Poradnia K, Warszawa 2025.
Wychowanie
Marlowe to queerowa nastolatka, która chce sobie dorobić do kieszonkowego. Podejmuje się pracy w roli przewodnika po rezydencji, która miała zapewnić sielskie życie całej rodzinie, a stała się miejscem tragedii. Mieszkająca tu rodzina została poważnie okaleczona. Jeszcze po latach echa dramatu przyciągają na wyspę wielu turystów: to oznacza, że Marlowe zajęcia nie zabraknie. Ale też dziewczyna nie będzie mogła narzekać na deficyt silnych wrażeń. Bo nawet jeśli dawne sprawy nie zostały do końca wyjaśnione, również w teraźniejszości dzieją się dziwne rzeczy. Sześcioro adoptowanych dzieci wychowywanych jest przez wyznawcę eugeniki. Każdy zna swoje miejsce i nie sprzeciwia się dyscyplinie ani starannie ułożonemu harmonogramowi zajęć. Każdy rozwija swoje pasje i wykazuje się w jakiejś dziedzinie. Dzieci z Morning House mają wszystko – przynajmniej tak może się wydawać. Sytuacja zmienia się, kiedy pojawia się na scenie prawowity dziedzic. Mały Max jest prawdziwym utrapieniem opiekunek i rodziców, a także zgranego do tej pory rodzeństwa. Ma problemy z panowaniem nad agresją, krzywdzi i okalecza wszystkich, którzy znajdą się w polu jego rażenia. I to właśnie Max pewnego dnia traci życie.
Po kilku dekadach Marlowe próbuje rozwikłać zagadkę – w końcu skoro już znalazła się na wyspie i nie za bardzo ma tu co robić po godzinach pracy, może zająć się rozszyfrowywaniem tajemnicy domu i jego mieszkańców sprzed lat. Jej determinacja nasila się jeszcze, gdy znika z horyzontu kobieta, która bada historię rodziny. Marlowe czuje, że dzieje się coś dziwnego. A do tego sama też staje się celem ataków.
Marlowe ma w swoim życiorysie sporo silnych doznań, część z nich płynie z poszukiwań sercowych: nastolatka przeżywa fascynację rówieśniczkami, zastanawia się nad ich uczuciami i nad możliwością bycia w związku – jednak to temat, który pozostaje jako tło wydarzeń, a tylko czasami jako ich katalizator. Dziewczyna musi poradzić sobie z mocno traumatyczną przeszłością, a teraźniejszość nie upraszcza jej tego zadania. Śledztwo toczy się na marginesie opowieści, nie zdominuje jej – do momentu wyjaśnienia wydarzeń, ale i tu autorka decyduje się na retrospekcję, która uświadomi czytelnikom, do jak wielu aspektów przez bohaterkę by nie mogli dotrzeć.
Porusza Maureen Johnson wiele trudnych tematów, od eugeniki, która jawi się jako wstydliwy sekret: nikt nie będzie przesadnie zagłębiał się w to zagadnienie, przez relacje w grupie rówieśniczej aż po szantaże i zbrodnie. Autorka unika jednak przesady: nawet jeśli wrzuca do powieści nadmiar tragedii i dramatów. Prowadzi intrygę sprawnie i zagęszcza emocje przez odpowiedni sposób prezentowania wydarzeń. Przenosi się między teraźniejszością i retrospekcjami tak, żeby podkreślać tempo akcji, myli tropy, żeby zapewnić czytelnikom skomplikowane śledztwo. „Śmierć w Morning House” to książka, która w pełni wykorzystuje wymogi gatunku, ale ozdobiona jest dodatkowo ciekawymi obserwacjami psychologicznymi i odpowiednio budowaną atmosferą. Liczy się tu zestaw ekstremalnych emocji podanych w wartkiej opowieści.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz