piątek, 14 września 2018

Stanisław Grzesiuk: Na marginesie życia

Prószyński i S-ka, Warszawa 2018.

Śmiech z życia

Z takim kompanem to i chorować łatwiej. Stanisław Grzesiuk nie dał się zabić w obozie koncentracyjnym, nie podda się więc i byle chorobie, chociaż dopada go gruźlica. Mało tego: nie podjąłby się być może leczenia, bagatelizując nacieki w płucach (bo też i pierwszy lekarz odpowiednio go nie nastraszył), gdyby nie choroba jego dziecka. Dla syna decyduje się na kurację, skazując tym samym na wielomiesięczne pobyty w sanatoriach i szpitalach. Ostatni tom autobiograficznej opowieści, “Na marginesie życia”, jest ponownie próbą pokazania cierpień na wesoło i bez narzekania, jakby przeżycia były oparte na literackich przygodach. Mało uwagi poświęca autor swojej rodzinie czy sprawom pozachorobowym: skupia się na leczeniu i na towarzyszach niedoli, a najbardziej na wygłupach, żartach i hecach organizowanych dla zabicia nudy i dla przekłuwania zbędnego patosu lub regulaminowości.

Grzesiuk pacjentem jest trudnym do zdyscyplinowania: nie potrafi uleżeć spokojnie w łóżku, ciągle go nosi. Do tego odrzuca zalecenia lekarzy, by stronić od kieliszka (zwłaszcza że alkohol pozwala “osuszać” płyn w płucach i jest skuteczniejszy niż niejedna oficjalnie przepisywana kuracja). Uwielbia płatać figle zwłaszcza tym pacjentom, którzy zachowują się niekoleżeńsko albo czymś na sali podpadli, podobny los czeka zresztą służbistów wśród pielęgniarek i lekarzy: nigdy nie wiadomo, kto się narazi, ale jeśli już podpadnie, zemsta będzie bardzo pomysłowa. Grzesiuk bryluje jako żartowniś, jego sposoby radzenia sobie z wrogami i przeciwnikami wręcz imponują. W końcu wyrównywanie rachunków to sprawa honoru, a na punkcie honoru bohater jest szczególnie wyczulony. Doceni przyznanie się do błędu i przeprosiny, ale jeśli takowych się nie doczeka - będzie umiejętnie uprzykrzał życie, nie bacząc na konsekwencje. Wiele razy grozi mu karne usunięcie z sanatorium, ale zawsze udaje się jakoś rozwiązać problemy. Ogromną rolę pełni tu jego inteligencja i umiejętność znajdowania błyskawicznych ripost: rzeczowe wyjaśnienia przekonają najbardziej opornych, Grzesiuk w końcu walczy o sprawiedliwość, a nie dla kaprysu. W salach, w których przebywa, zawsze jest wesoło, nawet jeśli ktoś stanie się ofiarą złośliwości i w efekcie pośmiewiskiem. Tu jednak to albo sposób ukarania zbyt zadzierającego nosa współpacjenta, albo – test na poczucie humoru i metoda dołączenia do ferajny. Grzesiuk jako pacjent jest nie do zniesienia, kiedy ma tylko leżeć i odpoczywać. Kiedy stawia się na zabiegi i operacje, okazuje się chorym idealnym: wypełnia wszystkie polecenia lekarzy i pielęgniarek, nie narzeka, nie okazuje bólu ani strachu, jest niezwykle cierpliwy. Tam, gdzie inni dawno się poddają, on wytrzymuje. Zupełnie jakby istniało dwóch Grzesiuków: ten, który nie uznaje żadnych autorytetów i ten, który będzie bronić przedstawicieli medycyny i udowadniać ich racje przed innymi.

Gruźlica w tej książce opisywana jest więc na dwa sposoby: albo przez pryzmat codziennych wygłupów i szczeniackich żartów robionych kolegom w niedoli, albo przez zestaw ekstremalnych dla dzisiejszego czytelnika sposobów leczenia. Interesują autora międzyludzkie relacje, zwłaszcza budowanie się przyjaźni, ale i ucieczka od strachu przed śmiercią. Choroba przypomina o sobie wtedy, gdy odchodzą koledzy: ale Grzesiuk nigdy w narracji nie przyznaje się do strachu czy do smutku, zawsze stara się rozbawiać i umilać egzystencję kompanom. Wyraźnie natomiast przeciwstawia się tym, którzy chcą nim rządzić.

Tom przedstawiony jest z usuniętymi dawniej przez cenzurę (bardzo obszernymi) fragmentami, więc dzisiejsi czytelnicy mogą też prześledzić sposoby modyfikowania relacji: przywrócone części tekstu zostały zaznaczone pogrubieniem. “Na marginesie życia” to opowieść chojracka, zawadiacka i prześmiewcza, mimo że dotyczy spraw poważnych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz