niedziela, 23 września 2018

Charles Bukowski: Z obłędu odsiać słowo, wers, drogę

Noir sur Blanc, Warszawa 2018.

Odnalezione

Z wierszy, które Charles Bukowski przeznaczył do druku, powstają kolejne tomy, które pozwalają wyznawcom tego autora przetrwać: z ironiczną poezją, nacechowaną brutalnością i dystansem do świata, z wszechobecnym złem i wspomnieniami, które kładą się cieniem na codzienności. „Z obłędu odsiać słowo, wers, drogę” to tom – jak zwykle – bardzo obszerny, w którym jednak dominują utwory o bardzo krótkich, łamanych wersach. Z rzadka Charles Bukowski decyduje się tu na rozbudowane słowne analizy i na pełne frazy, odrzuca też przeważnie metafory na rzecz przygnębiającej dosłowności. Jedynym środkiem artystycznym akceptowanym przez niego i raczej używanym bez wrażenia przykrości jest ironia – przepajająca kolejne wyznania. Tym razem Bukowski nie może niczym zaskoczyć, Hank Chinaski przedstawia tu swoje życie, kwintesencję istnienia, bez fajerwerków i bez spostrzeżeń na miarę genialnych. Wszystko w jakiś sposób już było, wszystko jest znane, jedynie gorycz, która przesyca spowiedź autora, przypomina o poetyckich powinnościach. Charles Bukowski pisze – bo pisać musi, bo tylko to daje mu chwilową ulgę. Ale nie ukrywa, że najlepszą inspiracją dla wierszy jest honorarium – czasami wręcz ma się wrażenie, że myśl o honorarium dominuje i staje się powodem zagłębiania się w przeszłość. Może nie jest to idealne wytłumaczenie dla poszukujących uduchowienia i weny, ale z kolei od dawna Bukowski od takiego postrzegania poety odwodził.

Kilka charakterystycznych tematów z tego tomu odczytuje w precyzyjnym posłowiu Marcin Baran. Fani poezji Bukowskiego nie będą mieli problemu ze wskazaniem sieci zależności między tekstami oraz – między tekstami i biografią autora. Powracają w tej książce tematy rodzinne, wspomnienia, w których antysielanka domowa miesza się z rozczarowaniem współczesnym. Kontakty międzyludzkie nie są przez Bukowskiego darzone wielką estymą: zawiodły już rodzinne nadzieje, relacje z kobietami nie prowadzą na dłuższą metę do poczucia spełnienia, a stosunki towarzyskie w pracy zepsują się z czasem: w końcu praca to obowiązki, a na te Chinaski reaguje wyjątkowo alergicznie. Inni ludzie z reguły przeszkadzają, nawet jeśli ich towarzystwo jest konieczne, nie do uniknięcia – w knajpach czy w podróży. Dominuje w tych utworach zwyczajność i codzienność. Czasami podkreślana przez postęp cywilizacyjny (poeta musi przestawić się na pracę na komputerze, co nie jest dla niego łatwe, dopóki nie okaże się, że maszyna też ma swoje przyzwyczajenia, z których nie zamierza rezygnować). Rozdźwięk między przeszłością i teraźniejszością to sposób Bukowskiego na przypomnienie o przemijaniu. Nie będzie ten autor wprost mówił o zbliżającej się śmierci: woli bawić się symbolami technologii. Wprowadza motyw drogi (przemierza autostrady), ale i odejścia od politycznej poprawności: od czasu do czasu przypomina mu się, że powinien prowokować i jątrzyć. Wtedy robi to, trochę od niechcenia, co oczywiście osłabia wymowę tekstu. Szuka wątków autotematycznych (co daje wiersz napisany na trzeźwo?) i zabaw gatunkami (poezja konkretna). Jest prześmiewczy, z biegiem stron robi się też coraz bardziej ostry: powraca ten stary, dobrze znany Bukowski. Widać w tych utworach na przemian gniew, miłość i… zmęczenie albo pragnienie niemożliwe do zaspokojenia. Charles Bukowski wydaje się grać na nosie swoim czytelnikom: oni będą poszukiwać u niego sensu istnienia i przepisu na radzenie sobie z codziennością, on zaproponuje zestaw ulotnych wrażeń, jednorazowych wspomnień dla niepoznaki ułożonych w formę wiersza. Ta gra będzie trwać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz