Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2019.
Ratowanie życia
O takich historiach trudno jest usłyszeć od postronnych, tylko mocno zaangażowani w temat są w stanie przeprowadzić odbiorców przez meandry trudnych medycznych przypadków. Za relacjonowanie doświadczeń – oczywiście przerobione tak, by nie dało się poznać prawdziwych pacjentów, dostosowane do rytmu reportażu literackiego – bierze się lekarka. Nie chce ona jednak przytaczać scen ze szpitalnych korytarzy: to jedynie mały wycinek kolejnych scen. Daniela Lamas zachowuje się bardziej jak dziennikarka niż przedstawicielka grona medyków. Być może ma to swoje korzenie w pierwszym poważnym pisarskim wyczynie – autorka wychodzi tu poza kompetencje lekarki, nawiązała prywatny kontakt z chorym, a potem jeszcze upubliczniła jego historię – fakt, że zgrabnie nie był dla przełożonych żadnym usprawiedliwieniem. W kolejnych przypadkach zachowuje się zresztą podobnie – wybiera pacjenta, najlepiej z nietypowymi problemami zdrowotnymi, poważnie chorego – takiego, którego życie zaraz radykalnie się zmieni. Następnie prezentuje jego przypadek od niepokojących objawów przez okołoszpitalną drogę, łącznie z kontrowersyjnymi czasami decyzjami. Niekiedy do pacjenta albo rodziny należą najtrudniejsze wybory, nie zawsze leczenie przynosi efekty. Ale dla Danieli Lamas szokowanie nie jest celem opowieści. Liczą się sposoby radzenia sobie z ogromnymi życiowymi zmianami. Czytelnicy będą obserwować chłopaka, który przedawkował mieszankę narkotyków i leków, staruszka, który ma już dość nieprzynoszących ukojenia terapii i woli wrócić do swoich bliskich, by umrzeć w domu, mężczyznę, który w internecie szuka dawcy nerki dla siebie, kobiety, która ma nie dożyć trzydziestki, ale zakłada rodzinę i potrafi być szczęśliwa… Przypadki zostały dobrane tak, żeby pokazać czytelnikom optymizm mimo wszystko. Nie zawsze chodzi o utrzymywanie przy życiu na siłę, raczej o wskazanie sensu istnienia. Lamas krąży po OIOM-ie, a kiedy jakaś historia wydaje jej się inspirująca, pouczająca, albo mocna w wymowie – zatrzymuje się nad pacjentem. Rozmawia z nim i z jego rodziną, wraca – niekiedy po latach – do tych znajomości, żeby przekonać się, jak ingerencje lekarzy wpłynęły na codzienność chorego. Dużo bardziej skupia się autorka na poszukiwaniu normalności chorych, opowiada o tym, co dzieje się już po przewalczeniu największych kryzysów. Nie ma cudownych uzdrowień, czasem wybór działań ratujących życie oznacza całkowite przewartościowanie, zmianę możliwości – i to zmianę, która dotyczy też najbliższego otoczenia. Partnerzy, rodzice, dzieci chorych walczą. A gdy walka będzie wygrana – czeka ich jeszcze większa i jeszcze trudniejsza walka, z której na początku nie zdają sobie sprawy.
„Robimy wszystko, co w naszej mocy” to dość skomplikowana do oceny lektura. Autorka pomija większość zadań lekarzy, zajmuje się tym, co mogłaby opowiedzieć rodzina chorego. Niby zagłębia się w tematy, szuka informacji – ale nie z tego zakresu, którego by się czytelnicy spodziewali. Tylko parę aspektów zawodowych tu powraca, ale rozmywają się one w indywidualnych opowieściach. I właśnie ów indywidualizm, nastawienie na człowieka-jednostkę, a nie na jednostkę chorobową – sprawia, że czytelnicy chętnie po tę publikację mogą sięgać. To książka miejscami kontrowersyjna, pokazująca, jak szybko życiowe plany mogą stracić ważność. Tom uczy pokory – chociaż nie jest to jego podstawowy cel. Sprawdza się jako zbiór reportaży, niezwykłości i międzyludzkich relacji w chwili najcięższej próby.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz