Harperkids, Warszawa 2020.
Wybrańcy i skazańcy
W zależności od tego, czy wymiotują, czy mają biegunkę – w taki sposób określają się dzieci w domu Basi, w tomiku „Basia i chorowanie”. Bardzo na czasie jest ta książka, chociaż nie dotyczy koronawirusa. Zofia Stanecka postanawia wytłumaczyć maluchom, co się dzieje, jeśli wszyscy wokół łapią wirusa i czasem w efekcie muszą trafić do szpitala. Najpierw chory jest tata – źle się czuje i nie pomaga mu nawet lekarstwo przyrządzone przez Basię (potem dziewczynka zastanawia się zresztą, czy mogło ono zaszkodzić). Choroba błyskawicznie przenosi się na mamę i braci, Basia trzyma się zdrowo najdłużej – za to kiedy i ją dopada coś, co daje efekty grypy żołądkowej, bohaterka musi trafić do szpitala, żeby uzupełnić elektrolity. Odwodniona Basia i tak jest przerażona, nie wie, co ją czeka (chociaż nikłe pocieszenie stanowi fakt, że mogłaby się przejechać karetką na sygnale). „Basia i chorowanie” przedstawia mało przyjemny – ale prawdopodobny – scenariusz. Autorka, jak zwykle, zajmuje się przekonywaniem odbiorców, że nie ma się czego bać. W szpitalu wprawdzie Basia trafia na kolejną kilkulatkę, która usiłuje okazać przewagę i zastraszyć nową pacjentkę – na szczęście jest przy niej wujek, który nie pozwoli, by wyobraźnia podyktowała maluchom przerażające wizje. Wujek opiekuje się Basią, bo rodzice są jeszcze zbyt osłabieni, żeby towarzyszyć dziewczynce – na szczęście obecność wesołego i sympatycznego krewnego ostatecznie zamienia pobyt w szpitalu w ciekawą przygodę, może trochę stresującą na początku, ale nie koszmarną.
Zofia Stanecka pokazuje tą książką, że dobrze wie, czego boją się dzieci i o czym czasem rozmyślają, zwłaszcza gdy doniesienia medialne nie pozwalają na uniknięcie tematu. „Basia i chorowanie” to książka o tym, że zarazić się paskudnym wirusem można znienacka – i nawet jeśli inni w miarę łagodnie przejdą infekcję, ktoś może potrzebować fachowej pomocy. Szpital to nie kara ani źródło lęków, można więc przestać się bać. Basia na własnej skórze przekonuje się o tym, że chociaż choroba to nic przyjemnego – nie oznacza końca świata. Zofia Stanecka bardzo mądrze prowadzi fabułę, zresztą – jak zwykle. Znajduje pomysły, które skuszą odbiorców i które nadają ton całej książce – sprawiając, że nie będzie to wyłącznie lektura edukacyjna.
Marianna Oklejak ma tu wielkie wyzwanie. Nie może – jak zazwyczaj – portretować zadowolonych, uśmiechniętych i rozbawionych osób. Nie może szukać dowcipów i wybryków. Prezentuje ludzi chorych, z powykrzywianymi bólem twarzami, zmęczonych, poszarzałych albo zzieleniałych. Ktoś gdzieś wynosi miskę (nawet dla dzieci to jednoznaczna sytuacja), w szpitalu straszą okropne jarzeniówki, a w szpitalu nawet dzieci podłączone są do różnych urządzeń (tu – kroplówki). Nie ma miejsca na szaleństwa, ani na kojące sceny. A jednak udaje się ilustratorce doprowadzić do tego, że nie przestraszy odbiorców, tylko zachęci ich do śledzenia tekstu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz