niedziela, 8 listopada 2020

Michelle Harrison: Szczypta magii

Wydawnictwo Literackie, Kraków 2020.

Magia na co dzień

Nareszcie tom, który wyróżnia się w zalewie powieści fantasy dla najmłodszych. „Szczypta magii” Michelle Harrison to książka, którą można określić mianem apetycznej – i taka, która pokazuje dzieciom, czym jest udana narracja. Autorka rozsmakowuje się w tej historii i pozwala na przeżywanie wielkich przygód dzieciom. Bohaterkami „Szczypty magii” są trzy siostry: szesnastoletnia Fliss uważana za flirciarę (wciąż trzepocze rzęsami i na każdym wypróbowuje, czy uda jej się zrobić duże wrażenie), trzynastoletnia Betty – najważniejsza z rodzeństwa, oraz kilkulatka – Charlie. Trzy dziewczynki wychowuje surowa babcia – nie mają już matki, a tata trafił na wyspę, która jest więzieniem. Tyle że dla bohaterek ich własne otoczenie również ma charakter więzienia: nastolatki postanawiają wykorzystać Halloween, żeby wyrwać się na wolność – uciec od babki, przekonać się, jak wyglądają dalekie podróże i samodzielność. Plany niweczy jednak staruszka, która postanawia wyjaśnić Betty, dlaczego dziewczynki nie mogą opuszczać okolicy. To efekt klątwy rzuconej na wszystkie potomkinie w przeszłości: kto nie posłucha ostrzeżenia, wystawia się na pewną śmierć o zachodzie słońca.

I to jeden z pierwszych przełomów w literaturze czwartej dzisiaj. Harrison wie, że może wprowadzić taki temat, bo dzieci naprawdę lubią się bać i potrzebują dreszczyku emocji, a nie tylko ochrony przed komplikacjami. „Niegrzeczność” zapowiadana w blurbie realizuje się jeszcze w inny sposób. Oto dziewczyny, które próbują zdjąć klątwę z członków rodu – i tym samym przyczynić się również do uwolnienia ojca z więzienia – narażają się na towarzystwo najgorszych przestępców i zbrodniarzy. Muszą wchodzić z nimi w sojusze, bo samodzielnie nie dałyby rady z rozwiązywaniem zagadek ani z brawurowymi ucieczkami. Jeśli jednak pomogą, komu trzeba, mogą liczyć na wdzięczność i wzajemność w ratunku. To oznacza, że tarapaty, w które się ładują, są potężne. I chociaż starsze siostry chciały ochronić najmłodszą (a babka zamierzała wszystkim zdradzić rodowy sekret dopiero gdy wkroczą w szesnasty rok życia), nie ma na to szans. Także za sprawą artefaktów. Autorka we wstępie do tomu przyznaje się do swojego uwielbienia dla prostych magicznych przedmiotów, które w odpowiednim momencie w baśniach pozwalają na ocalenie lub przynoszą pomoc, kiedy wszystko inne zawodzi. A ponieważ zależy jej na realizowaniu takich doskonałych pomysłów – również bohaterkom pozwala na posiadanie magicznych rzeczy. Prostych tak, by nikogo nie kusiła kradzież. Dziwnych (bo sakwojaż na pewno nie jest atrybutem czarodzieja). I bardzo użytecznych: jedna z bohaterek potrafi się przeprawiać w dowolne miejsce, inna – rzucać zaklęcie niewidzialności. Nie są to jednak chwyty wykorzystywane naiwnie, Harrison znajduje dla nich dobre uzasadnienie w powieści. W powieści, która przykuwa uwagę dopracowaniem literackim.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz