Prószyński i S-ka, Warszawa 2019.
Mały kłopot
U Anny Karpińskiej stała jest tęsknota za klimatami śródziemnomorskimi. I w “Szukając przystani” zbliżająca się do emerytury Wanda z utęsknieniem czeka na moment, w którym będzie mogła poopalać się na jednej z wymarzonych plaż. Ludwik, mąż Wandy, byłby nawet gotowy spełniać te życzenia - gdyby nie zmiana, która wpływa na egzystencję kilku pokoleń. Wanda ma troje dzieci, ale o zmartwienia przyprawia ją tylko najmłodsza córka, Kaśka. Kaśka nie umie się ustatkować. Wprawdzie spotyka się z pewnym mężczyzną, ale w ciążę zachodzi z innym. Za namową matki decyduje się urodzić. Na świat przychodzi Pola – a dalej łatwo przewidzieć: Pola do babci będzie mówić “mamo”, a matkę traktować jak obcą osobę. Zamiast realizować śmiałe plany, Wanda na nowo grzęźnie w pieluchach – musi w końcu zaopiekować się porzuconą wnuczką. Dobrze, że ma wsparcie w swoich bliskich. Źle, e ciągle wierzy w poprawę charakteru Kaśki. Liczy na to, że dziewczyna się opamięta, wróci do domu lub weźmie Polę do siebie, zapewni dom maluchom. Problem w tym, że kieruje się w życiu innymi wartościami niż Kaśka i to się nie zmieni. Czytelniczki zrozumieją to od samego początku, ale bohaterowie nie mogą.
Anna Karpińska wyposaża Wandę w zestaw klasycznych - żeby nie powiedzieć, że konserwatywnych - poglądów. Pozwala odbiorczyniom dogłębnie poznać jej oceny rzeczywistości i postawy, za to uniemożliwia jakąkolwiek ewolucję w zachowaniach czy przekonaniach. Wanda reprezentuje – bardzo trafnie – pokolenie dzisiejszych babć, a nawet prababek: w jej mniemaniu kobieta ma zajmować się domem i dziećmi, może pracować, ale to wychowanie tych dzieci ma być jej podstawowym zadaniem. Jeśli tylko ktoś wybiera inną drogę - automatycznie staje się tym złym, zasługującym wyłącznie na potępienie. Fakt, że Kaśka łamie wszelkie zasady życia rodzinnego: porzuca córkę, nie przyjeżdża na pogrzeb ojca, nie interesuje się zdrowiem matki, a z czasem zamiast pomagać Wandzie finansowo – prosi o kolejne “pożyczki”. Nigdy jednak Wanda nie zastanawia się nad przyczynami takiej postawy: łatwo jej oceniać, trudniej – poszukać powodów. Czytelniczki otrzymują wyłącznie wydarzenia z perspektywy Wandy, bez szansy na szerszą refleksję. Wanda tymczasem rozpływa się nad wnuczką. Anna Karpińska robi coś, co było już wielokrotnie wyśmiewane w literaturze obyczajowej – jako autorka nie potrafi się powstrzymać przed zdrabnianiem niemal wszystkiego, co dotyczy dziecka. Z czasem robi się to męczące, bo Pola nie jest ósmym cudem świata - jest zupełnie przeciętnym maluchem. Karpińska popełnia jeszcze drugi błąd w narracji. Przez całą książkę Wanda do Poli mówi w trzeciej osobie, opisując własne działania. Uzasadnienie znajduje to wyłącznie w procesie obrony przed córką: to Pola wymyśla, żeby mimo wszystko mówić “mamo” do babci, Wanda konsekwentnie powtarza, że jest babcią - szybko jednak ta jej maniera staje się bardzo męcząca, a w tej relacji więcej do zaoferowania autorka nie ma. “Szukając przystani” to przecież rozliczenie z Kaśką - córką, która uciekła od domu, obowiązków, rodziców i własnego dziecka.
Próbuje Anna Karpińska zaprezentować czytelniczkom siłę bohaterki: Wanda mimo kolejnych ciosów szybko się podnosi. Najpierw wsparcie zapewnia jej mąż, potem jedna z przyjaciółek, zawsze też bohaterka może liczyć na pozostałe dzieci. Nawet kiedy w grę wchodzi przejęcie firmy - całkiem nieźle prosperującej restauracji – Wanda się nie poddaje. Los rozwiązuje za nią wszelkie problemy – poza tym z córką. Zresztą autorka próbuje zmusić czytelniczki do powrotu – na finał otwiera kilka szarpiących nerwy spraw. Warto jednak przed kolejną historią trochę zmienić niepotrzebne przyzwyczajenia w narracji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz