Powergraph, Warszawa 2018.
Jak najdalej
Rafał Kosik doskonale wie, że marzenia mogą stać się motorem napędowym fabuły i uzasadniać najbardziej nonsensowne decyzje bohaterów. W kolejnym tomie przygód Amelii i Kuby, w serii kierowanej do młodszego rodzeństwa fanów Felixa, Neta i Niki, znowu odwołuje się do pragnienia Mi, by mieć zwierzątko. Kilkulatka za wszelką cenę próbuje zdobyć towarzysza, na którego nie miałaby uczulenia – albo zwalczyć alergię. Z pomocą przychodzi jedyna tabletka firmy Alestop, którą tata dostaje do przygotowania zdjęć reklamowych. Mi, jakby na potwierdzenie wszelkich ostrzeżeń o chowaniu medykamentów przed dziećmi, połyka specyfik bez specjalnej refleksji nad jego działaniem, przeznaczeniem i skutkami ubocznymi. Nie dość na tym: opakowanie Alestopu przypadkowo ulega zniszczeniu i trudno będzie je odtworzyć, chociaż bohaterowie rozpaczliwie próbują. Najłatwiej byłoby przyznać się do wszystkiego rodzicom, ale to oznaczałoby kary i awantury. Mi angażuje do pomocy starszego brata, Kubę oraz sąsiadów - Amelię i Alberta. Cała czwórka dochodzi do wniosku, że jedynym sposobem na uratowanie sytuacji jest wyprawa do siedziby firmy i zdobycie drugiej tabletki i drugiego pudełeczka, a przy okazji i antidotum dla Mi. Oczywiście w tajemnicy przed dorosłymi. "Wenecki spisek" to historia z rozmachem.
Czwórka dzieci musi połączyć siły i opracować śmiały plan działania, żeby nic się nie wydało i żeby wyprawa się powiodła. Przyda się tu i Albert ze swoimi dziwactwami (potrafi wyznaczyć trasę), i Kuba (jedyny racjonalnie myślący), i Amelia (marzycielka, którą do Wenecji dodatkowo pchają własne nadzieje na namalowanie odbić w wodzie). Problemy – naturalnie - się mnożą. I jedni, i drudzy rodzice są przekonani, że wszystkie dzieci spędzają czas pod opieką sąsiadów. Bohaterowie mają ograniczone zasoby finansowe, muszą zatem mocno kombinować, żeby nie wpaść w ręce konduktorów w pociągach - ale też, żeby nikt nie zainteresował się, dlaczego podróżują bez kogoś dorosłego. Całonocna wyprawa pociągiem z fantazyjnymi wagonami to dopiero początek przygody. Już wkrótce Mi przekona się, że ktoś ją śledzi. Przy tym wszystkim sierść wyrastająca na rękach dziewczynki (skutek uboczny Alestopu!) to już kwestia niegodna uwagi.
Jak zwykle Rafał Kosik pisze z rozmachem i nie przejmuje się aspektami wychowawczymi. Na pogadanki i uświadamianie odbiorcom, czego robić nie wolno, przyjdzie czas później - zresztą ten autor w swoich czytelników wierzy i nie musi posuwać się do pedagogicznych połajanek. Teraz liczy się przygoda i humor. Nieprzypadkowo Mi pozna kilka znaczeń słowa "włochy" - to sygnał zabawy, również twórcy historii. Humor pojawia się w akcji i w dialogach, to coś, za co czytelnicy pokochali cykl FNiN – Kosik potrafi rozśmieszać na różnych płaszczyznach. Ma powieść również wymiar edukacyjny, bo autor wykorzystuje fakt, że podróże kształcą. Wyprawę dzieci wzbogaca wieloma informacjami "przewodnikowymi", podanymi tak, by wzbudzić ciekawość. Operuje udanie przypisami, w których zaznacza ciekawostki, objaśnia co trudniejsze terminy, ale i przestrzega, żeby nie uczyć się ortografii na zapiskach Mi. Zaskakuje bez przerwy i to czynnik, dzięki któremu najmłodsi chcą śledzić przygody bohaterów. Potrafi wprowadzać opisy sensacyjne (pościgi po Wenecji) i łączyć je z kreskówkowymi pomysłami (ekwipunek Szpiegówki). Nie sposób się przy tej książce nudzić. Wyraziste są charaktery postaci, a i pomysły na kierunki akcji: czasami autor ucieka się do fantazji, czasami czerpie z różnych gatunków literackich, a czasami stawia na realizm. "Wenecki spisek" jest książką, która dostarcza mnóstwa emocji, dla najmłodszych to idealna zachęta do czytania: trudno się od tej powieści oderwać, a kto raz poznał przygody Kuby, Mi, Alberta i Amelii, ten z serią pozostanie. Rafał Kosik znalazł świetny sposób, żeby wychować sobie czytelników wśród kilkulatków - teraz poza FNiN będzie musiał jeszcze rozwijać "młodszy" cykl.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz