Czarne, Wołowiec 2019.
Przeżyć atak
W „Czerwonym plutonie” nie ma mowy o nudzie, sensacji jest za to aż za dużo. Clinton Romesha relacjonuje jeden dzień z piekła, pokazuje czytelnikom, jak wyglądał atak na bazę Keating w Afganistanie, ale zanim do tego dojdzie – proponuje reportaż obyczajowy i tekst trochę w stylu „Paragrafu 22”. Wprowadza odbiorców do bazy amerykańskiej, pozwala zorientować się, jak wygląda podział obowiązków i – zestaw uciążliwości lub codziennych wyzwań. Sprawdza, gdzie żołnierze chodzą piechotą, jakie muszą nosić zabezpieczenia przed kulami, ale też – jak zabijają czas na dłużących się wartach. „Czerwony pluton” na początku jest satyrycznym przedstawieniem zwyczajności w bazie: tu o wojennych zagrożeniach przypominają właśnie ubrania kuloodporne – bardziej liczy się natomiast zestaw relacji okołotowarzyskich. Romesha nie zamierza udawać, że wszyscy idealnie się ze sobą dogadują i mają zawsze wspólne cele. Mówi wprost o tym, że jeśli skazani są na siebie żołnierze o różnych osobowościach, konflikty wybuchać po prostu muszą. Przypomina też o tym, że reakcją na stres jest robienie sobie wzajemnie dowcipów – to również sposób sprawdzania, czy ktoś pasuje do grupy, czy też sobie w niej nie poradzi. W efekcie odbiorcy otrzymują sporo „żartów” wątpliwej czasem jakości, rubasznych lub wręcz wulgarnych – żołnierskich według stereotypu – które charakteryzują bohaterów tej opowieści. Tu nie ma jednoznacznych i wygładzanych portretów, autor stara się każdego żołnierza przedstawiać indywidualnie, bez cukierkowości czy – przeciwnie – złośliwości, za to każdy wizerunkowo wypada bardzo barwnie. Pełne anegdot opowieści zdobione są zdjęciami, więc dla odbiorców kolejni bohaterowie książki stają się bliscy. Bardzo często jednak w Afganistanie znajdą okrutną śmierć.
W pierwszej części książki Romesha trochę usypia czujność: niby rzecz dzieje się w Afganistanie, w bazie wojskowej, niby trzeba czuwać i czujności nie tracić – a jednak całość wypada jako zabawa dla dużych chłopców, adrenalina i przygoda. W drugiej wszystko się zmienia – bo autor przedstawia przebieg zmasowanego ataku talibów na bazę. Analizuje kolejne minuty, towarzyszy kolejnym postaciom w dramatycznych – a czasem ostatnich – chwilach życia. Tutaj już nie ma mowy o obyczajowych anegdotach, są za to próby radzenia sobie z ekstremalnym stresem, bólem i lękiem o kolegów, jest bezradność i zestaw okropieństw. Wojna w całej okazałości – opisywana bez cenzury.
Clinton Romesha ma bardzo dobre pióro – oraz zestaw przeżyć, które zawładną wyobraźnią czytelników. Jest świadomy konwencji literackich, wie, jak wywoływać silne wrażenia. Niby proponuje reportaż wojenny – ale książkę czyta się jak literaturę sensacyjną (nawet mimo tego że można podziwiać zdjęcia żołnierzy, by za moment przeczytać o ich tragicznej śmierci). To tom, który rozbija mity na temat misji pokojowych i może budzić przerażenie. Nie ulega jednak wątpliwości, że w „wojennej” serii wydawnictwa Czarne to jedna z ciekawszych propozycji. Clinton Romesha przerabia na historię doskonałą do czytania wydarzenia, które same w sobie literackie nie były. Nie można się od tej lektury oderwać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz