Iskry, Warszawa 2018.
Śledztwo
Tę książkę czyta się jak dobrą powieść: Katarzyna J. Kowalska stworzyła literacki reportaż, a który należą jej się słowa uznania. “Polski El Greco” to udana próba przedstawienia sytuacji jak z bajki albo młodzieżówki przygodowej. Nie tylko budzi dumę: daje też nadzieję, która jest podstawą wielu obyczajówek historycznych albo kryminałów. Oto w małej wiosce dwie badaczki przeprowadzające inwentaryzację zabytków odkrywają na ścianie plebanii obraz. Obraz bardzo zniszczony, zaniedbany, przeznaczony kiedyś do wyrzucenia i właściwie ocalony tylko przez szacunek do przedstawionego na nim świętego Franciszka. Obraz, który na nikim nie robi wrażenia. Tylko dwie znawczynie sztuki w tym dziele odkrywają... styl El Greca. Fabuła jak z powieści dla młodzieży, więc Izabella Galicka i Hanna Sygietyńska spotkają się z wieloma szyderstwami i krytyką: wydaje się niemożliwe, żeby dzieło takiej klasy trafiło do zapomnianej przez wszystkich parafii w Polsce. Wielkie odkrycie budzi sceptycyzm i stanowi okazję do żartów. Uwierzyć w El Greca – oznacza ośmieszyć się. Jednak dwie kobiety nie ustają w wysiłkach, by udowodnić autorstwo. Domniemany El Greco trafia na łamy prasy jako zastępcza sensacja – i do renowacji. Na jego temat wypowiadają się specjaliści, profesorowie, którzy są bardzo ostrożni w sądach. Szukają raczej argumentów obalających śmiałą tezę. Badaczki natomiast z każdym etapem prac konserwatorskich zyskują coraz większą pewność, że się nie pomyliły.
Odnaleziony El Greco to właściwy bohater relacji Kowalskiej. Najpierw jednak autorka towarzyszy przez chwilę w pracy Galickiej i Sygietyńskiej - po to, żeby odkryć związane z zawodem ciekawostki i niespodzianki. Praca inwentaryzatora w tym ujęciu przypomina działania detektywa: na podstawie detali – nie do wyłapania przez laika – trzeba wskazać datę powstania przedmiotu, określić autora itp.. Galicka i Sygietyńska mają w zanadrzu mnóstwo ciekawych anegdot, zabawnych przygód i przypadków, w których szczęście pomaga. Obie bohaterki dobrze czują się w zawodzie i lubią pracować razem - łączy je między innymi entuzjastyczny stosunek do odkryć. I chociaż znajdowanie cennych zabytków to dla nich niemal chleb powszedni, tu skupiają się na El Grecu. Katarzyna J. Kowalska nie zaniedbuje żadnego elementu w “śledztwie”. Przybliża między innymi działalność konserwatorską, znaki ważne dla potwierdzenia autorstwa, ale też zasady bezpieczeństwa, które trzeba było wprowadzić, żeby nie stracić obrazu (z jednej strony zagrażali mu złodzieje, z drugiej – warunki przechowywania). Osobisty stosunek badaczek do dzieła ma tu też spore znaczenie. W pewnym momencie autorka dochodzi do sporów o El Greca – pokazuje, jak swoje interesy przedstawiali księża, a jak – dziennikarze. Dwie kobiety z obiektu drwin stają się stopniowo niemal bohaterkami narodowymi. El Greco dzieli społeczeństwo, chociaż wyzwala również dumę.
Jest ta historia przede wszystkim znakomicie opisana. Katarzyna J. Kowalska włącza do relacji bezpośrednie wypowiedzi bohaterek, ale i fragmenty prowadzonego przez nie dziennika. Wie, jak uwypuklić to, co najciekawsze, śledzi wydarzenia rozgrywające się przecież na przestrzeni kilku dekad – a jednak ani na chwilę nie zwalnia tempa. W pełni wykorzystuje podany scenariusz, uwypukla jego mocne strony. Umiejętnie też wskazuje konteksty, bez względu na to, czy chodzi o wskazanie kontekstu społeczno-politycznego, czy też - specyfiki pracy inwentaryzatora lub konserwatora zabytków. Równolegle sprawdza reakcje zaangażowanych w odkrycie lub przechowywanie obrazu i odzew ze strony mediów. Prezentuje konsekwencje, jakie odkrycie obrazu miało dla regionu. Wytwarza się więc nietypowy kontrast: badaczki stają się coraz starsze – i z mniejszym entuzjazmem zajmują sprawą El Greca – za to obraz wystawiony w muzeum zaczyna lśnić pełnym blaskiem. Ta książka wciąga, nie tylko historyków sztuki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz