza dostępnych materiałów, prowadzenie czytelników przez perypetie zawodowe i naukowe. Carl R. Rogers przynosi odbiorcom wiele informacji, chociaż aktualnie najczęściej sięga się po tego typu książki z ciekawości i dla zabicia czasu, z tej można się mnóstwo dowiedzieć, chociaż nie tylko do psychologów autor się kieruje, przynajmniej według jego własnych założeń. Nie ulega jednak wątpliwości, że nie jest to książka popularyzatorska, lekka, łatwa i przyjemna. To coś w sam raz dla zainteresowanych historią psychologii i podejściem do pacjentów. A przecież Rogers lubi pisać i mówić o sobie i nawet dwa pierwsze „zapoznawcze” artykuły nie wyczerpują tej potrzeby – to autor, który bez przerwy odwołuje się do swojego życia (zwłaszcza zawodowego, ale nie tylko). Ten charakterystyczny niepodrabialny styl będzie towarzyszyć odbiorcom przez całą lekturę i na pewno część czytelników będzie w stanie przekonać do zgłębiania tajników warsztatu psychologa i terapeuty. „O stawaniu się osobą” to zatem publikacja przedstawiająca od kulis wybrane metody pracy z pacjentami.

sobota, 22 lutego 2025

Zabawa w chowanego. Gdzie się schował króliczek? / Gdzie się schował piesek?

Harperkids, Warszawa 2025.

Zgadywanka

Te tomiki zostały przygotowane tak, żeby zapewnić najmłodszym odbiorcom rozrywkę (i ćwiczenia manualne, za sprawą różnych faktur wprowadzanych w publikacjach). Kilka kartonowych rozkładówek z ilustracjami wiąże się z poszukiwaniem wskazanego w pytaniu bohatera. „Gdzie jest…” – powtarza się na kolejnych stronach, a odpowiedzi nie trzeba będzie zbyt długo szukać. Jeden element na stronie zasłonięty jest filcowym kształtem (w różnych kolorach i wzorach). Wystarczy odchylić kawałek materiału i już można się cieszyć znalezieniem wyjaśnienia zagadki. Na końcu – żeby jeszcze bardziej zaintrygować maluchy – pojawia się lusterko, w którym każdy z odbiorców zauważy siebie (co z pewnością również zapewni sporo śmiechu). Zasady konstrukcyjne są tu identyczne i nie ma co liczyć na to, że zmienią się w innych tytułach cyklu, zawsze monotonna wyliczanka rodziców uśpi, za to malucha – dziecko w wieku 1-3 ucieszy nad miarę. Można wykorzystywać tomik do powtarzania prostych nazw albo onomatopei, co nie zostało uwzględnione w narracji, ale może bez problemu być dodane dzięki inwencji rodziców czytających swoim pociechom (wiadomo, że tomiki tego rodzaju nie są przeznaczone do samodzielnej lektury).

Chociaż miejsce ukrycia kolejnych zwierząt w obu tomikach jest oczywiste (tylko jedna „łatka” z filcu się tu pojawia, tylko pod jedną w obrębie jednej rozkładówki można zajrzeć), jest jeszcze podpowiedź graficzna: wszystkie zwierzęta, których się szuka, w jakiś sposób „wystają” poza zasłonkę (chociaż bywa, że to ich wystawanie nie nasuwa automatycznych skojarzeń – ogon kota może równie dobrze być wzięty za rączkę wózka). I tak najważniejsza staje się tu puenta, czyli odkrycie samego siebie w oglądanym tomiku.

Obrazki są tu duże i czytelne, pozbawione detali, które rozpraszałyby dzieci. Filcowe kawałki nadają się idealnie do macania i głaskania, dobrze przesuwają się po śliskich tekturowych stronach i stanowią przyjemny kontrast z nimi. Dla dzieci to okazja do ćwiczenia dotyku, testowania różnych powierzchni – urozmaicenie w bodźcach (nie bazuje się tu tylko i wyłącznie na wzroku, chociaż obrazki są przecież kolorowe i atrakcyjne dla najmłodszych). Odpowiednio dobrane zostały również tematy – ważne jest nawiązanie do świata zwierząt, który dzieci bardzo lubią. Te niewielkie publikacje zawierają tylko kilka rozkładówek – i tak wiadomo, że dłużej nie dałoby się utrzymać uwagi dzieci, zresztą powtarzanie jednej i tej samej kryjówki, nawet jeśli graficznie urozmaicanej przez różnie wycinane z materiału kształty, mogłoby szybko znudzić – decyzja o postawieniu na zaledwie parę wyrazistych stron była udana. To wystarczy, żeby zapewnić dzieciom rozrywkę i oswoić je z myślą o książkach – pokazać, że lekturami można się bawić i że skrywają one sporo niespodzianek.

piątek, 21 lutego 2025

Amor Towles: Stolik dla dwojga

Znak, Kraków 2025.

Historie

To nie są opowiadania, które służą popisom formalnym. „Stolik dla dwojga” to obszerna książka zawierająca historie – pełne, pozostawiające czytelnika w stanie sytości (chociaż, oczywiście, owe historie nie zaspokajają głodu wiedzy dalszych losów bohaterów). Amor Towles chętnie zabiera odbiorców w światy precyzyjnie konstruowane i dopracowane w detalach, a przy tym – dalekie od konwencji. Dzięki temu rozbudza ciekawość od pierwszego spotkania z postacią, a że za każdym razem zmienia środowisko, narratorów i okoliczności działania – może na długo przyciągać uwagę. Towles bawi się ludźmi – układa ich losy w rozbudowanych miniaturach, zapewnia szereg silnych doświadczeń i precyzyjne, w duchu powieściowe, zagłębianie się w detale charakterów. Bohaterowie – niezależnie od życiorysów i celów (oraz możliwości ich realizowania) znajdują miejsce na to, żeby podzielić się z odbiorcami zbiorem faktów z przeszłości – tak, żeby było jasne, co ich ukształtowało. Amor Towles przenosi się często do klimatów klasyki, wybiera sygnalizowanie luksusu (który zamienia się w codzienność). W szczegółach, jakimi wypełnione są opowieści, znajduje się miejsce nie tylko na kreślenie opowiadaniowego tu i teraz, ale też na cały kontekst, w jakim funkcjonują bohaterowie. Autor powraca do starannego stylu, ma dla czytelników narrację bogatą i wielokierunkową – jeśli ktoś nie przepada za małymi formami, tu może znaleźć powód, żeby je polubić. Z rzadka daje szansę domyślenia się puenty historii (albo jej części), zwykle stawia na sytuacje niepowtarzalne i oryginalne, w których schematy nie grają żadnej większej roli. Chce się aż zapytać, skąd Towles tak dużo wie na tematy dotyczące zwykłego życia różnych grup postaci – bo wydaje się nieomylny i bardzo precyzyjny w swoich ocenach. Kiedy tworzy, nie spieszy się, nie rozwadnia opowieści niewiele wnoszącymi dialogami, jest też naturalny, chociaż mało kto dzisiaj posługuje się tak wycyzelowanymi frazami. Połowę książki zajmują opowiadania „krótsze” (przy całej umowności tego sformułowania, jako że teksty i tak są spore objętościowo), połowę – jedna relacja znów złożona z wielu życiorysów i spraw istotnych dla różnych postaci. Towles wie, jak wywoływać określone uczucia, chociaż w samej narracji raczej stroni od narzucania sposobów odbioru, woli neutralny komentarz i stały rym historii. Ten autor łowi niespodzianki właściwe dla kolejnych odsłon swojego świata. Jest w stanie dzięki temu przyciągać czytelników obietnicą pełnowymiarowych przestrzeni, dokończonych obrazów i międzyludzkich sił. „Stolik dla dwojga” to coś, co oddala czytelników od charakterystycznych dla małych form rozwiązań gatunkowych. Dzieje się tu wiele, a genologiczne wskazówki nie mają wstępu do opowieści. Dla koneserów to nie lada gratka. Dla zwykłych czytelników – fantastyczna lektura. Po tę książkę powinni sięgnąć odbiorcy, którzy szukają wartościowej i eleganckiej prozy, bez uproszczeń i rutyny. Literacki popis łączy się tu z dobrze przemyślanymi doświadczeniami postaci – a to razem zapewnia wyjątkową książkę. Propozycja Towlesa rzeczywiście warta jest uwagi a czytelników zaangażuje bez reszty.

czwartek, 20 lutego 2025

Las. Moja książeczka z okienkami

Harperkids, Warszawa 2025.

Spacer

Jest to książeczka w sam raz do oglądania przed spacerem (albo po nim), wyczulająca uwagę dzieci na zjawiska dostępne tuż za progiem domu… i nie tylko. „Las” ze swojskimi żołędziami na okładce to bowiem publikacja, która od pierwszego kontaktu malucha z książkami ma otwierać go na możliwości i ciekawostki związane z odkrywaniem świata. „Las” to tomik z bardzo grubymi stronami kartonowymi (muszą być grube nie tylko dlatego, żeby dzieci samodzielnie mogły je przewracać, zaokrąglone rogi sprawiają, że maluchy nie zrobią sobie krzywdy), ale też ze względu na okienka i mechanizm koła ukryte w środku. Okienka pozwalają zajrzeć pod podstawowe obrazki, koło pokazuje proces dojrzewania jeżyny – również daje szansę zmieniać ilustrację i wprowadzać nie tylko trochę nauki, ale i trochę radości do działań dzieci. Picture book ukazuje się w serii Moja książeczka z okienkami i nastawiona jest na proces edukowania najmłodszych. Nie ma tu klasycznych fabuł: liczą się informacje przekazywane nie bez emocji i to w dwóch warstwach. Najpierw dzieci mają styczność z wiadomościami na rozkładówkach. To proste komentarze, które mogą być czytane przez rodziców (albo samodzielnie), czasami wymagają dodatkowego wyjaśnienia, w zależności od percepcji i świadomości maluchów – rozbudzają ciekawość i uczą czegoś o najbliższym otoczeniu. Później dzieci otrzymują zestaw okienek do otwierania. Na każdym małym okienku znajduje się słowo dotyczące samego obrazka. Na dużym okienku pojawia się pytanie do odbiorców. O ile w przypadku pytania można spodziewać się odpowiedzi – wyjaśnienia – pod okienkiem, o tyle w przypadku hasłowych komentarzy zawartość grafik pod okienkami jest niespodzianką i tym bardziej zachęca dzieci do sprawdzania, co znajdą pod spodem. Komentarze realizują edukacyjne założenia książeczki, dzieci dowiedzą się między innymi, co robi się z pnia drzewa i co znajduje się na gałęziach (tekstowe wyjaśnienia idą czasem jedną drogą, a rysunki dopowiadają coś jeszcze). Rozkładówka pierwsza dotyczy drzewa, druga – zwierząt, które można spotkać w lesie (warto zatem wyruszyć na poszukiwania wskazanych stworzeń, to dla najmłodszych nie lada gratka i spacer po lesie może zamienić się w przygodę). Trzecia rozkładówka dotyczy darów lasu – jadalnych i niejadalnych skarbów, które można znaleźć podczas takiej wyprawy. Ale pojawia się tu jeszcze (poza kończącą całość rozkładówką „spacerową”) niespodzianka – informacje o lesie egzotycznym i o tych stworzeniach, które można tam spotkać. To dla dzieci ciekawostka i oderwanie od standardowych rodzimych tomików – liczy się bowiem także element zaskoczenia. Dzieci będą się dobrze bawić podczas zaglądania pod okienka – muszą przecież przekonać się, co się pod nimi kryje, a nie zawsze zapamiętają wszystkie informacje za pierwszym razem. To nie tylko ćwiczenie sprawności manualnej, ale również ćwiczenie umysłu, a i rozrywka dla maluchów.

środa, 19 lutego 2025

Arne Lindmo: Trollheim. Podziemna misja

Kropka, Warszawa 2025.

Tunel

Można się opiekować młodszym rodzeństwem, kiedy rodzina musi załatwić ważne sprawy. Niewielu rzeczy Tara się boi – planuje nawet wieczór z horrorami filmowymi, żeby jeszcze podkręcić atmosferę. Ale prawdziwy horror przeżywa, kiedy na jej dom napadają trolle i zabierają ze sobą pod ziemię małego brata. Teraz już potrzebuje wsparcia przyjaciół, nawet jeśli mama kolegi uważa ją za „złe towarzystwo” i za nabuzowaną za sprawą hormonów nastolatkę, która chce od jej niewinnego syna tylko jednego. Trollheim to nie miejsce, w jakim da się spokojnie egzystować: zagrożenia czyhają na każdym kroku, nawet jeśli chce się udawać, że jest inaczej. Spokojny weekend nagle zamienia się w walkę o przetrwanie. A w tle istnieje jeszcze jedno niebezpieczeństwo: Tara została przecież ugryziona przez wilkołaka i w każdej chwili może przejść niebezpieczną metamorfozę. W podziemnym świecie trzeba się decydować na nieoczekiwane i nieplanowane wcześniej sojusze, a wszystko pod wielką presją – jeśli coś pójdzie nie tak, bohaterowie z pewnością stracą życie. „Podziemna misja”, trzeci tom w cyklu Trollheim, to kolejna powieść akcji, nawiązująca do mitologii nordyckiej. Pojawi się tu Loki, ale znacznie więcej będzie anonimowych – to jest bezimiennych – stworzeń z wyobraźniowego świata. Drapieżne trolle nie cechują się wybitną inteligencją, za to są bardzo silne i zdeterminowane – jeśli ich przeciwnikami będą ludzie, sprawa jest z góry przesądzona. A tu przecież w szranki stają zwyczajne nastolatki. W Trollheimie nie da się ani na moment zapomnieć o istotach z mitologii, zaludniają one miasteczko w większym stopniu niż zwykli ludzie.

Podążanie za porwanym chłopcem oznacza ogromne ryzyko, ale w końcu przyjaciele są po to, żeby się wzajemnie wspierać i szukać rozwiązań w każdej, nawet najtrudniejszej sytuacji. Poza wrogiem w postaci armii trolli mają jeszcze do przezwyciężenia problem wilkołactwa Tary. Podziemia to miejsce próby charakteru, ale i umiejętności – nieprzypadkowo trójka przyjaciół od pewnego czasu ćwiczy sztuki walki i refleks. To już nastolatki zaprawione w bojach, świadome rodzaju zagrożeń i technik przydatnych w walce. Budują wzajemne zaufanie (co jest ważne choćby przy okazji ewentualnych i przyszłych przemian dziewczyny), a silne emocje prowadzą tu do zacieśniania więzi. I obok opowieści o radzeniu sobie z siłami zła w Trollheimie i znajdującym się niżej Helheimie to właśni wątek przyjaźni i polegania na sobie nawzajem staje się najbardziej istotny. Arne Lindmo całkowicie przenosi się w świat wyobraźni podlewany intertekstualiami, ucieka za to od przyziemności i zwyczajnych trosk nastolatków – nawet jeśli zarysowuje gdzieś motyw tęsknoty za ojcem czy niezrozumienia przez starsze pokolenie,to nie zaprząta to uwagi czytelników zbyt długo. Zresztą przecież chodzi tutaj o ucieczkę od normalności i o zainteresowanie odbiorców mitologią nordycką, ukazanie jej jako tworzywa wciąż żywego i atrakcyjnego zwłaszcza ze względu na dynamikę akcji. „Podziemna misja” to powieść szybka, nie zatrzyma zbyt długo na sobie młodych odbiorców – za to zapewnia mocne przeżycia i rozbudzanie ciekawości skandynawskimi opowieściami.

wtorek, 18 lutego 2025

Bluey. Mamo-szkoła

Harperkids, Warszawa 2025.

Oceny

Kolejny pomysł na to, jak przekonać dzieci do codziennych obowiązków i jak zamienić rutynę w zabawę. „Mamo-szkoła” to opowiadanie, w którym to Blue, bohaterka serii Bluey, może zamienić się w wychowawcę. Jej klasą są balony – niesforne dzieci, które przeważnie nie słuchają i robią, co chcą. Ale to nie Blue ocenia balony, a mama Bluey ocenia swoją pociechę, sprawdzając, jak sobie radzi w procesie przekazywania wiedzy innym. Blue przekonuje się, że to wcale nie jest proste – wziąć odpowiedzialność za klasę i jeszcze przekonać niesłuchające dzieci, żeby robiły to, czego się od nich oczekuje. Zresztą na marginesie te same dylematy przeżywa mama Blue: chce, żeby córka wykąpała się przed snem, tymczasem Blue woli iść w ślady swojej siostry, Bingo. Bingo ucieka wprawdzie akurat przed myciem zębów, ale i tak niespecjalnie interesuje się higieną. Na razie Blue ma ważniejsze zadania niż kąpiel – prosi balony, żeby udały się na basen. Wśród uczniów najwięcej problemów sprawia Zielonik, urwis, jakich mało. To on wpada na najgorsze pomysły, bryka i nie daje się poskromić. Blue próbuje go kontrolować, jednak nie za bardzo wie, jak sobie poradzić. Mama Blue została zamieniona w nauczycielkę – albo kuratora – to ona chodzi za Blue z podkładką i długopisem i wystawia oceny za kolejne zachowania wobec podopiecznych. Nie zachowuje się przy tym jak typowa mama – czyli nie bagatelizuje problemów, jeśli Blue zrobi coś nie tak jak powinna, dostaje zero punktów. Co ciekawe, tak samo mama ocenia tatę, który zajął się drugą pociechą: tata również dostaje oceny (liczy się to, że w swoich staraniach wybiera niestandardowe pomysły i potrafi zamienić w zabawę kolejne wyzwania. Owszem, ponosi porażki, czasami nie udaje mu się przekonać Bingo do swoich planów, ale przynajmniej odciąża mamę, która dzięki temu może zająć się nadzorowaniem postępów nauczycieli domowych). Wszyscy akceptują reguły gry. I chociaż kusiłoby, żeby wyciągać morały i przedstawiać je odbiorcom od razu – na przykładzie doświadczeń Blue – nie ma tu takich rozwiązań. Dzieci muszą samodzielnie zrozumieć postawę mamy i błędy w zachowaniu samej Blue.

Tomik jest niewielki i picture bookowy, jest tu wiele kreskówkowych ilustracji, które czasami dopowiadają coś do fabuły. Dzieciom spodoba się zatem oglądanie tomiku i śledzenie też samej opowieści – opowiadanie jest bardzo rozbudowane, a do tego wypełnione rozmaitymi przesłaniami, nie tylko związanymi z trudami wychowywania dzieci. Maluchom dostarczy sporo rozrywki i wprowadzi też podpowiedź do domowych zabaw. Przyzwyczai dzieci do czytania, bo chociaż to picture book, nie jest wolny od tekstu – a i sama fabuła nie należy do jednowątkowych. Dzieci otrzymują tu zatem ciekawą propozycję opartą na kreskówkowych rozwiązaniach – i mogą iść w ślady swojej bohaterki.

poniedziałek, 17 lutego 2025

Dom. Moja książeczka z okienkami

Harperkids, Warszawa 2025.

Zakamarki

W każdym domu znajdują się miejsca, do których warto zajrzeć. Pokoje, szafy, ale nie tylko. „Dom. Moja książeczka z okienkami” to kartonowy i malutki interaktywny picture book dla dzieci, które dopiero poznają świat – wzbogaca ich słownictwo i przy okazji pokazuje, że w domu nie ma nudy. Opowieść toczy się tu bez udziwnień: pojawiają się tekstowe komentarze dotyczące tego, co znajdzie się w kolejnych pomieszczeniach (w kuchni jest kuchenka, garnek czy zlew, w salonie lampka i laptop, w łazience umywalka, prysznic czy sedes. I teraz: dzieci mają uczestniczyć w lekturze. Na rozkładówce widnieje krótkie hasło wprowadzające w temat i pytanie kierowane do najmłodszych – pytanie otwarte, sprawdzające, czy dzieci już poznały przeznaczenie konkretnych miejsc w domu (i czy poradzą sobie z samodzielną odpowiedzią). Druga strona rozkładówki to dodatki: wymienianie innych przedmiotów, które można znaleźć w każdym domu. Na pierwszy rzut oka nie ma nic, co przykuwałoby uwagę dzieci – chyba że ktoś chce akurat dokonywać porównań i szukać elementów z wyliczanki we własnym otoczeniu. Zabawa zaczyna się z otwieranymi okienkami – niemal każdy obrazek nadrukowany jest na klapce – czyli okienku – i pozwala zajrzeć do środka. Albo do środka przedmiotu, albo – wprowadzić graficzny motyw, który zwykle kojarzy się z danym miejscem. Dzięki temu najmłodsi będą praktycznie wzbogacać warstwę graficzną (obrazki nie są takie same, warto zatem zaglądać pod okienka), a czasami wręcz zyskają powód do śmiechu (kiedy zajrzą pod prysznic). Takie niespodzianki nie tylko pozwalają ćwiczyć zdolności manualne, ale budzą też chęć omawiania tego, co zaobserwowane na kolejnych stronach. Jakby zabawy w otwieranie okienek było mało, jest tu jeszcze koło do obracania (można dzięki niemu zmieniać obraz na ekranie laptopa – to całkiem przyjemny zabieg, a dzieci i tak będą wypatrywać charakterystycznych i nietypowych składników stron, żeby sprawdzać, co skrywają), drugie koło też buduje odpowiedni motyw.

„Dom” to publikacja przeznaczona dla najmłodszych dzieci. Pomaga im w przyswojeniu nazw i terminów, przydaje się, kiedy trzeba zapamiętać wiadomości, ale też zaprasza do zwiedzania własnego domu i przyglądania się kolejnym przedmiotom (kto wie, może pojawi się i taki, który został bezpośrednio przeniesiony z otoczenia odbiorców). „Dom” to książka gadżetowa, której wartość podnoszona jest przez interaktywną rozrywkę dla dzieci – dzięki zastosowanym tu i wielokrotnie już sprawdzonym rozwiązaniom maluchy nie będą się zastanawiać nad rodzajem działań, samodzielnie będą szukać miejsc, które pozwolą im modyfikować zawartość tomiku. Wpływanie na narrację to prosta droga do chęci stworzenia własnej opowieści – i być może to właśnie swojski temat „Domu” do takich działań przekona. To kartonowa publikacja dla wszystkich dzieci, które potrzebują wyciszenia i ukojenia.

niedziela, 16 lutego 2025

Naomi Alderman: Przyszłość

Marginesy, Warszawa 2025.

Kryzys

To jest świat zdecydowanie nieprzyjazny ludziom. A przynajmniej tym ludziom, którzy mają najwięcej do stracenia. W „Przyszłości” Naomi Alderman stawia na apokalipsę. Posiłkuje się pandemią COVID-19, ale świetnie zdaje sobie sprawę z tego, że kolejna choroba będzie znacznie bardziej niebezpieczna i nawet jeśli ludzie błyskawicznie wdrożą zasady postępowania (kwarantanny, maseczki i dystans społeczny), to i tak niewiele da, bo wirusy rozprzestrzeniać się będą szybciej i będą bardziej śmiercionośne. Żeby uchronić się przed najczarniejszym scenariuszem, trzeba zawczasu opracować sobie plan ucieczki. I taki plan powstaje: w futurystycznej rzeczywistości da się odciąć od zwykłego życia i przenieść do głuszy, z dala od ludzkich siedzib. To będzie oznaczało koniec – ale przynajmniej na własnych zasadach. W „Przyszłości” spodziewany koniec nadchodzi całkiem szybko. A niesie ze sobą rozmaite niekoniecznie krzepiące wydarzenia. Nie pomogą nawet kombinezony – kiedyś przystosowane do uprawiania cyberseksu, teraz przerobione tak, żeby ratowały życie i podawały leki w zależności od potrzeb (sztuczna inteligencja zaczyna rozwijać w sobie empatię). Kres nadchodzi.

Kres to także temat, który głoszą samozwańczy kaznodzieje – sekty podsycają niepokoje społeczne, a już na pewno przygotowują swoich wyznawców na nadejście końca. Kazania budowane na wątkach biblijnych dobierane są tak, żeby siać panikę – i żeby łatwiej było sterować ludźmi. W takich warunkach najlepiej poradzą sobie ci, którzy od początku wychowywani byli według strategii przetrwania: oni nie stracą zimnej krwi, gdy zostaną odłączeni od internetu i od wskazówek ze strony AI. Oni też najbardziej przydadzą się ze swoimi zdolnościami do logicznego myślenia i dostosowywania się do panujących warunków. A przecież przed katastrofą na ogromną skalę ludzie prowadzą zwyczajne życie, chcą kochać, cieszyć się i pracować. Niektórzy będą pomnażać majątek, inni – uczyć się funkcjonowania w nowych dla siebie przestrzeniach. Naomi Alderman w powieści „Przyszłość” szuka sposobu na przedstawienie trwania w jego całej rozciągłości – i na manifestowanie zwyczajności mimo wszystko. Nie wybiera prostych emocji – trzeba się trochę wysilić, żeby lepiej poznać jej bohaterów i zaakceptować ich życiowe decyzje oraz relacje. Co pewien czas „Przyszłość” przerywana jest wielogłosowym chaosem z forum – to tu pojawiają się teksty kazań i komentarze użytkowników, którzy nie do końca wiedzą, jak interpretować podawane im rewelacje. Przygotowania do końca świata w każdym razie trwają – i uwidoczniają ludzkie słabości. Wszystko zależy od perspektywy – i od ceny, jaką chce się zapłacić za życie, kiedy inni nie będą mieli tyle szczęścia. „Przyszłość” to powieść gęsta, która zadaje trudne pytania i utrzymuje odbiorców w niepewności bardzo długo. Jednocześnie i paradoksalnie wprowadza w zdegenerowany świat, który powinien przestać istnieć, żeby można było zacząć układać go na nowo. „Przyszłość” to na pewno książka niewygodna i pozbawiona schematycznych scenariuszy. To powieść, która uruchamia refleksję nad kodeksem wartości w dzisiejszym świecie – i nad ludzkimi potrzebami poszukiwania autorytetów.

sobota, 15 lutego 2025

Minecraft. Nauki przyrodnicze. Megazadania

Harperkids, Warszawa 2025.

Rytm natury

To jest najlepszy pomysł: wciągnąć dzieci w grę, która w ogóle nie ma założeń przemycania szkolnych lekcji – i przygotować platformę edukacyjną tak, żeby przekazywanie wiedzy połączyć z rozrywką. „Nauki przyrodnicze. Megazadania” to idealne rozwiązanie dla fanów Minecrafta, którzy nie tylko chcą się uczyć, ale i testować możliwości gry. Każdy temat z zakresu nauk przyrodniczych dla dzieci w wieku od 7 do 11 lat podzielony został na kilka rozkładówek. Jedna to przemycanie wiadomości, druga – sprawdzanie teoretycznej wiedzy (przez, między innymi, uzupełnianie zdań, jak w dawnych zeszytach ćwiczeń), aż w końcu przychodzi czas na przejście do gry – i zadanie dla graczy. Tutaj już można się pobawić światem Minecrafta i rozwiązaniami charakterystycznymi dla tej przestrzeni – a przy okazji utrwalać zdobyte wiadomości. Czasami zdarza się, że rzeczywistość z gry przenika się z realiami spoza komputerów – i wtedy autorzy decydują się na dodatkowe wyjaśnienia, na przykład jeśli chodzi o karmienie żab szlamem: to zadanie w grze konieczne do zrealizowania misji, za to w prawdziwym życiu – nie do wprowadzania w czyn. Jeśli jednak chodzi o zombie – nie ma tłumaczenia, że to pomysł z gry, najprawdopodobniej twórcy tomiku wychodzą z założenia, że na tyle jeszcze mali odbiorcy są w stanie odróżnić wyobraźnię od rzeczywistości.

Tomik jest bardzo kolorowy: liczą się tu screeny z gry i wszelkiego rodzaju moby, ale też konkretne rodzaje budulca, które posłużą do wypracowania określonych – potrzebnych – przedmiotów, pojawią się przepisy na stworzenie czegoś i wyzwania uruchamiające wyobraźnię dzieci (bo część pomieszczeń trzeba od zera zaprojektować). Dzięki temu przejście od gry do zdobywania wiedzy będzie w miarę bezbolesne i przypadnie do gustu nawet tym odbiorcom, którzy średnio mają ochotę na ślęczenie nad podręcznikami. Ta książka jest dobrze przygotowana – dostosowana do percepcji dzieci i jednocześnie niesie walory edukacyjne. Przyda się nie tylko fanom Minecrafta – dla każdego kilkulatka proces zdobywania wiedzy może być momentami żmudny i trudny – w tym wypadku wszystko miesza się z zabawą i można dzięki temu uprzyjemnić sobie czas nauki. Dodatkowo publikacja ta pokazuje, że książki mogą być przydatne – to temat, do którego niełatwo przekonać maluchy. Tymczasem bez podręcznika tego rodzaju nie udałoby się odkryć kolejnych „misji” w grze ani stworzyć pewnych budynków. Minecraft stawia na edukację przez zabawę – i dzięki temu nie myśli się o tym, że książka jest przecież gadżetem promującym elektroniczną rozrywkę. Dla małych fanów kwadratowego świata i dla tych, którzy chcą zgłębiać nauki przyrodnicze inaczej niż na zwyczajnych lekcjach w szkole to wymarzony sposób na poznawanie reguł rządzących światem przyrody.

piątek, 14 lutego 2025

Alli Brydon: Miłość wokół nas. Rodzina i przyjaźń na świecie

Kropka, Warszawa 2025.

Walentynki dla dzieci

Tematycznie idealnie wpisuje się ta książeczka w święto zakochanych – i pokazuje też najmłodszym odbiorcom, że walentynki to dobra okazja do okazywania uczuć. Nie tylko drugim połówkom, ale w różnych relacjach (członkom rodziny, przyjaciołom albo po prostu znajomym). I tak samo nie zawsze trzeba rysować serduszka albo wyznawać wielką miłość: liczy się troska, pamięć, chęć sprawienia drobnej przyjemności. W zależności od kraju i kultury, miłość można wyznawać na wiele sposobów i o tym właśnie mówi picture book dla dzieci „Miłość wokół nas”. Ta książeczka – pięknie ilustrowana – przenosi odbiorców do różnych punktów świata i pokazuje nie – jak wyglądają walentynki – a jak można sugerować innym, że są dla nas ważni. Przegląd krajów jest krótki (bo też i nie chodzi o to, żeby wyczerpać temat czy żeby zamęczyć maluchy oglądające książkę), a wybrane ciekawostki należą do takich, które zachęcą najmłodszych do zgłębiania wiedzy na temat różnych miejsc. Nie tylko zresztą o walentynki chodzi, czasami o słowo funkcjonujące w danym kręgu kulturowym a wskazujące na rodzaj zachowań wobec bliskich, czasami o tradycję – i zupełnie inne święta niż te najbardziej skomercjalizowane. Jest tu na przykład zestaw działań, które podejmuje się w Afryce, żeby okazać bliskim miłość i szacunek, jest rodzaj powitania, jest narodowy taniec, który pomaga wyrażać uczucia, są zwyczaje z perspektywy naszych odbiorców bardzo dziwne – bo na przykład skąd wziąć ząb kaszalota, kiedy chce się zdobyć żonę? Ale pojawiają się i ciekawostki, które dzieci zaintrygują – dlaczego do wyrażania uczuć przydaje się czekolada, po co zapala się lampiony albo wręcza ozdobne łyżki. Miłość to nawet dziecko noszone w chuście – i o tym wszystkim po lekturze najmłodsi odbiorcy się przekonają. Miłości nie wyraża się niezliczonymi serduszkami, miłość to gest, pamięć, słowo – wszystko, co pozwala pokazać innym ludziom, jak ważni są dla nas. Dzięki temu można po lekturze porozmawiać z dzieckiem i zasugerować mu, jak powinno się zachowywać wobec ważnych dla siebie osób, jak dać im do zrozumienia, że są doceniane i potrzebne. To lekcja empatii, ale też sposób na rozwijanie wyobraźni – bo niekoniecznie przy ogromie serduszkowych motywów dzieci są w stanie samodzielnie wyobrazić sobie alternatywne sposoby mówienia o miłości (i też – wychwycenia, które uczucie to miłość lub przywiązanie).

„Miłość wokół nas. Rodzina i przyjaźń na świecie” to ciekawy edukacyjny picture book, który przypadnie do gustu najmłodszym, ale wzruszy też ich rodziców, czytających przed snem. Jest to książka, która przypomina o szacunku i empatii, o okazywaniu uczuć i o bliskości – zapewnia wyciszenie i ukojenie, a przy okazji jest też prawdziwą lekcją tego, jak zachowywać się wobec najbliższych. To ciekawa lektura, rozbudza zainteresowanie różnymi kulturami i podróżami, pozwala na odkrywanie rzeczy, które nie mieszczą się w standardowym kanonie wiadomości kilkulatków. Warto walentynki wykorzystać do pokazania różnic kulturowych i do omówienia różnic między ludźmi.

czwartek, 13 lutego 2025

Lisa Marie Presley, Riley Keough: Stąd w nieznane. Wspomnienia

Marginesy, Warszawa 2025.

Na świeczniku

Elvisa w tej książce nie ma. Przynajmniej nie w wersji gwiazdorsko-scenicznej, albo pojawia się rzadko (na przykład za sprawą sobowtórów czy fanów). Jest za to kochający tata, który w pewnym momencie umiera i pozostawia po sobie niewyobrażalną pustkę. „Stąd w nieznane. Wspomnienia” to książka, którą nagrywała Lisa Marie Presley – córka Elvisa Presleya – i którą zredagowała i dokończyła Riley Keough, wnuczka króla. Dwugłosowość utrzymana jest w całym tomie i zaznaczana po prostu innymi fontami, żeby łatwiej się było czytelnikom połapać w zmianach narratorek – zwłaszcza że obie często odnoszą się do swoich matek. To matki się tu liczą, nawet jeśli owe matki próbują żyć życiem gwiazd i wpadają w poważne tarapaty czy uzależnienia. To matki są stałym punktem odniesienia i gwarancją, że wszystko się jakoś ułoży. I Lisa Marie Presley, i Riley Keough u bliskich szukają zawsze wsparcia i ciepła, potrafią nawet z sytuacji, które nie wyglądają na standardowe czy „wychowawcze” wyciągać dla siebie to, czego potrzebują. I dzięki temu radzą sobie w swoich przestrzeniach, uczą się, jak przetrwać i jak funkcjonować w nietypowym środowisku.

Więcej niż Elvisa Presleya jest tu… Michaela Jacksona, do niego przynajmniej trochę łatwiej jest złapać dystans w narracjach. Ale „Stąd w nieznane” w ogóle nie akcentuje życia na świeczniku – jedyną konsekwencją takiego stylu okazuje się łatwy dostęp do narkotyków i leków (w końcu lekarze spełnią każde życzenie osób znanych i rozpoznawalnych, nawet jeśli ma to w efekcie stanowić poważne zagrożenie życia lub zdrowia). Idolom się nie odmawia – a to prosta droga do problemów. I o tych Lisa Marie Presley (a jeszcze bardziej Riley Keough) opowiadają.

Dwie autorki zabierają czytelników do domu rodzinnego, do miejsca, w którym najpierw przystań znalazła córka Elvisa, a później – które obserwowała i uzupełniała o swoje spostrzeżenia jej córka. I ta dwupokoleniowość w ogóle nie daje się w trakcie lektury odczuć. Nie jest tak, że buduje się tu pomnik dla Elvisa Presleya, nie ma w ogóle mowy o utworach czy o karierze – liczy się wyłącznie prywatność, w związku z czym tom spodoba się zwłaszcza poszukiwaczom opowieści o zwyczajnym życiu w niezwyczajnych warunkach. Nie ma tutaj ani sensacyjności, ani plotkarstwa – to raczej rozliczanie się z przeszłością i szukanie przepisu na codzienność. I dzięki temu właśnie wspomnienia Lisy Marie Presley stają się dla odbiorców atrakcyjne. Książka jest bardzo osobista i wypełniona przemyśleniami na podstawie naturalnych doświadczeń i samodzielnych wyborów, nie ma tu tworzenia pod publiczkę czy prób wybielania się: Lisa Marie Presley w ogóle nie zastanawia się, jak wypadnie w oczach fanów; podobnie jej córka – nie ma zamiaru kreować portretu matki innego, niż ta sama układa. Konfesyjna i prosta – ale pełna silnych emocji – opowieść zamienia się zatem w próbę poznania postaci pozostających mimo własnego dorobku w cieniu wielkiej gwiazdy.

środa, 12 lutego 2025

Arkadiusz Kamiński: Zagrajmy jeszcze raz. O złotej epoce gamingu w Polsce

Altbuch, Warszawa 2024.

Przeżycia

Niszowa jest to publikacja, ale też i na sentymentach oparta – Arkadiusz Kamiński, znany szerszemu gronu jako Dark Archon, prowadzi narrację osobistą i bazującą na własnych doświadczeniach gracza (najpierw dzieciaka i amatora, później profesjonalizującego się gamera) przez „złotą epokę gamingu w Polsce”. Nie będzie tu zatem jednoznacznych prób porządkowania dokonań na rynku gier, kolejne przystanki wyznaczone zostaną przez subiektywne odczucia i przemyślenia, a także silne emocje. I wszyscy ci, którzy tak jak Dark Archon dorastali w kształtującym się dopiero świecie rozrywek elektronicznych, będą mieli szansę na porównanie własnych obserwacji i przeżyć związanych z konkretnymi tytułami. „Zagrajmy jeszcze raz” to powrót do przeszłości – powrót obfitujący w żarty i uśmiechy, czasami podbudowywany jeszcze dawką wiedzy (niezbyt dużą, żeby nie zmęczyć czytelników-graczy, dla których liczy się o wiele bardziej wyzwalanie skojarzeń przez odniesienia do konkretnych produkcji niż tworzenie szkieletu z danych). Kamiński charakteryzuje rynek gier w Polsce z końca lat 80. i z lat 90. XX wieku, żeby pokazać, jakie możliwości i jakie pomysły czekały na młodych pasjonatów komputerów i konsol. Nie zamierza tworzyć monografii gier – ani zawartością, ani stylem. Decyduje się na swobodny strumień wspomnień, porządkowany tematycznie (przynajmniej na tyle, na ile jest to możliwe). Nie będzie tu zatem ani zarzucania czytelników kolejnymi tytułami czy datami, ani wprowadzanie w teorię gier. Liczyć się będzie zabawa. To Dark Archon oferuje, nawiązując ze swoimi odbiorcami silną relację od pierwszych stron.

Dzieli się autor wspomnieniami – tymi, które budzą dzisiaj śmiech, powrotami do podstawówki i do sprzętów, które jeszcze nie nadążały za wyobraźnią i potrzebami młodych ludzi w zakresie gier, ale też tymi, które zapewniały pierwsze kroki do zrozumienia istoty gamingu. Są tu tematy wybierane na bazie subiektywnych odczuć, game boye, konkretne modele komputerów, a też i wybrane tytuły gier, są i zjawiska – między innymi kwestia piractwa wśród graczy z końca XX wieku. Autor stara się wyznaczać zagadnienia przełomowe dla samego zjawiska, ale nie stroni od opowiadania, co dla niego samego stawało się istotne i co kształtowało jego podejście do tego rodzaju rozrywki. Nie ucieka od osobistych zagadnień (zresztą dział poświęcony świnkom morskim to coś, co przyciągnąć może rozkochaną w tych stworzonkach część graczy jeszcze bardziej), pozwala na to, żeby to emocje dyktowały sposób prowadzenia opowieści. I w efekcie zapewnia ciekawe świadectwo czasów, pozbawione charakteru popularnonaukowego studium o grach z perspektywy zwyczajnego wówczas gracza.

Jest to tom bogato ilustrowany, co również może uruchomić cały szereg wspomnień – a do tego co jakiś czas zabiera głos redaktor prowadzący – Andrzej Kotarski – wprowadzając polemiki do głoszonych tez albo własne obserwacje czy przemyślenia na temat gier, dzięki czemu udaje się trochę nawiązywać do klimatu wygłupów redakcji z „CD-Action”. Nie jest „Zagrajmy jeszcze raz” tytułem, bez którego rynek by się zawalił – ale jeśli ktoś w latach 90. pasjonował się grami komputerowymi, może sprawdzić, jak ta forma rozrywki funkcjonowała u innych.

wtorek, 11 lutego 2025

Katarzyna Grochola: Wyluzuj, kobieto

Wydawnictwo Literackie, Kraków 2024.

Zmiana

Na motywie, który funkcjonuje jako stereotyp, Katarzyna Grochola buduje całą powieść – powieść, która ma zjednoczyć matki dorosłych synów stojące w obliczu konieczności oddania ukochanej pociechy obcej kobiecie. „Wyluzuj, kobieto” to czytadło stworzone na bazie zazdrości i niepokoju, nieuzasadnionego lęku o to, co stanie się z dorosłym już człowiekiem, który zdecydował właśnie, że oświadczy się swojej partnerce. Matka pełna żalu i strachu wraca pamięcią do dawnych lat i do sytuacji, w których to ona była potrzebna ukochanemu synkowi – przedstawia też cały szereg źródeł międzypokoleniowego konfliktu, bo nie dostrzega własnej winy w tym, że poprzednie dziewczyny syna odstraszała – rzekomo niechcący. „Wyluzuj, kobieto” to jednocześnie opowieść o byciu razem – bo w końcu przeciwwagą dla nowego związku staje się małżeństwo bohaterki (ale i sposób na bycie razem stosowany u teściów). Można się wiele dowiedzieć na temat relacji międzyludzkich pozbawionych fajerwerków, za to zanurzonych w zwyczajności i rutynie.

Zaczyna się od monologów wręcz komicznych – matka przesadza, przerysowuje i dzieli się z czytelnikami swoim zestawem zastrzeżeń. Nie zna praktycznie wybranki syna, ale już widzi w niej wady, które z pewnością wkrótce ujrzą światło dzienne i zaburzą szczęście ukochanego jedynaka. Zestawia swoje zachowania wobec małżonka z tym, co może wybrać przyszła synowa – ale ta z pewnością nie wykaże się empatią i skrzywdzi niewinne dziecko (bo o wieku i dojrzałości pociechy matka uparcie nie chce myśleć). W strumieniu skarg liczy się komizm – to już nikt nie będzie traktować poważnie kolejnych wyimaginowanych zarzutów, jeśli puentą ma być konieczność przerwania idylli w domu młodych. „Wyluzuj, kobieto” to zatem studium reakcji nieracjonalnych, za to łatwych do wytłumaczenia na drodze zazdrości. Katarzyna Grochola doskonale wie, jakimi pobudkami kierują się matki synów – stawia na eksponowanie przyczyn domowych konfliktów jeszcze zanim zaistnieją. Ale jej bohaterka relacjonuje bardzo długo własne małżeńskie perypetie. Tak naprawdę straszna przyszła synowa, Agata, pojawi się dopiero pod koniec, kiedy przyjdzie na zaręczynowy obiad. Wcześniej funkcjonuje tylko jako demon z wyobrażeń. Przyszła teściowa z kolei zajmuje się własnym związkiem, opowiada o mężu, który znienacka (w kontekście dziś dorosłego syna zresztą) zamienia się w cenionego autora książek dla dzieci, prezentuje towarzyskie spotkania i anegdoty dotyczące codzienności. Udowadnia, że nawet jeśli ktoś ma zastrzeżenia co do szczęścia młodych ludzi, którzy decydują się na ślub, to wszystko zależy od nich samych a nie od czarnowidztwa i stereotypów wprowadzanych w życie. Dzięki temu „Wyluzuj, kobieto” staje się też rodzajem ukojenia dla odbiorczyń. Jest tu trochę humoru (chociaż dość topornego, kiedy weźmie się pod uwagę bazowanie na oczywistościach), jest też zestaw obyczajowych historyjek, które pozwolą zabić czas i pogodzić się z nieuchronnymi zmianami w życiu. Katarzyna Grochola nie zamierza częstować czytelniczek poradami rodem z kobiecych magazynów, ale przecież nie uniknie i takich skojarzeń. Tu bowiem na pierwszy plan wychodzą emocje zwykle skrzętnie skrywane i tłumione.

poniedziałek, 10 lutego 2025

Katarzyna Gacek: Krew z krwi

Znak, Kraków 2024.

Rodzina

Katarzyna Gacek prowadzi agencję detektywistyczną Czajka świetnie – co oznacza, że kolejne powieści cosy crime pojawiające się w tym cyklu warte są uwagi. Gęste, spore objętościowo, a przy tym atrakcyjne nie tylko od strony intrygi, ale i całej warstwy obyczajowej. „Krew z krwi” to książka, w której bohaterki – Gaja i Klara przy pomocy Matyldy – muszą rozwiązać sprawę śmierci, którą czytelnicy od pierwszych stron mają przed oczami. Oto na łódce ginie mężczyzna. Ginie wyrzucony za burtę przez kobietę – na kolejnych stronach po tej migawce pojawi się nazwisko ofiary, ale mordercę (a w tym wypadku morderczynię) trzeba będzie jednak odnaleźć. Wszystkie ślady wskazują na jedną z pań. Ale oczywiście nie byłoby zabawy, gdyby wyjaśnienie polegało na banalnym i odruchowym oskarżeniu. W dodatku śledztwo wcale nie musi dotyczyć znalezienia mordercy. Zwłaszcza że po pogrzebie pojawia się pewien trop prowadzący do tajemnic z przeszłości.

W tomie „Krew z krwi” bardziej niż rozwiązanie kryminalnej zagadki liczy się sama droga do zdobywania informacji. Gaja ma już doświadczenie i wie, na co może sobie pozwolić, żeby nie narażać swojej reputacji na szwank (a licencji na odebranie). Klara jednak, jej podwładna, za nic ma wszelkie zasady i reguły. Klara chce żyć po swojemu, boi się odpowiedzialności i zaangażowania i zawsze ucieka, kiedy tylko poczuje, że gdzieś się zadomowiła. Klara łamie reguły, jest wolna i w swojej wolności czasami się gubi. Ale to ona ma niebywałą intuicję, wyobraźnię i dar improwizowania, co sprawdza się zwłaszcza w stresujących sytuacjach. To Klara jest w stanie przejechać przez miasto na motorze w bieliźnie i szlafroku – i nie zastanawiać się nad konsekwencjami takich działań. To Klara będzie przyciągać uwagę wszystkich. Przeciwwagą dla niej jest urzędniczka Matylda, która w swojej pracy przeżywa kryzys: chociaż robi coś, co kocha, jej szef ma inne pomysły na prowadzenie biuletynu miejskiego. Wprowadza do biura Matyldy kogoś, kto zdecydowanie na tym stanowisku się nie sprawdzi, ale kto potrafi narobić problemów w imię miłości własnej. Gaja, Klara i Matylda przyjrzą się sprawie tajemniczej śmierci – a przy okazji też rozwiążą zagadkę znicza, który pojawił się na grobie ofiary. To furtka do odkrywania zagmatwanej przeszłości. „Krew z krwi” to powieść wypełniona nie tylko zdobywaniem informacji i działaniami śledczymi, ale też – sprawami obyczajowymi. Liczą się tu związki, przyjaźnie, relacje międzyludzkie, w których próżno by szukać stereotypów. Każdy układa sobie życie po swojemu, każdy przeżywa rozmaite dylematy i potrzebuje wsparcia znajomych – jednak nie zawsze możliwe jest dopasowanie się do ich oczekiwań i gustów. Katarzyna Gacek bardzo umiejętnie lawiruje między takimi tematami, prowadzi historię podzieloną na głosy i wielowymiarową, unika tanich sentymentów i banałów w kreśleniu kontaktów interpersonalnych, a narrację podlewa dyskretnym humorem, tak, żeby przyjemnie śledziło się akcję. W efekcie „Krew z krwi” to książka, która przyciąga i zapewnia rozrywkę w dobrym gatunku – i sprawia, że hasło Agencja detektywistyczna Czajka będzie gwarancją jakości dla czytelników.

niedziela, 9 lutego 2025

Anna Kamińska: Głośniej! Marek Jackowski

Znak, Kraków 2024.

Słabości

Anna Kamińska ma rękę do biografii. Jest w stanie przedstawiać zgromadzone wiadomości ciekawie i z pomysłem na narrację, a to ma niebagatelne znaczenie w czasach, w których tego typu lektury zalewają rynek i stają się sposobem promocji bardziej niż życiowych podsumowań. „Głośniej!”, książka poświęcona Markowi Jackowskiemu, ucieszy zwłaszcza fanów Maanamu, ale także czytelników zainteresowanych historią polskiej muzyki rozrywkowej – bo przecież Jackowski to nie tylko Manaam. Nie będzie tu uciekania w przeboje, pisania w rytm muzyki ani rozwadniania treści. Tam, gdzie zrobi się niewygodnie, autorka znajdzie sposób na przedstawianie informacji z szacunkiem, ale i nastawieniem naprawdę zamiast sensacyjności. Jednocześnie wie, co przyciągnie czytelników – i z tego nie boi się korzystać. Otwiera książkę mocną sceną kłótni między pierwszą i trzecią żoną Marka Jackowskiego, zagląda do garderoby przed koncertem i naświetla relacje, które stopniowo będzie w tomie omawiać i wyjaśniać. Bo wyjaśnień bardzo tu potrzeba. Chociaż w tomie dużo jest także Kory, autorka nie pozwala jej zdominować tej opowieści – nawet w sytuacjach, w których byłoby to naturalne. Tym razem bohaterem jest Marek Jackowski i to jemu należy się odrębna opowieść. Taką dzięki „Głośniej” udaje się uzyskać, chociaż nie będzie łatwo. Anna Kamińska stawia na poukładane w miarę chronologicznie tematy – wie, że narracja musi mieć swój rytm i nie wystarczy opowiadanie czyjegoś życia, trzeba jeszcze mieć pomysł na formę – i taki pomysł znajduje. Dopiero po barwnym wprowadzeniu decyduje się na ukazanie losów rodziny Jackowskich, biedy i problemów okołopolitycznych – cofa się w przeszłość, żeby trochę wytłumaczyć, co ukształtowało bohatera jej tomu i dlaczego pewnych faktów nie da się pominąć w późniejszym śnie o sławie. Marek Jackowski w wersji „dziecięcej” nie jest wprawdzie zbyt wdzięcznym obiektem obserwacji, ale dorośli z kręgu jego bliskich (i chora siostra) zapewniają wystarczająco dużo pseudoatrakcji, żeby czytelników utrzymać przy lekturze. Wejście w świat muzyki oznacza rejestrowanie kolejnych zespołów (ale także nieporozumień w nich i konsekwencji, które nakazują zmianę środowiska). Na dobrą sprawę dopiero przy temacie Kory i Kamila Osipowicza autorka może połączyć sferę zawodową z okruchami informacji prywatnych – tutaj zresztą nie da się inaczej, w końcu Maanam to nie tylko pomysł na pracę. Dla większości odbiorców to właśnie ta część książki będzie najbardziej kusząca – bo odwołuje się do znanych powszechnie kwestii. Ale Anna Kamińska nie poprzestaje na niej, prowadzi przez dalsze losy Marka Jackowskiego i uświadamia odbiorcom, z czym musiał się mierzyć. Nie unika kwestii alkoholu (ani życia w nietypowej minikomunie), przedstawia kolejne małżeństwa i portretuje Marka Jackowskiego nie tylko ze sceny i garderób, ale też i życia prywatnego – co może być dla części fanów niespodzianką. Pod koniec tomu oddaje głos dzieciom.

Co ważne, chociaż realizuje standardowe wytyczne biografii i wypełnia także tom zdjęciami, Anna Kamińska ucieka od błędów charakterystycznych dla przygotowywanych na szybko publikacji. Chociaż w ramach gromadzenia materiałów autorka odbywa różne rozmowy z osobami z otoczenia Jackowskiego, nigdy nie wyręcza się nimi i nie wplata rozbudowanych cytatów, a samodzielnie kształtuje narrację w formie reportażu. Pisze z wprawą i świadomością warsztatu – wie, jak stopniować napięcie i jak prezentować kontrowersyjne fakty, żeby uniknąć posądzenia o ocenianie. Liczy się z uczuciami odbiorców na równi z uczuciami bliskich Marka Jackowskiego, prezentuje go ostrożnie, ale rzeczowo – i dzięki temu też czyta się tę książkę bardzo dobrze. „Głośniej” to publikacja gęsta, dobrze napisana i wypełniona ciekawostkami. Dobrze się ją czyta.

sobota, 8 lutego 2025

Magdalena Kordel: Serce w obłokach

Znak, Kraków 2019.

Budowanie przyszłości

W domu Klementyny wszyscy zaczynają układać swoją przyszłość. Babka Agata już wie, że nie musi żyć tęsknotą za utraconym potomkiem – wszystkich da się odnaleźć, nie wszystkich można przekonać do odwzajemnienia uczuć podsycanych przez żal całymi dekadami. Ruda, która wyrwała się od przemocowego małżonka, stara się za wszelką cenę pomagać – ale ujawnia własny talent, który już wkrótce może przynieść jej wielkie pieniądze i reklamę. Przyjaciółka – znana pisarka – pojawia się w Miasteczku, żeby tu kupić jakiś dom i zwolnić tempo życia. W tym wszystkim gubi się tylko Klementyna, która pokłóciła się ze swoim ukochanym i nie umie się z nim dogadać, a może raczej – nie próbuje, bo boi się odrzucenia. Na szczęście może liczyć na wsparcie wielu życzliwych jej ludzi – a to oznacza, że znajdzie się rozwiązanie i tego problemu, z perspektywy bohaterki – nie do przewalczenia.

„Serce w obłokach”, trzeci tom cyklu Miasteczko, to kolejna krzepiąca obyczajówka, w której Magdalena Kordel decyduje się na uruchamianie odrobiny międzyludzkiej magii i wsparcia płynącego z więzi od przyjaciół. To, co złe i smutne, najczęściej przerzucone jest do przeszłości – teraz wystarczy tylko dać się ponieść chwili i ułożyć na nowo życie – wśród życzliwych i tak samo spragnionych pomocy ludzi. Każdy, kto trafił do kamienicy Klementyny, może liczyć na wsparcie – nawet jeśli jest niemowlęciem i ma przy sobie liścik od matki. Co ważne, Magdalena Kordel wypracowuje sposób na to, jak przedstawić szereg tematów związanych z bohaterką, żeby nie wchodzić w kolejne retrospekcje (te pozostawia na pokazywanie losów domu i jego mieszkańców dawniej): w tym celu musi do Miasteczka sprowadzić kogoś, kto normalnie by się tu nie pojawił. Ma dzięki temu przestrzeń do komentowania życiowych wyborów – i do naświetlenia niedalekiej przyszłości. Dzięki temu będzie mogła zamknąć cykl tak, żeby odbiorczynie mogły snuć przypuszczenia na temat dalszych losów postaci – które znalazły azyl. „Serce w obłokach” to powieść, w której splatają się znaki i przekonania odległe od logiki (przoduje w tym Stara Anna, która mieszka przy cmentarzu i wie wszystko o mieszkańcach – to ona dostrzega w ocalonej przez dziecko sroce zapowiedź gości) i praca u podstaw, analizowanie mocnych stron i wykorzystywanie ich w planowaniu dalszego życia. Wszystko oczywiście opisane jest w stylu, za który Magdalenę Kordel czytelniczki kochają – jest trochę humoru, trochę nawiązań do rozmaitych krzepiących czytadeł dla różnych pokoleń i trochę refleksji, książka nie zmęczy, będzie idealną odskocznią dla tych wszystkich czytelniczek, które potrzebują wytchnienia – a jednocześnie jest też dość mocno podbudowywana psychologicznie. To lektura tylko z pozoru prosta, w rzeczywistości – funkcjonująca na wielu wymiarach i przynosząca odbiorczyniom wartościowe przemyślenia.

piątek, 7 lutego 2025

Agnieszka Krawczyk: Opiekunka marzeń

Wydawnictwo Literackie, Kraków 2024.

Rośliny

W życiu Miki ludzie często zawodzą. Mają swoje dramaty i niezbyt często zastanawiają się nad tym, jak funkcjonują w egzystencji innych. Nie cofają się przed krzywdzeniem ich w dążeniu do realizowania własnych celów. Nic dziwnego, że Mika stawia na rośliny. Rośliny nie zawodzą, da się je zrozumieć, przynoszą sporo radości, a poza tym – mogą stać się źródłem zarobku. Mika wprawdzie potrzebuje towarzystwa w różnych momentach – ale wie, że nie powinna ufać innym. Pracuje jako ogrodniczka, zajmuje się projektowaniem wymarzonych ogrodów, a informacje, jakie uzyskuje od swoich klientów, przerabia na rysunkowe szkice – tak najłatwiej jej uporządkować potrzeby i charaktery napotkanych osób. Mika ma za sobą trudną przeszłość, jednym z elementów życiorysu, który najchętniej ukryłaby przed postronnymi, jest fakt pobytu w poprawczaku w młodości. Wprawdzie nie zawiniła, padła ofiarą znacznie sprytniejszych od niej – jednak nawet po latach każdy, kto odkryje tę tajemnicę, ocenia po pozorach. Nic więc dziwnego, że kiedy tylko może, Mika ucieka w pracę i udowadnia własną wartość działaniami w cudzych ogrodach. Zajęcia może przypadkowo łączyć: jedna z klientek ma dwoje nastoletnich dzieci z problemami w środowisku rówieśników – i ogród urządzony pod linijkę. Inna kobieta woli, żeby przy jej domu nie wprowadzać żadnych sztucznych ograniczeń i jak najmniej ingerować w przyrodę. Ale to nie perypetie związane z pielęgnowaniem zieleni zaprzątają tu czytelników, a kwestia adopcji i problemów z przeszłości, które ciągną się za człowiekiem i w dorosłym życiu. Pojawia się tu dziennikarz, który zajmuje się tematem dzikich adopcji: chce dowiedzieć się jak najwięcej o rodzinach, które przygarniały pod swój dach małe dzieci… z pominięciem procedur adopcyjnych. Jest tu też sporo motywów związanych z dzisiejszymi kłopotami młodego pokolenia: jeden z nastolatków, wyróżniający się zachowaniem, jest prześladowany przez kolegów, jego siostra wpada w złe towarzystwo ze względu na drogę, którą wybiera jako trampolinę do kariery. Z tym wszystkim Mika radzi sobie zupełnie poza swoimi kompetencjami – ale wie, że wrażliwość i empatia mogą przydać się w każdej sytuacji. Zwłaszcza kiedy rodzice nie zwracają uwagi na zmartwienia pociech, bo sami mają sporo własnych trosk. „Opiekunka marzeń” to książka bardzo różniąca się od standardowych czytadeł obyczajowych Agnieszki Krawczyk – tym razem autorka nie koncentruje się na tworzeniu azylu dla czytelniczek, nie ma tu miejsca, w którym wszystkie problemy rozwiązują się same i nawet jeśli obcy do niedawna ludzie zapewniają wsparcie, to jednak trzeba się sporo namęczyć, żeby wypracować równowagę. Agnieszka Krawczyk stawia tym razem na prozę psychologiczną – funduje odskocznię od prostych i zabawnych obyczajówek. Nie ma tu miejsca na błyskawiczne spełnianie marzeń, jest za to gęstsza proza i pełen zestaw spraw, które do szczęśliwych żywotów standardowych bohaterek tej autorki wstępu by nie miały. Więcej miejsca przeznacza się tutaj na rozważania na temat traum i sposobu radzenia sobie z nimi tak, żeby wypracować normalność. Nic nie przychodzi łatwo – i może w ten sposób autorka dotrze do zupełnie innego kręgu odbiorców.

czwartek, 6 lutego 2025

dr Scott Lyons: Nie rób dramy! Jak wyjść z uzależnienia od kryzysu i chaosu

Rebis, Poznań 2025.

Przeżywanie

Niedawno rynek publikacji psychologicznych nastawiał się na introwertyków i osoby, które źle sobie radzą z przebodźcowaniem, a już zmienia optykę i kieruje się w stronę tych, którzy robią wokół siebie wielkie zamieszanie. „Nie rób dramy Jak wyjść z uzależnienia od kryzysu i chaosu” to publikacja, w której dr Scott Lyons dzieli się obserwacjami na temat przesadzonych zachowań i wiąże je także z własnymi doświadczeniami. „Dramę” łączy z chaosem i zamierzonym cierpieniem niezrozumiałym przez otoczenie. Scott Lyons koncentruje się na przesadzie i wyolbrzymieniach, pokazując, jak bardzo nastawienie na dramy uzależnia i jak bardzo dezorganizuje życie codzienne. Wzorem innych autorów publikacji psychologicznych, dba o to, żeby odbiorcy mogli dobrze zrozumieć istotę sprawy – w tym celu powołuje do istnienia kolejnych pacjentów, których problemy następnie analizuje. Stara się w ten sposób dotrzeć do czytelników i przekonać ich, z jakimi zjawiskami mogą mieć do czynienia we własnym otoczeniu albo u siebie. Dba o wprowadzanie wyrazistych szczegółów, akcentowanie typowych postaw i płynących z nich komplikacji. Omawia temat stresu i reakcji organizmu na ciągły lęk czy poczucie krzywdy. Tłumaczy, dlaczego niektórzy ludzie nie potrafią żyć bez robienia wokół siebie szumu – i skąd biorą się ich wybory. Nieco trudniejsze jest przeprowadzenie terapii, więc autor skupia się przede wszystkim na wskazaniu i nazwaniu problemu, a potem zasygnalizowaniu, że dalsza praca nad sobą będzie już wymagała wsparcia specjalisty. Oswaja jednak czytelników z tematem i wyznacza kierunki działań. Istota problemu wymaga tu pochylenia się nad objawami i na potraktowaniu ich poważnie – nawet jeśli histeryczne i przesadzone reakcje raczej sugerują bagatelizowanie dram.

Prowadzi autor narrację tak, żeby przemycać przede wszystkim ilustracje problemu – jeśli już zatrzymuje się na opisywaniu kwestii teoretycznych, dba o przedstawienie ich w wersji z życia wziętej. Wymienia sfery życia, które mogą ucierpieć w przypadku uzależnienia od dram, zwraca uwagę na obszary warte przepracowania. Dba bardzo o przejrzystość wywodów, chce jak najwięcej konkretów zmieścić w kolejnych rozdziałach. Z kolei żeby ułatwić czytelnikom korzystanie z tomu, po każdym rozdziale pojawiają się liczne wnioski – podsumowania w formie skryptu, żeby łatwiej było zapamiętać przesłania i spostrzeżenia. Wprowadza też autor rozmaite kwestionariusze, żeby zasugerować kierunki pracy z osobą uzależnioną: ktoś, kto dowie się, że potrzebuje pomocy, będzie mógł już na etapie lektury zacząć pracować nad sobą i zmieniać własne nawyki po to, żeby polepszyć jakość życia. „Nie rób dramy” to książka ważna zwłaszcza dla tych osób, które w swoim otoczeniu dostrzegają kogoś nadmiernie przeżywającego każde wydarzenie lub wręcz prowokują, żeby móc cały czas znajdować się w centrum dramatów. Jeśli ktoś zatem męczy się z uzależnieniem od chaosu i potrzebuje bodźca do wprowadzenia potrzebnych zmian – może skorzystać z tego poradnika, żeby dowiedzieć się, jak pokonać to, co najgorsze w jego psychice.

środa, 5 lutego 2025

Pierwsze słowa. Zasypianie

Harperkids, Warszawa 2025.

Mrużenie oczu

Oto książeczka, która ma pomóc rodzicom w usypianiu pociech. Kartonowy picture book dla najmłodszych – w podserii Pierwsze słowa w Akademii Mądrego Dziecka – to przyjemna propozycja poszerzająca słownictwo i jednocześnie przygotowująca do snu. Tomik ma ruchome elementy, na co wskazują bardzo grube strony. Trzeba w nich przecież ukryć rozwiązania interaktywne – koła i fragmenty kartek do przesuwania. Dziecko na okładce książeczki ma otwarte oczy – ale można mu pomóc w spaniu przez przymknięcie powiek. Ta zasada będzie obowiązywać w dalszej części lektury. Jedna strona na rozkładówce zawiera ruchomy element, druga – zestaw słówek. Ruchomy element to na przykład kołdra do przykrycia bohatera albo przytulanie lub bajki na dobranoc (na ruchomym kole pojawiają się kolejne kadry ze znanej bajki, można zatem przedłużyć opowieść i przedstawić dodatkową historyjkę). Dzięki temu dzieci będą ćwiczyć zdolności manualne, zmieniać obrazki (lub je modyfikować) i angażować się w lekturę. W końcu same też przeżywają to, co bohater z tomiku – i na własnej skórze sprawdzają przygotowania do snu. Powtarzalne etapy przynoszą ukojenie i wyciszają, a do tego jeszcze zachęcają do naśladowania postaci, przez co łatwiej będzie przekonać najmłodszych do ułożenia się do snu. Druga strona rozkładówki to trzy słówka lub zwroty – w połączeniu z obrazkową wersją. Tak, żeby dzieci nie tylko oswoiły się z wyglądem i brzmieniem słowa, ale też z jego odpowiednikiem, to wpłynie na zapamiętywanie i dużo łatwiej będzie wprowadzić do słownika dzieci nowe terminy i skojarzenia. Takie rozwiązanie nadaje książeczce aspekt edukacyjny – tak poszukiwany i pożądany obecnie na rynku. Oczywiście i bez tego dodatku tomik cieszyłby się uznaniem maluchów, które potraktują książeczkę jak zabawkę – jednak dorosłym da on przekonanie, że dbają o prawidłowy rozwój pociech i pracują na ich udaną przyszłość.

Nie jest to obszerna publikacja: zaledwie kilka stron, które nie dostarczą dzieciom raczej zaskoczeń – przecież opowiadają o tym, co wszyscy znają z własnych doświadczeń, nawet jeśli jeszcze nie są w stanie tego samodzielnie ogłosić. Dzieci z pewnością chętnie wysłuchają mikroopowiastki – rodzice mogą za to wykazać się fantazją, prowadząc własną narrację na podstawie tych prostych ilustracji. Nie ma tu wymyślnych grafik – liczy się przekaz, który nie będzie zaciemniany dodatkowymi detalami. To publikacja przede wszystkim do oglądania i do zabawy – do modyfikowania ilustracji, wprowadzania własnych zmian do obrazków. Dzieci przekonają się dzięki temu do książek, sprawdzą, jaka rozrywka wiązać się może z czytaniem – a jeśli od najmłodszych lat będą się oswajać z książkami, nie będzie problemu z namawianiem ich do czytania w przyszłości. Warto zatem sięgnąć po „Zasypianie” nie tylko jako książeczkę przed snem.

wtorek, 4 lutego 2025

Stuart Gibbs: Afera w kosmosie

Agora, Warszawa 2025.

Powrót

Do kosmosu zabiera Stuart Gibbs swoich czytelników na krótko – i nic dziwnego, w zamkniętej przestrzeni Bazy Księżycowej Alfa nie pojawi się nikt nowy, nie ma też szansy na zmianę otoczenia. Rygorystyczne warunki panujące w tym świecie zawężają autorowi możliwość przykuwania uwagi czytelników – w efekcie seria pomyślana została na trzy tomy i oto właśnie czytelnicy otrzymują ostatnią część. „Afera w kosmosie” to kolejne śledztwo w wykonaniu dwunastoletniego Dasha – bystry chłopak dobrze orientuje się w relacjach w kosmosie i uważnie obserwuje otoczenie, nic więc dziwnego, że zostaje wybrany jako ten, który może pomóc w prowadzeniu działań śledczych. Dash właśnie obchodzi urodziny – a rodzice wymyślili dla niego nietypowy prezent. Wszystko jednak przyćmiewa fakt, że multimiliarder Lars – jeden z bardziej wrednych mieszkańców bazy – zostaje otruty rybą, którą tylko on lubił. I to właśnie niedoszłego mordercy Larsa szukają wszyscy w bazie. Dash trochę się rozprasza ze względu na urodzinowe doświadczenia – i na fakt, że jest przecież jeszcze dzieckiem, tymczasem dorośli, którzy nie radzą sobie ze sobą nawzajem, proszą go o pomoc.

„Afera w kosmosie” to powieść dla młodych poszukiwaczy przygód. Autor buduje tu wizję przyszłości, w której loty w kosmos są już dostępne dla chętnych (chociaż i tak trzeba mieć sporo pieniędzy, żeby zafundować sobie taką wycieczkę) i w której da się nawiązać kontakt z cywilizacjami z innych planet (czego przykładem jest Zan, przyjaciółka Dasha). Pewne rozwiązania wciąż jednak pozostają zachowawcze: to między innymi problem z pozyskiwaniem wody w kosmosie czy z przygotowywaniem jedzenia w warunkach księżycowych. Dash przekonuje się też, do czego mogą służyć ekskrementy – i wykorzystuje je w nietypowych okolicznościach, bo przecież niezależnie od jego zasług w poprzednich śledztwach, wrogowie pozostają wrogami. Akcja jest tu dosyć burzliwa, warto pamiętać, że autor skupia się na tym, co intryguje młodych odbiorców – mniej będzie zatem koncentrować się na relacjach w grupie, bardziej na sferze ujarzmiania konfliktowych postaci (co zresztą przydać się może także czytelnikom w zwykłym życiu). Ważny jest fakt, że Stuart Gibbs bardzo świadomie kreuje świat w bazie księżycowej, nie musi nawet zbyt często odrywać się od podstawowej narracji, żeby wytłumaczyć czytelnikom, co warunkuje konkretne zachowania postaci. Udaje mu się zabrać odbiorców w kosmiczną podróż – zapewnia tym samym sporo adrenaliny i dobrej zabawy. Nie jest tu ważne samo śledztwo – wyciąganie wniosków na temat Larsa i jego wrogów to poboczna kwestia, o wiele bardziej liczy się bieg wydarzeń, zagrożenie i podejście Dasha – który, chociaż ma okazję przeżycia czegoś niezwykłego, bardzo tęskni za Ziemią i już snuje plany, co zrobi za kilka lat. Oderwanie się od planety wcale nie oznacza końca kłopotów – nie da się uciec od pewnych zagrożeń i zmartwień. „Afera w kosmosie” to jeden z tych pomysłów, które warto wykorzystać, kiedy chce się zapewnić dziecku ciekawą i nienudną lekturę.

poniedziałek, 3 lutego 2025

Odwagi, Muminku!

Harperkids, Warszawa 2025.

Rozmowa

Muminek, który się boi, to Muminek, który traci okazję do zabawy – a jeśli nie przekona go nawet Panna Migotka, bohater może tylko żałować, że nie ma pojęcia, jak pokonać lęk. Ukochana postanawia zbierać muszle podczas nurkowania – Muminek miałby na to wielką ochotę, jednak nie przepada za wodą. Skutecznie psuje mu to humor: ze swojego problemu zwierza się mamie, a ta wyjawia sekret: przyznanie się do strachu to największa odwaga. A przy okazji pierwszy krok do przełamania lęku. Mały bohater może zastanowić się nad sobą i źródłami strachu, a potem tak pokierować swoimi zachowaniami, żeby mimo wszystko zrealizować marzenie.

„Odwagi, Muminku” to mały kartonowy picture book wykorzystujący doskonale dzieciom znanych bohaterów w edukacyjnych i pedagogicznych odsłonach. Panna Migotka nie ma problemu z nurkowaniem w wodzie, Muminek wolałby takiego zadania uniknąć – tylko że wtedy nie da rady ani znaleźć pięknych muszli, ani towarzyszyć przyjaciółce. Motywacja do przezwyciężenia strachu jest bardzo silna, chociaż nie do końca możliwa do zrealizowania bez wsparcia wyrozumiałej mamy. Mamusia Muminka zastępuje tu wszystkich rodziców, którzy nie wiedzą, jak wytłumaczyć swoim pociechom, że mogą się bać – ale nie powinny pozwalać, żeby to paraliżowało je przed próbowaniem nowych rzeczy.

Jest to tomik kartonowy z zaokrąglonymi rogami, co oznacza, że mogą po niego sięgać najmłodsze dzieci. Tekst został mocno skondensowany, nie ma wielkiej akcji: pojawia się jedno wydarzenie i jego konsekwencje, tak, żeby nic nie odwracało uwagi najmłodszych od dylematu Muminka. Strach wyeksponowany zostało z kolei tak, żeby dzieci przekonały się, że nie tylko one się boją – każdy ma prawo do lęku i każdy ucieka przed czymś innym. Żeby jeszcze lepiej było śledzić opowieść, obrazki w tym tomiku (jak i w całej serii) zostały bardzo uproszczone, chociaż dalej utrzymane w duchu Tove Jansson – przypominają trochę dzisiejsze kreskówki dla najmłodszych. Wyraziste kontury i sylwetki są przeważnie wycinane z tła i pozbawiane detali, żeby maluchy śledziły akcję bez wysiłku. Kolory przyciągają wzrok, ale nie przebodźcują najmłodszych, bo każdy element tej książeczki został doskonale przemyślany i dopracowany. Dzięki temu od pierwszych lat życia dzieci mogą zapoznawać się z bohaterami, którzy podbili zbiorową wyobraźnię i przejmować ich podejście do rzeczywistości. Muminek tym razem pokazuje, że nie ma niczego złego w strachu – ale że warto go przełamywać i szukać sposobów na realizowanie swoich marzeń. Ta postać tłumaczy rozmaite emocje, tym razem umożliwia dzieciom oswojenie i nazwanie problemu, który dopada każdego w najbardziej nieoczekiwanych okolicznościach. Strach w tym wypadku jawi się jako hamulec przyjemności i radości, więc warto poświęcić chwilę, żeby sobie z nim poradzić. „Odwagi, Muminku” to zatem nie tylko lektura przed snem dla dzieci – ale również wskazówka dotycząca zwyczajnego życia.

niedziela, 2 lutego 2025

Krystyna Prendowska: Oko pamięci

Czytelnik, Warszawa 2025

Obserwacje

Krystyna Prendowska przekonuje, że nie byłaby w stanie tworzyć prozy – buduje za to reportaże lub migawki ze swojego życia. Migawki nietypowe, bo zwykle mocno powiązane ze światem kultury i z postaciami powszechnie znanymi. Dodaje do tego autobiograficzne wstawki pozbawione cenzury: oszałamia szczerością i naturalnością a także erudycją. „Oko pamięci” to zestaw esejów dla wymagających odbiorców, ambitna literatura dla uważnych. Jednocześnie – książka, która staje się przewodnikiem po tematach wysokich. Krystyna Prendowska przede wszystkim ucieka od rutyny. Czasami zamienia się w krytyka – kiedy buduje zestaw informacji na temat obejrzanego dzieła, innym razem zdaje relację ze spotkań z kimś ważnym. Potrafi analizować rzeczywistość tak samo jak kulturę – a wiadomości przetwarza tak, żeby przyciągnąć czytelników do lektury. Udaje jej się zwrócić uwagę na aspekty przeważnie niedostrzegane, pozostaje blisko życia, chociaż jej relacje z codziennością nie mają nic wspólnego. „Oko pamięci” to intelektualne wyzwanie, trening dla co bardziej zaawansowanych odbiorców, a przy okazji bardzo miła odskocznia od powszechnej bylejakości. Krystyna Prendowska nie tylko dostrzega dużo, ale też potrafi to opisać tak, by zapewnić czytelnikom mocne wrażenia, żeby skusić ich obietnicą odkrywania nieznanego czy rozszyfrowywania zjawisk życia kulturalnego. Jednocześnie nawiązuje kontakt z czytelnikami przez osobiste zwierzenia. Pojawiają się one rzadko – ale kiedy już da się je znaleźć, budują potężną więź z autorką.

Jest tutaj sporo podpowiedzi dotyczących tego, jak uczestniczyć w świecie kultury i sztuki i na co zwracać w nim uwagę, a równolegle – garść refleksji nad światem i jego kondycją intelektualną. Krystyna Prendowska zachowuje wygodny dystans do rzeczywistości, może dzięki temu prowadzić opowieść barwną, a jednocześnie przekonującą – tu nie chce się wchodzić w polemiki, za to odbiorcy mogą przyzwyczaić się do innego sposobu patrzenia na świat wypełniony wyzwaniami i niespodziankami. Krystyna Prendowska może być przewodnikiem po sztuce, ale równie dobrze radzi sobie z przedstawianiem anegdotycznych wydarzeń z rzeczywistości, która niczego nie udaje. Autorkę kuszą biografie, ale też dzieła, na ich podstawie tka całą relację, wypełnioną faktami i danymi, które w innym wypadku nie przedostałyby się do zbiorowej świadomości – a zniknęły w mrokach przeszłości. Nadaje strukturę i brzmienie wspomnieniom, teraźniejszość stara się jak najbardziej zatrzymać, opisując wszystkie detale, które da się wychwycić. Nie zapomina o sobie – ale nie wystawia siebie na piedestał, pozostaje w cieniu, żeby uzasadnić zabranie głosu w konkretnej sprawie, a jednocześnie nie zdominować przesłań. Bawi się, ciągle gra z czytelnikami. „Oko pamięci” to próba wyłuskania kwintesencji bycia tu i teraz – przez pryzmat tego, co zostanie. Jest to zbiór do powolnej lektury, do rozsmakowywania się w słowach – jedna z tych ozdób biblioteczek, która na długo zatrzyma, zaangażuje i zmieni sposób myślenia o rzeczywistości. „Oko pamięci” to propozycja wyjątkowa na rynku – i bardzo wartościowa.

sobota, 1 lutego 2025

Muminki. 100 naklejek

Harperkids, Warszawa 2025.

Akcja

To tylko kilkanaście stron, dużego formatu wprawdzie, ale jednak niewiele, przynajmniej z pozoru. Bo znacznie ważniejsze jest sto naklejek, które do dyspozycji będą mieli odbiorcy książki „Muminki. 100 naklejek”. Tomik, który przywołuje sylwetki bohaterów wymyślonych przez Tove Jansson jest typowym picture bookiem z zadaniami kreatywnymi i łamigłówkami – ale liczy się fakt, że po pierwsze – można tu cieszyć się obecnością znanych i sympatycznych małych trolli, a po drugie – naklejki stanowią ważną część poszczególnych zadań i rodzaj nagrody lub pomocy w uzupełnianiu obrazków. Da się wykorzystać tę publikację jako pomoc w nauce czytania, bo żeby wiedzieć dokładnie, czego oczekują twórcy, trzeba prześledzić polecenie – to, w formie akapitu z opisem, jest wypełnione ciekawostkami na temat samych Muminków i zadań, które wykonują aktualnie. Zadania pełnią więc rolę drobnych czytanek, przypominających dzieciom, jak miłymi towarzyszami codzienności mogą być Muminki.

Zadania pozwalają z kolei ćwiczyć sprawność intelektualną dzieci. To proste zagadki i zabawy znane niemal od zawsze, rysunkowe propozycje, które rozwijają umysł i zapewniają rozrywkę. Czasami trzeba będzie porównać dwa obrazki (bo na jednym psotny bohater coś zmienił), czasami pomóc bohaterowi przejść labirynt, czegoś poszukać, coś dopasować, dobrać w pary, zaznaczać, łączyć… Nic nowego, a jednak dzięki nawiązaniom do postaci ze świata Muminków będzie to zadanie znacznie bardziej przyjemne i ciekawe. Dzieci będą tu ćwiczyć mózg i rękę, a do tego – bawić się naklejkami. Część zadań bowiem wymaga uzupełniania naklejkami, a ponadto każdą stronę należy dodatkowo naklejką ozdobić. Wyzwań będzie zatem dużo – a każde z nich jest samo w sobie reklamą Muminków, więc dzieci zainteresowane twórczością Tove Jansson będą mogły kontynuować przygodę z tymi postaciami. Klasyczne zadania dla najmłodszych to prosty sposób na przekonanie ich do podjęcia wysiłku umysłowego dla rozrywki. Tomik przekonuje dzieci do książek i zapewnia im zajęcie dobre na zabicie nudy, ale też – rozwojowe i prowadzące do poprawiania umiejętności: przygotowuje do nauki pisania, zapewnia trening koncentracji i rozrywkę. Za każdym razem dziecko ma za zadanie pomóc bohaterowi – w związku z czym zaangażuje się w historyjkę, wejdzie w przestrzeń charakterystyczną dla Muminków i przypomni sobie cechy charakteru kolejnych postaci, czym jeszcze bardziej może się przekonać do sięgania po książki z przygodami Muminków. Muminków nigdy dosyć – więc nic dziwnego, że i ta książka ma szansę cieszyć się dużym powodzeniem na rynku. Jest przyjemna, dobrze wymyślona i łączy klasykę z typowymi dzisiaj rozwiązaniami (zabawa w naklejanie motywów i uzupełnianie nimi kolorowych stron). To zeszyt ćwiczeń – przyjemny i niezbyt męczący, a przez wielość rodzajów zadań także ciekawy dla najmłodszych odbiorców.