Must Read, Poznań 2023.
Lista uczuć
Trochę szuka tematu na młodzieżowy romans Joya Goffney i trochę też odbiorców zaskakuje, przenosząc ciężar tematu z miłości mimo wszystko na kwestie rasowe. "Czasami jestem morzem łez" to książka nietypowa za sprawą problemów bohaterki, Czarnej (w tomie przyjęty został taki sposób zapisu, a ponieważ dziewczyna zmaga się z problemami z zaakceptowaniem koloru skóry, używa też opisowego określenia "słowo na CZ". Poza "Czarnymi" są tu też "Miksy", do których właściwie Quinn się zalicza - zapis wielką literą odnosi się tylko do bohaterów o ciemniejszym kolorze skóry i trzeba się do tej ortografii przyzwyczaić podczas czytania). Quinn ma osiemnaście lat i już niedługo będzie musiała wybrać uniwersytet dla siebie (nie jest to uczelnia, o której marzą dla córki rodzice Quinn) - tyle że nie przejawia specjalnych skłonności do nauki i ciągle wpada w kłopoty związane ze szkołą i ocenami. Woli zajmować się tematem odrzucania jej przez społeczeństwo - a każdy przejaw nietolerancji czy braku akceptacji mocno rozdmuchuje, nawet jeśli wydaje się, że jej znajomi nie mieli nic złego na myśli. Quinn w temacie rasizmu jest nadwrażliwa od czasu, kiedy ktoś nazwał ją Oreo (biała w środku, mimo koloru skóry). To wątek, który wypełnia sporą część tomu. Ponadto Quinn ze swoimi dylematami radzi sobie, układając je w listy. Ma cały notes z wypisywanymi w punktach spostrzeżeniami i przemyśleniami. Czasami to naiwne nastoletnie wynurzenia - na przykład wyliczanki chłopców, którzy jej się podobają, innym razem sekrety, jakich Quinn nie powierzyłaby nikomu innemu. Do takich należy lista rzeczy, o których nikt poza Quinn nie wie. Wypisywanie ich w zeszycie to proszenie się o katastrofę - i rzeczywiście pewnego dnia dziennik Quinn znika. Cała szkoła wkrótce dostanie zdjęcie jednej ze stron (z konkretną listą), a sama bohaterka - nakaz wypełniania kolejnych punktów do zrobienia. I tak zaczyna się wielka przygoda Quinn, właściwie zabawa w dojrzewanie, przejście od beztroskiego i wypełnionego drobnymi kłamstwami dzieciństwa w dorosłość. Quinn w potyczce z anonimowym prześladowcą nie jest sama - zaczyna się nią opiekować Carter, przystojny chłopak i jeden z obiektów z listy. Carter do Quinn doprowadza też swoją kuzynkę, Olivię, kiedyś borykającą się z prześladowaniem w szkole, dzisiaj - bardzo odważną dziewczynę. Ta paczka będzie wspólnie stawiać czoła problemom i wyzwaniom. Wszystko po to, żeby Quinn i Carter mogli w końcu być razem - bo chociaż na początku bohaterka jest zauroczona swoim najlepszym przyjacielem, Mattem, to Joya Goffney o tej postaci w pewnym momencie zapomni: Matt nie będzie potrzebny, jako element dzieciństwa Quinn. Sporo tu tematów ciężkich jak na romans dla młodzieży - między innymi dziewczyna martwi się rasizmem u jej ojca (objawia się to w nieoczekiwanych momentach i psuje relacje w towarzystwie), ma też wielki problem z zaakceptowaniem odchodzenia babci: ukochana Hattie była towarzyszką wielu szaleństw, teraz przebywa w domu opieki, a jej stan stale się pogarsza. Quinn nie czuje się gotowa, by wybrać się z wizytą i przekonać się, że dawna babcia już nie wróci - w efekcie traci czas możliwy na pożegnania czy budowanie kolejnych cennych wspomnień. Wszystko się zmienia, gdy przyjaciele otwierają ją na nowe doznania - więc "Czasami jestem morzem łez" pokazuje także inną perspektywę i drogi działania. Odbiorcy, którzy nie potrafią poradzić sobie z własnym życiem, nauczą się dzięki tej lekturze dystansu i mierzenia się z przeciwnościami losu - i to ważne przesłanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz