Czarne, Wołowiec 2020.
Co wiadomo
Heike Geissler opowiada o tym, co większość odbiorców albo kojarzy z rozmaitych prasowych doniesień, albo przeczuwa – znając specyfikę pracy w korporacjach. „Praca sezonowa. Miesiąc w Amazonie” to relacja dotycząca nietypowego jak na pisarkę zajęcia – podjętego w chwili, gdy potrzebny był dochód i proste zadania do wykonywania. Przekształciło się to w bardzo osobistą i mocną opowieść literacką, autorka sięgnęła po motywy niespecjalnie zaskakujące, jednak wybrała formę, która zmienia brzmienie relacji. Zamiast reportażu powstaje niemal powieść, książka-wyznanie, które Geissler kieruje... do samej siebie. Albo do osoby, która jest na jej miejscu i też próbuje się odnaleźć w rzeczywistości Amazona. Ta kraina szczyci się własnymi regułami. Niestety, reguły owe za nic mają człowieczeństwo i indywidualizm. Wszystko trzeba robić szybko, sprawnie i tak, by klienci nie odwrócili się od firmy. To oznacza, że człowiek jako jednostka w ogóle się nie liczy. „Praca sezonowa. Miesiąc w Amazonie” jest pozbyciem się złudzeń, które mogłyby towarzyszyć części odbiorców. Ale autorka kieruje się przede wszystkim do czytelników myślących, do tych, którzy wybierają raczej kariery oparte na pracy umysłowej niż na fizycznej – i w takim wypadku funkcjonować będzie jej tom jako ciekawostka, zestaw kuriozów. Dla szerokiego grona odbiorców przyjęty styl może okazać się niezbyt strawny, nie hermetyczny – ale dość zaciemniający przesłanie.
Autorka rejestruje swoje wrażenia i przemyślenia z kolejnych etapów rekrutacji, z zadań, które czekają na nią w Amazonie, z relacji z kolegami z pracy. Opowiada o firmie i o polityce wewnętrznej, przypomina, co sprawiało jej największą trudność, a co spotykało się z niechęcią ze strony innych pracowników. Sama próbuje wtopić się w otoczenie, ale też wyczulona jest na innych „ukrytych”. Nie ma zamiaru udawać, że wszystko idzie po jej myśli, odnotowuje kolejne problemy i rzeczy nie do osiągnięcia. Kiedy pisze do siebie samej, może spokojnie skupiać się na zestawie uczuć i emocji – podkreśla je w „liście”, tłumaczy sedno ich istnienia i trochę usprawiedliwia – przecież to normalne, przecież każdy czułby to samo, gdyby znalazł się na tym samym miejscu. W ten sposób szuka autorka sposobu na ponowną humanizację, na przywrócenie człowieczeństwa tym, którzy stracili już nadzieję. Nieprzypadkowo zwraca się do adresatki per „pani” - ma to nie tylko podkreślać poczucie obcości i niepewności, pozostawia również wrażenie szacunku, jedynej ostoi wartości, które uległy zatarciu w molochu. Praca w Amazonie nie jest szczytem marzeń, jest koniecznością. Trudno tu mówić o aspiracjach, a jeszcze trudniej – o możliwości wykrzesania z siebie czegokolwiek, co pozwoliłoby wytrzymać i nie tracić nadziei. Niewielka jest ta książka – ale bardzo silnie działa na czytelników.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz