W.A.B., Warszawa 2020.
Sekret kota
Wielki dom wypełniony dziełami sztuki. Idealne warunki do tworzenia, do tego imponujący wielki ogród. To wszystko może stać się własnością jednego artysty, tego, kto wygra niezwykły casting na spadkobiercę. Właściciel domu postanawia zapisać swój majątek artyście, który przekona go do siebie wrażliwością, rodzajem uprawianej sztuki, a może pracami stworzonymi podczas nietypowego konkursu. Bliżej nie wiadomo, regulamin wydaje się przesadnie mętny. Jednak różni twórcy zaproszeni przez właściciela postanawiają rywalizować ze sobą. Każdy prezentuje inne techniki, każdy ma inny sposób widzenia świata i inną wrażliwość. Jeśli zatem połączyć grupę ludzi konkurujących ze sobą w zamkniętym domu na pustkowiu – i ekscentrycznego właściciela, który w dowolny sposób ustanawiać może reguły gry – skojarzenia z klasyką kryminału są oczywiste. Żeby jeszcze bardziej podsycić grozę Katarzyna Berenika Miszczuk sugeruje związki właściciela domu z nazistami, zadawnione krzywdy lub pomysły na rozwiązywanie problemów w sposób radykalny. A najważniejsze jest to, że Lord, kot Ali – i narrator tomu „Ja cię kocham, a ty miau” dość szybko odkrywa zwłoki i zyskuje wiedzę, jakiej nie mają uczestnicy konkursu.
Ala to bohaterka najbardziej naiwna ze wszystkich, którzy zgromadzili się w domu rzekomego miłośnika sztuki. Nie wierzy w siebie, maluje akwarelami (inni stosują techniki, które wymagają przypisów i objaśnień), a dorabia sobie ilustrowaniem książeczek dla dzieci. Na konkurs przyjeżdża z kotem i to Lord umożliwia na początku śledzenie postaw i zachowań innych artystów. Kot odkrywa tajne przejścia dzięki kanałom wentylacyjnym – niezauważany może spokojnie podsłuchiwać i obserwować. Niekoniecznie – rozumieć, bywa, że jego interpretacje odbiegają od ludzkich albo że kolejne fakty nie wyzwalają w nim aż takich emocji, jak we właścicielce. Na początku, choć wiele jest znaków zapytania, konkurs wydaje się przebiegać zgodnie z planem, sytuacja jednak dość szybko się komplikuje, a to dlatego, że nikt nie zdradza się ze swoimi intencjami, a niektórzy mogą nawet – na wzór programów telewizyjnych – przyjąć dziwne i mylące strategie postępowania.
Narracja z perspektywy kota może się wydawać zabiegiem naiwnym, ale dobrze się sprawdza w konwencji kryminalnej komedii i trochę niweluje uproszczenia w narracji. Katarzyna Berenika Miszczuk nie rozwija części wątków, jedynie wrzuca je do treści i porzuca, kiedy już odpowiednio nastroją czytelników. Dzięki temu może pisać dosyć szybko – nie chce zagłębiać się ani w meandry psychiki postaci, ani w obszerne wyjaśnienia. Wystarczy, że ma pomysł na bieg wydarzeń i umie rozwiązać prezentowaną intrygę bez większego wysiłku. „Ja cię kocham, a ty miau” to książka rozrywkowa, w której śmiech – mimo poważnego zagrożenia utratą życia – dominuje. Miszczuk opowiada z wprawą, chce czytelników wciągnąć w powieściową przestrzeń tylko na chwilę, za to oferuje im zestaw silnych wrażeń podbarwionych dowcipem. „Ja cię kocham, a ty miau” to momentami historia infantylna – ale do tego zabawna, więc uproszczenia nie muszą tak bardzo przeszkadzać. Łatwo przywiązać się do Lorda i do cennych obserwacji na temat specyfiki kocich zachowań. To, co pragnie oznajmić Ali Lord, nie zawsze pokrywa się z jej oceną kocich sygnałów, prowadzi do zabawnych nieporozumień. Czasami bywa też naprawdę groźnie i chociaż w tym temacie autorka puszcza wodze fantazji na całego, bardziej niż w pozostałej części powieści – dość dobrze rozmieszcza punkty kulminacyjne. Ta powieść zwraca na siebie uwagę poszukujących lektur lekkich i z przymrużeniem oka – znajdzie się w niej miejsce na zderzanie różnych konwencji i wyrazistego bohatera. Nie tylko kociarze się ubawią.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz