wtorek, 9 czerwca 2020

Marek Hłasko: Piękni dwudziestoletni

Iskry, Warszawa 2020.

Wspomnienia

Iskry konsekwentnie rozbudowują swój cykl z tekstami Marka Hłaski i mają sporą szansę na pokonanie słynnej czarno-białej serii. Nie tylko za sprawą jakości wydania, ale i jego kompaktowości. Niewielkie i charakterystyczne tomy przypominają o tej literaturze. Przyciągnięcie czytelników przez przedstawianie nieznanych pism Hłaski czy tekstów o charakterze autobiograficznym zwróciło uwagę na wydawnictwo – które teraz przypominać może klasykę nie tylko uczniom.

„Piękni dwudziestoletni” to literatura funkcjonująca między innymi za sprawą treści – sławna i stale obecna nawet w języku potocznym, co oznacza, że po prostu trzeba tę książkę znać. A skoro pojawia się ponownie na rynku – jest okazja, żeby wrócić do czytania historii przedstawianych przez Hłaskę. I, jak przypomina w bardzo krótkim wstępie Radosław Młynarczyk, można do lektury podejść na różne sposoby. Uwierzyć Hłasce i potraktować tekst jako faktyczne wyznania, przyjąć, że wszystko jest fikcją i nie trzeba klucza do wyłuskiwania prawdy, albo szukać śladów rzeczywistości w wyobraźniowych i literackich popisach. Możliwości jest parę, jednak z punktu widzenia dzisiejszych czytelników najważniejsze może być to, że „Piękni dwudziestoletni” to przede wszystkim zestaw znakomicie zaprezentowanych anegdot. Marek Hłasko wie, co zrobić, żeby rozbawić i zaintrygować odbiorców – i korzysta z tych umiejętności bez wahania, wszystko dla stworzenia oryginalnych opowieści. W tej książce pojawiają się pomysły nietypowe, choćby kwestia przepisania produkcyjniaka, bawi się autor stylizacjami na filmy w konwencji westernów. Pisze o spotkaniach ze znanymi ludźmi, o sytuacji między literatami, o więzieniu i o niezawodnych sposobach na podryw. Przypomina sprawdzone dowcipy, kiedy akurat dobrze pasują do rzeczywistości, a przeżycia – bez względu na to czy faktyczne czy dobrze wymyślone – zgrabnie obudowuje humorem tak, by podstawowym czynnikiem przyciągającym do książki był śmiech (i żeby dystans automatycznie wskazywał na jego, twórcy, stanowisko) – z chwilą, gdy przebrzmiały już towarzyskie czy społeczne historie eksponowane przez autora, zostaje komizm jako powód sięgania po tom. „Piękni dwudziestoletni” to również zestaw bezkompromisowych obserwacji psychologicznych. Chociaż Marek Hłasko udaje błazenadę i przerysowuje kolejne historie, zdradza się też z umiejętnością oceniania charakterów – i celowo wykorzystywany dystans niewiele tu zmienia. Z jednej strony podziwia się zatem w „Pięknych dwudziestoletnich” precyzję (czasami objawiającą się w satyrze i karykaturach), z drugiej – umiejętność fantazjowania, zamieniania nawet ponurych wydarzeń w przygodę. Ta książka składa się z migawek, nie jest ani obrazem pokolenia, ani autobiografią, wymyka się klasyfikacjom. Spodoba się tym odbiorcom, którzy unikają historii fabularnych i fikcji – tu liczą się relacje międzyludzkie oraz metody radzenia sobie w sytuacjach ekstremalnych. Marek Hłasko na różne sposoby przyciąga czytelników do tej lektury – podstawowym składnikiem okazuje się możliwość zajrzenia za kulisy egzystencji pisarza, sprawdzenia, co wpływało na jego wybory. Kto zechce, może tę pozycję czytać w zupełnym oderwaniu od kontekstu – życia literackiego i przemian społecznych (a także życiorysu samego Hłaski) – ale autor chce prowadzić swoją relację tak, żeby mylić tropy. Bawi się doskonale i umożliwia to samo czytelnikom. Mimo silnego zakorzenienia tomu w czasach PRL-u ta publikacja się nie starzeje – zmienia tylko rodzaj wpływu wywieranego na odbiorców. Marek Hłasko ma sporo pomysłów na opowieści, wprowadza tu mnóstwo motywów i umiejętnie je ze sobą łączy. W efekcie „Piękni dwudziestoletni” to nie tylko przypomnienie klasyki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz