niedziela, 31 maja 2020

Jon i Tucker Nichols: Szczęka Alfreda

Dwie Siostry, Warszawa 2016.

Przedmioty

Książka inna niż wszystkie, komiczny picture book wspomagający rozwój wyobraźni – to właśnie „Szczęka Alfreda”, pierwsza wspólna publikacja Jona i Tuckera Nicholsów dla dzieci. Ale tak naprawdę nie tylko dla nich. To doskonała propozycja dla wszystkich, którzy kiedykolwiek cierpieli z powodu braku pomysłów i inspiracji. Fabuła jest mało skomplikowana: oto Alfred, który nie potrafi znaleźć swojej sztucznej szczęki, wiesza nawet ogłoszenie na poczcie – ale to nie przynosi efektów. Siostra Mira radzi mężczyźnie, żeby uporządkował swoje rzeczy i posegregował je. Alfred przystępuje do pracy, a ma naprawdę nietuzinkowe pomysły na działania.

„Szczęka Alfreda” już od obwoluty zaskakuje – ogromny plakat odpowiednio poskładany, tak, żeby udawał okładkę, z jednej strony zagracony został rozmaitymi przedmiotami z otoczenia Alfreda. Z drugiej strony przynosi pewną zagadkę. To nie koniec niespodzianek, bo znajdą się tu jeszcze kartki zagięte tak, by po rozłożeniu mnogość dostępnych przedmiotów robiła większe wrażenie. W końcu kluczowy w „Szczęce Alfreda” jest chaos. Sama idea posprzątania otoczenia może byłaby i słuszna (i ucieszyłaby dorosłych – ze względu na pedagogiczny charakter), ale zachowanie bohatera nie kojarzy się z typowymi porządkami. Owszem, osobno segreguje on różne nakrycia głowy, osobno prawdziwe kaczki, ale już wkładanie do jednego pudła wszystkiego, co jest żółte, albo wszystkiego na literę S kłóci się z powszechnymi i pozabajkowymi wyobrażeniami porządków. Na tym polega zestaw dowcipów z tomiku – i nie tylko na tym.

Jon i Tucker Nichols mogą zaproponować odbiorcom prawdziwy rysunkowy bałagan, żeby uświadomić im, jak poważny problem ma Alfred. Tutaj pojawi się całe mnóstwo przedmiotów, wciąż nowych. Każdy – z podpisem (w przypadku jedzenia nawet rymowanym). Ale autorzy starają się w tych zbiorach dość często umieszczać elementy zaskakujące, dziwne, nietypowe albo po prostu zabawne. Najpierw autorzy chcą śmieszyć kryteriami, później – poszczególnymi składnikami zbiorów. Nie chodzi tu o proste oglądanie słoni, a o odkrywanie twórczych rozwiązań (tam, gdzie znajdują się przedmioty zepsute i połamane – połamane są również ich podpisy, gdzie indziej – bohater wrzuca rzeczy, co do których przeznaczenia nie ma żadnego pomysłu).

Zabawa polegająca na śledzeniu, sprawdzaniu i wyszukiwaniu nie kończy się przecież na zamknięciu historii: ostatnia wyklejka to zestaw zadań. Na kolorowych karteczkach wymienione są przedmioty do wskazania w książce albo pytania od bohatera – dotyczące różnych rzeczy z przebogatej kolekcji Alfreda. To znakomity powód, żeby powrócić do opowieści. jest ta publikacja wielką i dowcipną zabawą, angażuje na długo. Styl kreski przypomina ilustracje Butenki, pasuje zatem do śmiechu. Jest tu kolorowo i komiksowo jednocześnie.

Rozwijanie wyobraźni wiąże się właśnie z nagromadzeniem przypadkowych a ciekawych przedmiotów. Tutaj proces robienia porządków nie wiąże się z nudą – to okazja do przejrzenia bogatej kolekcji dziwactw oraz zabawnych opisów (bo zdarzają się peryfrazy w stylu „silnik do kanadyjki” na określenie wiosła). Dorośli, gdy mają na myśli układanie przedmiotów, z pewnością nie zachowują się tak jak Alfred – za to docenią nietuzinkowe poczucie humoru. Jon i Tucker Nichols postawili na absurd pod pozorami zapisywania codzienności – a wyszło im to rewelacyjnie. Chociaż na rynku trwa moda na wyszukiwanki, takich próżno by szukać. „Szczęka Alfreda” to eksplozja pomysłów i propozycja nie tylko dla najmłodszych. Takie książki nie powinny przechodzić bez echa na rynku, w pełni zasługują na rozreklamowanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz