piątek, 9 listopada 2018

Morris: Lucky Luke. Pony Express

Egmont, Warszawa 2018.

Wyścig

Stawka tego pojedynku jest wysoka – rząd USA pragnie przeznaczyć nagrodę dla śmiałka, który będzie dostarczać pocztę i przesyłki do Kalifornii. Tak powstaje pierwsza firma kurierska, Pony Express. Mają w niej pracować poszukiwacze przygód, którzy niewiele ważą i do tego są sierotami – w związku z szeregiem niebezpieczeństw na trasie. Ale Pony Express ma poważnego konkurenta, który nie zawaha się przed niczym. Pacific Railway walczy o duże pieniądze, żeby móc rozbudować linię kolejową prowadzącą do Kalifornii. W tej grze wszystkie chwyty są dozwolone. A jednak skoro pracowników Pony Express ma szkolić Lucky Luke – nic nie zostało jeszcze przesądzone. Albo zostało, na korzyść Pony Express. Tom „Pony Express”, kolejny wznowiony zeszyt w serii o samotnym dzielnym kowboju, to połączenie śmiechu oraz historii. Morris w scenariuszu wykorzystuje klasyczne chwyty wywoływania śmiechu, buduje też akcję w taki sposób, by wciąż zaskakiwać odbiorców drobnymi przewrotkami. Lucky Luke angażuje się w pomoc słabszym, a Jolly Jumper szkoli wierzchowce pozyskane dla Pony Express. Kiedy jednak rozpocznie się wyścig, można działać na wszelkie sposoby. Ci z Pacific Railway nie zawahają się sięgnąć po najbardziej kontrowersyjne metody, żeby tylko osiągnąć swój cel. Będzie tu zatem poza pościgiem całe mnóstwo pułapek, podstępów, prób zdyskredytowania przeciwnika albo osłabienia jego morale. Jak to na Dzikim Zachodzie – zaczną w powietrzu latać kule, zaroi się od pięknych tancerek i szansonistek, a smoła i pierze staną się podstawowym narzędziem kary. Lucky Luke odnajduje się w tym znakomicie, to jego świat, jego zasady. Kto jeszcze nie nauczył się, jak powinno się postępować, teraz otrzyma lekcję, którą będzie wyjątkowo długo pamiętać.

Lucky Luke staje do wyścigu i jak zwykle musi przechytrzyć przeciwników. Nie ułatwia mu tego nawet szeryf, który znowu doprowadza do tego, że bracia Daltonowie uciekają z więzienia. Za towarzysza Lucky Luke ma Jolly Jumpera – nikt inny się tu liczyć nie może. Morris sięga w fabule czasami po rozwiązania oczywiste (motywy z bajki o żółwiu i zającu), czasami jednak bawi się w rozwijanie pojedynczych i pozornie mało znaczących wątków – tak jest z jajkami przesyłanymi dla synowej: ich stan pozwala jednoznacznie odmierzać upływ czasu i sprawdzać, czy w ramach usług transportowych konieczne są zmiany. Lucky Luke pozostaje tym superbohaterem, który nie wdaje się w potyczki, leniwie pali na uboczu papierosa – chyba że ktoś zajdzie mu za skórę. Jest w tej części mnóstwo tematów stałych i włączanie ich do „nowej” opowieści automatycznie ma budzić śmiech. Autor dba jednak i o właściwą dynamikę tekstu, i o wykorzystywanie stereotypów. Odświeża schematy, wprowadza też potężny zestaw żartów małych, jedno- lub dwukadrowych, tak, żeby urozmaicać jednokierunkową relację. W efekcie przestaje być ważne, kto wygra wyścig i zgarnie imponującą sumkę, kto ulepszy sposób rozsyłania wiadomości – a liczy się to, jak do tego celu się dojdzie.

Dzisiaj przygody Lucky Luke’a są już świadectwem pewnych literackich tradycji, klasyką i jakością samą w sobie. Dzięki wznowieniom serii kolejne pokolenia małych odbiorców mogą poznać doświadczenia odważnego kowboja – a starsi zapewne chętnie przypomną sobie dawne olśnienia. Zwłaszcza że dowcip z „prawdziwych” zeszytów z przygodami Lucky Luke’a w ogóle się nie starzeje: archaizmy widać tylko w kontekście.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz