wtorek, 13 lipca 2021

Andy Griffiths: 130-piętrowy domek na drzewie

Nasza Księgarnia, Warszawa 2021.

Eksplozja wyobraźni

Wydawało się, że ta seria nie będzie mogła rozrastać się w nieskończoność, ale domek na drzewie ma już sto trzydzieści pięter (zaczynał od trzynastu, to dziesiąty tom serii). Andy i Terry wciąż operują tym samym sprawdzonym szablonem, ale za każdym razem wlewają w niego zupełnie nowe treści, pokazując dzieciom, jak korzystać z wyobraźni. Domek na drzewie doczekuje się kolejnych pomieszczeń o dziwnym przeznaczeniu (a czasami też o dziwnych lokatorach). Służy do zabawy i do realizowania najbardziej dzikich pomysłów. Nie ma tu tradycyjnych podziałów przestrzeni, nie ma rzeczy, na które zwracaliby uwagę dorośli. To festiwal dziecięcości w najlepszym wydaniu, szalony i kolorowy. Andy i Terry zachowują się jak kilkulatki – trudno im się dziwić, bo w domku na drzewie mogą przenieść się do dzieciństwa. Jedynym zgrzytem w tej działalności staje się obecność Pana Nochala. Szef obu mężczyzn potrafi zepsuć każdą zabawę przypomnieniem o zbliżającym się terminie ukończenia książki. Przeważnie zresztą, kiedy pojawia się z komentarzem na temat deadline'u, Andy i Terry nie mają nawet szkicu koncepcji, muszą zatem działać i postawić na przypadek, żeby oddać jakikolwiek materiał do druku. Rezygnują z planów i szkiców, improwizują, a właściwie nawet nie zasiadają do pracy. To ich rzeczywistość zapewnia im tematy na książkę. Tym razem bohaterowie nie mogą skupić się na pisaniu i rysowaniu, bo ścigają muchę. Na muchę nie działają żadne środki, nie udaje się jej upolować, zgładzić ani wyrzucić z domku na drzewie. Irytujący owad staje się wrogiem numer jeden. Później kosmiczne oko porywa bohaterów na wyprawę po kosmosie (co ma taką zaletę, że w kosmosie jest słaby zasięg i można odrobinę oddalić groźby Pana Nochala). Andy i Terry wezmą udział w międzygalaktycznych igrzyskach śmierci (nawet jeśli nie napawa ich to entuzjazmem). Jest tu mnóstwo pożarów, mnóstwo walk na śmierć i życie, a także mnóstwo błota. Absurd przesyca te opowieści: nie można w żaden sposób uwierzyć w relację Andy'ego i Terry'ego, a jednocześnie dzieci będą się przy niej świetnie bawić właśnie ze względu na nonsensy i brak pouczeń. Nie chodzi tutaj o to, by przemycać rozmaite systemy wartości albo edukować małych odbiorców, a żeby pokazać im, że książki mogą być atrakcyjne przez czystą rozrywkę i komizm. Jest to powieść komiksowa, mało tekstów, mnóstwo ilustracji w formie bazgrołów. Przełamuje konwencje, nie mieści się w trendach wyznaczanych dzisiaj przez redakcje wydawnictw. Andy Griffiths i Terry Denton doskonale się bawią – przypominają sobie historie niewiarygodne tworzone przez kilkulatki – i układają je w ciąg wydarzeń z wewnętrzną logiką, ale kompletnie bez sensu. Jest to naturalna kwestia: w domku na drzewie nie można się przecież nudzić. Bardzo dynamiczna akcja i nastawienie na masową publiczność to cechy tej serii: autorzy przypominają, że dzieci także zasługują na porcję rozrywki. Przy okazji mogą pozwolić im ćwiczyć wyobraźnię i uświadomić, że każdy może zostać pisarzem i tworzyć własne zwariowane historie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz