piątek, 28 maja 2021

Iwona Mickiewicz: Jednoaktówki z rysunkami

ADiT, Warszawa 2017.

Rozmowy

Nie jest to mistrzostwo dramaturgiczne ani literackie. Iwona Mickiewicz zamierza przekonać wszystkich do tego, że jest artystką, ale - przekonać słowami i tym, że stara się uprawiać dramatopisarstwo oraz sztuki wizualne - a nie efektami swoich prac. W malutkim tomiku "Jednoaktówki z rysunkami" znalazło się kilka jej tekstów i trochę prac plastycznych - ani jedno, ani drugie nie przyciąga i nie fascynuje, przede wszystkim dlatego, że pozbawione jest puent. Iwona Mickiewicz nie ma scenicznej wyobraźni: jeśli coś tworzy, to wydaje jej się, że wystarczy zestawić ze sobą postacie i zmusić do wymieniania poglądów albo po prostu przekomarzania się, bez żadnego celu. I tak też działa. W dodatku na początku zmusza bohaterów do analizowania pseudoobrazków stworzonych ze znaków diakrytycznych - nie wiadomo bliżej, jak ma to działać na scenie. Problem w tym, że jednoaktówki Iwony Mickiewicz mogą zamęczyć brakiem celu i brakiem precyzji myślowej. Nie są to konstrukcje - tylko dość bezładne dialogi bez początku i końca. Iwona Mickiewicz jest jednak najwyraźniej przekonana, że robi coś artystycznego i że może znaleźć porozumienie z reżyserami czy aktorami. Czasami próbuje postawić na oryginalność, szuka haseł, które rzadko trafiają do rozmów, a jeszcze rzadziej - na scenę. To jednak boleśnie mało. Ma się podczas lektury wrażenie, że wyłącznie autorkę fascynują tematy podejmowane i że tylko ją bawią jej własne żarty. Iwona Mickiewicz napawa się swoimi rozwiązaniami - ale do nich nie przekonuje. Można te teksty czytać i próbować w nich odkryć cokolwiek - jednak będzie to ogromna praca, niekoniecznie zakończona sukcesem. "Jednoaktówki z rysunkami" to tomik objętościowo niewielki - za to bardzo mocno rozczarowujący. Iwona Mickiewicz nie potrafi tworzyć historii, a na samych językowych zabawach, zresztą mało odkrywczych, nie da rady zbudować porozumienia z czytelnikami lub choćby poznać sposobu na przyciągnięcie odbiorców. Brakuje w tych jednoaktówkach wszystkiego. Autorka stawia na prowadzenie niekończących się dialogów bez większych emocji i punktów kulminacyjnych. Bohaterowie sami sobie - nawzajem - muszą prawić komplementy, ale chyba sami w nie nie wierzą. Brzmi to tak, jakby autorka postanowiła się pochwalić w nadziei, że ktoś to podtrzyma. Malutka książka, duży druk, niewiele tekstu - a jednak srogo rozczaruje. Iwona Mickiewicz dobrze się bawi - szkoda, że tylko ona. Nie na tym polega tworzenie tekstów przeznaczonych w dodatku do wystawiania na scenie. Jeśli ktoś szuka dobrych krótkich form, to jednak nie tutaj - niezależnie od tego, ile piktogramów autorka w tomiku zamieści. A zamieszcza ich sporo - są równie nieudane jak strony na własne notatki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz