Agora, Warszawa 2025.
Przejście
Simon Boas dowiaduje się, że przypadłość przez rok tłumaczona przez lekarzy jako refluks to rak. Brak odpowiedniego leczenia sprawia, że autor musi pogodzić się z faktem, że szybciej niż myślał, rozstanie się ze światem. Że w wieku czterdziestu siedmiu lat przejdzie do grona nieobecnych. Że jego żona będzie od tej pory wdową. Że nie istnieją żadne sposoby na ocalenie siebie – chociaż przerzucenie się z agresywnej chemii na wino ma swoje zalety i może faktycznie umożliwia wyszarpanie jeszcze kilku miesięcy. Simon Boas nie ma już nic do stracenia, może zająć się rozmyślaniem o tym, co nieuchronne i bliskie – ale nie zamierza robić z siebie męczennika. Zamiast bez przerwy analizować swój stan, wpada na pomysł, żeby pomóc innym w zaakceptowaniu częstej przecież sytuacji. Pisze krótkie teksty o tym, jak to jest oswajać się ze śmiercią. Dawniej poradniki dotyczące dobrego umierania funkcjonowały – i pomagały ludziom w złapaniu równowagi albo w przygotowaniu siebie na kres. Dzisiaj śmierć zostaje zepchnięta na margines, jest niechciana i odrzucana, co przecież nie ratuje przed jej nadejściem. Boas nie musi już pracować, swoje obowiązki przekazuje innym, ale żeby zająć czymś umysł – siada nad spisaniem swoich spostrzeżeń. Przedstawia czytelnikom własną sytuację i podejście do niej – nie będzie się użalał ani skarżył, woli śmiech. Chociaż pół wieku to dla niego nieosiągalne – może jednak zostawić coś po sobie i pomóc innym ludziom w oswajaniu strachu, smutku i żalu. Kiedy pisze, zaczyna automatycznie uciekać w ironię i dowcip – dzieli się z czytelnikami własnym przepisem na zachowanie pogody ducha. I ze zdumieniem stwierdza, że jeden z pierwszych tekstów staje się viralem. Rozpowszechnia się tak bardzo, że daje autorowi siłę do dalszego działania i przekonuje go, że mimo powszechnego oddalania myśli o śmierci, poradniki dotyczące umierania wciąż są potrzebne. Tworzy zatem dalej i tak powstaje książka „Poradnik umierania dla początkujących”. Drobna publikacja, którą można przeczytać na jeden raz – ale cenna z dwóch powodów. Pierwszy – to poprawianie nastroju. Nieważne, w jakiej jest się sytuacji życiowej, autor dba o to, żeby nikogo nie przygnębiać swoim stanem. Wybiera rolę nadwornego trefnisia albo felietonisty, który nie ma nic do stracenia i nie musi przejmować się tym, że kogoś urazi (ale i tak się przejmuje). Drugi powód jest ważny, bo Boas zajmuje się też udzielaniem wskazówek – jak zachowywać się w związku z czyjąś nadchodzącą śmiercią. Proponuje różne działania, ale przede wszystkim odrzuca konwencje i sprawia, że czytelnicy mogą wcielić w życie przedstawione – najbardziej popularne – schematy, albo dowiedzieć się, dlaczego pewnych postaw nie warto przyjmować. Mówi im to osoba chora i w dodatku bliska kresu – chociaż więc podczas umierania każdy jest początkujący, można tu zyskać odpowiedzi na pytania, których nie dałoby się zadać wprost bliskim. Każdy, kto chciałby się dowiedzieć, jak radzić sobie z wyzwaniami i prywatnymi trzęsieniami ziemi, powinien do tej lektury wracać – i wyłuskiwać z niej nie tylko rozrywkę ale też porady.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz