Czytelnik, Warszawa 2021.
Spojrzenie w głąb
Jezioro Dargin to miejsce, nad które przybywa bohater tomu Wojciecha Chmielewskiego. Przybywa nie bez powodu: musi dojść do siebie i zdecydować, co dalej. Stracił pracę w radiu, ale za sobą ma znacznie ważniejsze straty - równie stresujące, ale wiążące się z ogromnymi zmianami w życiu. Jezioro kusi. Można tu zostać na stałe, można też skorzystać z samotności i zdecydować, jak zachowywać się dalej. Nie nasuwa jednoznacznych rozwiązań, za to otwiera pole do refleksji. Bohater, który bierze je sobie za tło do własnych rozważań, znajduje się w połowie życia, jest skłonny do podsumowań i musi zrobić rachunek (niekoniecznie sumienia), żeby móc iść dalej. Przerwa od życia - przebywanie nad jeziorem bez planu, celu i nawet jakiejkolwiek iskry do działania - bardzo się tu przydaje. Autor unika oczywistych skojarzeń. Wiadomo, że bohater znajduje się na rozdrożu: od tego, jak teraz postąpi, zależeć będzie druga część jego egzystencji, która może - ale nie musi - zapewnić coś lepszego. I dlatego mężczyzna powinien uważnie się sobie przyjrzeć, przedstawić autoportrety słowne - w różnych ujęciach. To da mu wskazówki - grunt, żeby odnaleźć fakty i drogowskazy. Tego właśnie bohater będzie potrzebował, kiedy w dalszą drogę wyruszy sam.
"Jezioro Dargin" dalekie jest jednak od niekończących się autoanaliz. To zestaw anegdotycznych drobnych wspomnień. Szuka Wojciech Chmielewski sposobu na wyrażenie bólu po stracie, na ocenianie samego siebie, na podsumowania konieczne i przygnębiające jednocześnie. Pozwala poznawać bohatera stopniowo, każde wyjście nad jezioro staje się okazją do spotkania samego siebie, więc i - do prezentowania własnych trosk, traum i problemów. Bohater skupia się na tym, co stracił - i co przeżył. Buduje definicję dla siebie, unikając przy tym banałów. Wojciech Chmielewski chce, żeby retrospekcje nakierowały go na właściwe tory myślenia, ucieka od standardowego sposobu prezentowania postaci. Pragnie, by czytelnicy sami mogli docierać do sedna, wyłapywać niuanse i zasady, którymi kierował się bohater w przeszłości. I tak samo - żeby samodzielnie byli w stanie powiedzieć, co stracił przez kolejne rozstania. Nie ma tu sentymentów ani komentarzy wywołujących wzruszenia, Chmielewski rezygnuje z oczywistości. Także w formie. Narracja w tym tomie jest specyficzna: zwraca uwagę swoją literackością, która kompletnie nie pasuje do tematów. Jeśli autor wybiera anegdoty dotyczące zwykłych postaci, przeciętnych lub prostych, a prezentuje ich dylematy językiem z książek - wpadającym w poetycki - pojawia się u czytelników poczucie dyskomfortu. I to może stać się zjawiskiem, które prowadzi do chęci zrozumienia całej relacji. "Jezioro Dargin" jest literackim popisem, ale Wojciech Chmielewski gdzieś podskórnie odwołuje się do ludzkich tęsknot i strachów - przekonuje w warstwie uczuć. Zestawianie ich przy okazji żałoby jest zabiegiem ryzykownym, ale skutecznym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz