Noir sur Blanc, Warszawa 2022.
Nowe życie
Philippe Lançon przeprowadza odbiorców przez najtrudniejsze życiowe doświadczenie. Przeżył zamach w redakcji „Charlie Hebdo”, chociaż został w nim ciężko ranny. „Strzęp” to relacja z dochodzenia do zdrowia i do równowagi psychicznej – próba opowiedzenia o traumatycznym doświadczeniu i o jego konsekwencjach. Autor stawia na bardzo rozbudowany dziennik, który automatycznie może stać się terapeutycznym zestawem przemyśleń, a odbiorcom uświadomi, jakie zmiany zaszły w życiu felietonisty po zamachu. To przede wszystkim opowieść o niekończących się operacjach i o ograniczeniach ciała. Najpierw Philippe Lançon przybliża czytelnikom wydarzenia – z własnej perspektywy. Chociaż nie do końca może wszystkie odtworzyć, korzysta z zachowanych wiadomości wysyłanych do znajomych oraz z pamięci swoich bliskich: ci mogą dodać komentarze i szczegóły, które zniknęły z pamięci autora. Na tej podstawie Philippe Lançon tworzy najbardziej wstrząsające sceny. Pozwala odbiorcom zrozumieć, co sam przeżywał i w jakim stanie się znalazł. Nie rozpamiętuje tego zbyt długo: potrzebuje raczej nakreślenia sytuacji dla czytelników – tak, by zrozumiałe stały się późniejsze walki o normalność. Interesuje go tylko jego własne spojrzenie, co wiąże się z dziennikiem rekonwalescencji. Szuka w pierwszych scenach drobiazgów, które połączą go z czytelnikami: opowiada o tym, jak spędzał czas, nie przypuszczając, że zbliża się moment, który może być dla niego tym ostatnim, dzieli się przemyśleniami głębokimi i dotyczącymi analiz polityki międzynarodowej – a obok nich pokazuje kompletnie nieznaczące detale z codzienności. Odtwarza w pamięci rzeczy ulotne i zbędne do zrozumienia całości przekazu – a jednak wstrząsające przez swoją zwyczajność i świadomość dalszych wydarzeń.
Bardzo drobiazgowo analizuje też autor pierwsze chwile po zamachu, próby skontaktowania się z bliskimi i chęć zrozumienia, co naprawdę się stało. Tu posiłkuje się dziennikiem brata, zapisami śledczych i mailami: wie, że jego pamięć najbardziej może zafałszować sytuację. Później przechodzi już do szpitalnych przejść. Funduje czytelnikom zestaw wstrząsających obrazów i urazów, opowiada o lekarzach, którzy robili wszystko, co w ich mocy, żeby zapewnić mu możliwość powrotu do zwyczajnego życia i o pielęgniarkach wspierających w najtrudniejszych momentach. Dzieli się naturalistycznymi obrazami, rozczarowaniami, które pojawiają się, gdy wszystko miało już zmierzać ku lepszemu, uciążliwościami płynącymi z trudno gojących się ran. Staje się – mimo woli – ekspertem w dziedzinie chirurgii plastycznej, dowiaduje się rzeczy, o których nie miał pojęcia – i przedstawia je odbiorcom. To proza nastawiona na detale, bez wielkich słów i filozoficznych poszukiwań sensu. Philippe Lançon woli konkrety, nawet te najbardziej przyziemne i bolesne. Nie narzeka na swój los, za to bezustannie się dziwi: szereg operacji, jakie przechodzi, to dla niego punkt wyjścia do stworzenia narracji przejmującej i przerażającej momentami. Nie chodzi jednak o epatowanie bólem i o budzenie współczucia: autor dzięki dziennikowi próbuje odzyskać siebie samego – i tym chce przekonywać do siebie czytelników.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz