poniedziałek, 25 czerwca 2018

Justyna Bednarek: Tropem jeźdźca na słoniu

Egmont, Warszawa 2018.

Archeolog

W cyklu Poczytaj ze mną autorzy przedstawiają dzieciom nie tylko ciekawe fabułki dopasowane do wieku i zainteresowań odbiorców, ale także różne gatunki, obszary tematyczno-formalne, z jakich można potem wybierać swoje ulubione. "Tropem jeźdźca na słoniu" Justyny Bednarek ma już intrygujący tytuł. Jeśli do tego dodać dziennik jako wskazówkę genologiczną - motyw rzadko spotykany w literaturze czwartej - widać już, czym autorka próbuje zachęcić odbiorców do czytania. Jeździec na słoniu ma prowadzić do etruskiego grobowca, rzecz bowiem dotyczy prac archeologicznych. Dziennik prowadzi badacz zmuszony do opiekowania się potomstwem i jednocześnie poświęcający się pracy. Pan Witold, jak przystało na naukowca, jest roztargniony, nieobce są mu też dziecięce niemal sprzeczki i niesnaski. Nie przepada za doktorem Śmietaną, rywalem i intrygantem w pracy. Ale to ze Śmietaną ma wybrać się do Tarkwinii. Tam znajduje grobowiec z tajemniczym malowidłem przedstawiającym jeźdźca na słoniu. Już pierwszego dnia bohater wpada w dół wykopany przez Śmietanę, łamie nogę i wraca pod czułą opiekę żony. Na szczęście może liczyć na swoje dzieci. Bo w tej opowieści dzieci, Franek i Myszka, odgrywają ważną rolę. Chłopiec owija sobie ojca wokół palca, wmawia mu, że wszystkie problemy w szkole to efekt działań złośliwego kolegi, a on sam jest całkowicie niewinny. Myszka jest mała i jeszcze niewiele rozumie, ale przyda się w akcji – nie można jej tu zignorować.

Justyna Bednarek dba o to, by z dorosłego bohatera zrobić postać komiczną. Nie dość, że uczony śmieszy wyglądem (gdy w pośpiechu ubiera się rano, wloką się za nim kalesony), to jeszcze bezradnością. To ona wie, jak o niego zadbać, opiekuje się nim jak kolejnym dzieckiem. Także brak autorytetu u pociech składa się na ten portret-karykaturę. "Tropem jeźdźca na słoniu" to historia operująca odwróconymi stereotypami rodziny – i potwierdzanymi, jeśli chodzi o sylwetkę badacza. Operuje autorka zabawnymi schematami, wyostrza problemy i zamienia je w dziecięce konflikty zupełnie naturalnie. Tu dzieci są bardziej sprytne niż dorośli, autorka ucieszy maluchy kreacjami, a humor sytuacyjny zachęci jeszcze do czytania. Ale ta opowieść ma jeszcze jeden aspekt: Badacz zaangażowany w swoją pracę nawet we własnym dzienniku popisuje się wiedzą. Oczywiście chodzi o to, żeby trochę wyedukować najmłodszych, pokazać im ciekawostki związane z pracą archeologów. Momentami rozbudowuje wiadomości o Etruskach – trudne dla początkujących czytelników, a też i niekoniecznie działające na wyobraźnię dzieci: można było trochę uważniej przygotować zestaw informacji do przekazania kilkulatkom. Justyna Bednarek stawia jednak w tym wypadku na fachowość i pewne jest, że lekcja historii stanie się najsłabszym elementem publikacji. Bardziej cenna w opowieści jest forma: dzieci przekonają się, czym jest dziennik i tu Justyna Bednarek błędów nie popełnia. Może zmieniać motywy i nastroje w kolejnych zapiskach, a także pozwala dzieciom uczestniczyć w wydarzeniach. Katarzyna Trzeszczkowska, która zajmuje się ilustracjami, próbuje połączyć motywy "starożytne" ze współczesnymi - bawi się stylistyką i komiksowością w wizerunkach dzieci. Stawia na zgaszone kolory i dyskretny humor, lubi wykorzystywać motywy sugerujące erudycję, pasujące do świata uczonych. Pojawiają się tu desenie ze starych map, rzeźby, księgi, postacie przenoszone z dawnych czasów i funkcjonujące tu jako ozdobniki. "Tropem jeźdźca na słoniu" to publikacja, która tytułem przyciągnie, ale realizacją sugeruje nastawienie na małych bardzo ambitnych odbiorców. Justyna Bednarek w budowaniu akcji myśli o najmłodszych, ale już przy częstowaniu ich skomplikowanymi opisami przeszłości - niekoniecznie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz