Prószyński i S-ka, Warszawa 2022.
Absurd śledztwa
Artur Andrus i Wojciech Zimiński wkraczają w świat powieści kryminalnych przefiltrowanych przez absurd. Na pewno ci, którzy lubią podążać za śledczymi krok w krok i czerpią radość z niekończących się przesłuchań świadków będą rozczarowani - za to czytelnicy, którzy cenią sobie nonsens i satyryczne pomysły, mogą parę razy się zachwycić. "A koń w galopie nie śpiewa" to rozrywka nietypowa. Fakt, że bohater znajduje w ogrodzie botanicznym zwłoki kobiety, do niczego nie zobowiązuje. Śledztwo zaczyna zataczać coraz szersze kręgi i już wkrótce zmienia się cel poszukiwań. Nie na intrydze skupiają się autorzy, a na zupełnie pobocznych charakterystykach postaci, które brawurowo wkraczają do opowieści i mocno zaciemniają jej kierunek. W zasadzie chodzi tu najbardziej o popis i o wykorzystanie drobiazgów satyrycznych, które nie zmieściłyby się nigdzie indziej. Bogata galeria postaci służy do testowania komicznych rozwiązań: to dowcipy różnego rodzaju, nie tylko dla wyczulonych na ironię czytelników. Streszczanie fabuły nic by tu nie dało: nie bieg wydarzeń angażuje czytelników, a kolejne sposoby wywoływania śmiechu. Oczywiście - nie wszystkie przekonają każdego odbiorcę, za to pewne jest, że podążający śladem Kazimierza Kortunia będą wybuchać śmiechem w różnych miejscach tomu. Artur Andrus i Wojciech Zimiński połączyli siły - i stworzyli książkę, która wymyka się wszelkim schematom. Gdzieś pobrzmiewają echa angielskich kryminałów, ale kryminał schodzi tu na daleki plan. Nie można w tej powieści pominąć żadnego zdania - bo nigdy nie wiadomo, w którym momencie autorzy zdecydują się na popisy żartami. Może na tym ucierpieć rozkład akcentów w tomie - trudno raczej o zaangażowanie czytelników w detektywistyczną przygodę, jeśli co chwilę odwraca się ich uwagę w kierunku śmiechu. Przed przystąpieniem do lektury trzeba po prostu uwzględnić, że tu najważniejszy jest śmiech połączony z absurdem, więc - często odległy od obiegowych żartów.
"A koń w galopie nie śpiewa" to historia, która wypełniona jest satyrycznymi drobiazgami. Mniej autorzy zajmują się brzmieniem całości i budowaniem większych relacji, bardziej - szlifowaniem jednozdaniowych komentarzy, które wzbudzą zawiść innych satyryków. Czytelnicy będą musieli na początku przekonać się do mniej znanego trybu przedstawiania wydarzeń: to nie jest styl znany ze zwykłych kryminałów czy komedii kryminalnych - Andrus i Zimiński uciekają od inspiracji oraz od podpowiedzi z warsztatów kreatywnego pisania, stawiając na czystą zabawę. Zatem czytelnicy, którzy szukają standardowych historii: zbrodnia - śledztwo - rozwiązanie zagadki - nie znajdą tu realizacji odpowiedniej dla siebie. Ta proza jest mozaikowa i nietypowa w swojej konstrukcji, stanowi wypadkową poczucia humoru dwóch satyryków i rodzaj literackiego eksperymentu. Nie da się tu nawet powiedzieć, które pomysły sprawdzają się najlepiej: te najbardziej komiczne rozwiązania czerpią z różnych sposobów wywoływania śmiechu. Można zatem czytać, odkrywać kolejne dowcipy i cieszyć się ich jakością - a mniej przejmować się samym przebiegiem akcji i komplikacjami w warstwie opisowej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz