czwartek, 23 września 2021

Lydia Pyne: Prawdziwe fałszerstwa. Kilka niesamowitych historii o podrabianiu

Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2021.

(Nie)prawdziwość

Kolejny świetny tom w serii #nauka dotyczy dzisiejszego podejścia do autentyczności. Wprawdzie Lydia Pyne nie odwołuje się do symulakrów, jednak bez wątpienia udaje jej się uchwycić sedno problemu, który może doprowadzić do zmiany sposobu myślenia o sztuce i sztuczności. „Prawdziwe fałszerstwa” to wielowątkowa opowieść o tym, jak ludzie usiłują naśladować coś, co już zaistniało, tworząc idealne kopie lub – przez podróbki – nową jakość. Autorka nie zamyka się w kręgu sztuki, choć początek na to by wskazywał. W ramach działań artystycznych analizuje jedynie przypadek Hiszpańskiego Fałszerza – i już samo to uzmysłowi czytelnikom, jak wiele do odkrycia mają choćby w samej przestrzeni fałszowania arcydzieł lub w wiedzy z zakresu historii sztuki. Temat fałszerstw wypływać może przy okazji kolekcjonerskich zapędów albo programów telewizyjnych popularyzujących wiadomości na temat znajdowanych w domach antyków – jednak Lydia Pyne sięga znacznie głębiej. Pokazuje, co dzieje się, kiedy fałszerstwa nie są jedynie produkowaniem kopii, a wprowadzają nową jakość do sztuki. Tropienie Hiszpańskiego Fałszerza zaostrza apetyty na zagadnienie autentyczności obrazów, zresztą jeszcze wróci Lydia Pyne do kręgu zainteresowań z początku tomu, kiedy przyjrzy się dziełu Banksy'ego i stworzy dzięki niemu zgrabną klamrę kompozycyjną dla całej opowieści. Ale szybko przechodzi autorka do zagadnień z diametralnie różnych dziedzin. Między innymi zabiera czytelników do atrapy jaskini z malowidłami naskalnymi: w oryginalnym miejscu nie można zbyt długo przebywać, bo tłumy turystów i badaczy mogą doprowadzić do zniszczenia bezcennych prac. To rodzi pytanie o rodzaj przeżyć, jakie można zafundować sobie podczas obcowania z duplikatem. Nie podkreśla wprawdzie Pyne obecności nieuchwytnego, tego, czego nie da się skopiować – ale daje czytelnikom szansę zastanowienia się nad istotą poszukiwań. Analizuje sposoby przybliżania odbiorcom wiadomości, których inaczej nie mieliby okazji zdobyć: czasami trzeba „sztuczności”, żeby w ogóle doprowadzić do realizacji śmiałych projektów, jak w przypadku publicznego prezentowania szkieletu płetwala błękitnego. Osobną kwestię stanowią też syntetyczne aromaty, cząsteczki uzyskiwane chemicznie, a identyczne z naturalnymi – to zagadnienie wywołuje zupełnie inne reakcje niż podrabianie dzieł sztuki. Pojawi się jeszcze między innymi opowieść o tworzeniu diamentów, o filmach przyrodniczych czy o autentyku wziętym za falsyfikat. Każdy rozdział to osobny temat.

Lydia Pyne śledzi bardzo urozmaicone działania człowieka prowadzące do naśladowania – czy to natury, czy artefaktów – nie po to, żeby zastanawiać się nad znaczeniem autentyczności i nad podejściem do niej odbiorców – ale żeby pokazać, że coraz bardziej zaciera się granica między tym, co prawdziwe i tym, co sztuczne – do tego stopnia, że trudno już o jednoznaczne oceny. W ślad za przemianami kulturalnymi idzie modyfikowanie sposobu myślenia – i zaakcentowanie tego faktu udaje się w książce bardzo dobrze. Jak zawsze w serii, mamy tu do czynienia z wartościową i reportażową narracją, wypełnioną także osobistymi uwagami, tak, żeby przyciągnąć do lektury możliwie najszerszą grupę odbiorców.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz