wtorek, 13 października 2020

Katarzyna Skrzydłowska-Kalukin, Joanna Sokolińska: Rodziny himalaistów

W.A.B., Warszawa 2020.

Ci, którzy zostają

Boom na literaturę górską sprawił, że autorzy książek szukają tematów także poza drogami na szczyty. Bo chociaż towarzyszenie wspinaczom w ekstremalnych wyprawach i rejestrowanie każdej komplikacji ma swój urok i wielu odbiorcom zwyczajnie się podoba, do szerokiego grona publiczności można dotrzeć przede wszystkim dzięki akcentowaniu normalności. Zwykłych czytelników nie interesują nazwy, trasy ani szczegóły techniczne – zwykli czytelnicy potrzebują emocji zrozumiałych dla każdego i pod każdą szerokością geograficzną. Tych emocji szukają w wyznaniach wspinaczy – i w lekturach wokół tego tematu. „Rodziny himalaistów” to książka-dopowiedzenie, informacja o tym, co w biografiach czy relacjach ze zdobywania szczytów zostaje zepchnięte na margines. O tym, co dzieje się z członkami rodziny: żonami i dziećmi, które najpierw muszą sobie radzić same, gdy mąż i ojciec wyjeżdża na dalekie i niebezpieczne wyprawy, a później… zostają same, gdy koledzy wspinacza (a dzisiaj coraz częściej media) przynoszą wiadomość o jego tragicznej śmierci. Katarzyna Skrzydłowska-Kalukin i Joanna Sokolińska wybierają niełatwe zagadnienie – i pokazują, jak do tematu utraty podchodzą bliscy wspinaczy.

Dziewięć rozdziałów – śmierci więcej, bo czasami autorki odnoszą się do kilku dramatów podczas jednej wyprawy. Za każdym razem zestawiają pasję i potrzebę przygody z cierpieniem rodzin. Za każdym razem starają się wypytać członków rodziny (zwłaszcza dzieci, które czasem nawet nie pamiętają zbyt dobrze ojców) o to, czy mają żal, czy raczej rozumieją podążanie za głosem serca. Budują krótkie portrety, sprawdzają, kto miał przeczucia, kto nie zwracał uwagi na konieczność ciągłych rozstań i kto w ogóle nie nadawał się do rodzinnego życia. Rejestrują też przemiany – bo przecież ten, kto wraca z gór, zawsze wydaje się inny niż przed eskapadą. Wreszcie dochodzi do motywu upamiętniania bliskich, którzy zostali w górach na zawsze – każdy ma na to inny sposób. „Rodziny himalaistów” to migawki z życia – próby uchwycenia szczątków normalności tam, gdzie o normalności mowy być nie mogło. Zdarza się, że autorki sięgają do spraw sprzed dekad, ale też do tych najnowszych, które poruszały opinię publiczną i trochę przyczyniły się do budzenia zainteresowania literaturą górską oraz osiągnięciami himalaistów. Można się zastanawiać, czy tom jest poszukiwaniem ludzkiego cierpienia i nieszczęścia, ale można też potraktować go jako ciekawe dopowiedzenie do prawdziwej pasji. Skrzydłowska-Kalukin oraz Sokolińska skupiają się na odwrotnej stronie wielkich sukcesów i równie wielkich porażek kosztujących życie – dla nich ważni są ci, którzy nie słyszą zewu gór i nie próbują nawet podążać za bliskimi. To temat, który istotny będzie zwłaszcza dla czytelników z krytycyzmem śledzących kolejne biografie wspinaczy czy zachwyty nad sukcesami w wysokich górach – wszystko bowiem ma swoją cenę i może funkcjonować, dopóki ma się szczęście i nie przegra z warunkami w ścianie. „Rodziny himalaistów” to bolesne przypomnienie o kruchości ludzkiego życia i o potędze marzeń – których zdrowy rozsądek nie przekreśla.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz