Wilga, Warszawa 2018.
Zagadki
Zachęcanie dziewczynek, by zainteresowały się informatyką, wkracza na poziom powieści pop. Już kilkulatki mogą zacząć wkręcać się w zagadnienie, które w przyszłości zapewni im dobrą pracę i przekreśli stereotyp informatyka. „Dziewczyny kodują. Kod przyjaźni” to początek obiecującej serii, w której podstawy programowania wiążą się z odkrywaniem tajemnic i prawdziwą zabawą. Informatyka wkracza w codzienność małych bohaterek za sprawą szkolnego kółka zainteresowań, ale i prywatnych potrzeb. Lucy musi szybko nauczyć się programowania – nie dla pieniędzy i sławy. Jej wujek choruje na raka, musi brać całe zestawy leków, a sam nie jest w stanie pamiętać o odpowiednich porach ich zażywania i o ilościach medykamentów. Żeby mu pomóc, Lucy zamierza stworzyć aplikację, która przejmie część odpowiedzialności i będzie przypominać, kiedy wziąć tabletki. To odstresuje wujka i ułatwi mu funkcjonowanie. Z takim celem łatwo zabrać się do pracy. Ale na pierwszych zajęciach z programowania dzieci nawet nie dotkną komputerów. Mają za to przygotować (na zwyczajnych kartkach papieru, co za nuda!) instrukcję robienia kanapki z masłem orzechowym i dżemem. Dla Lucy to wyjątkowa strata czasu. Dobrze, że do kolejnej lekcji programowania ma jeszcze tydzień…
Stacia Deutsch przedstawia w książce grono przyjaciółek. Kiedy Lucy otrzymuje zaszyfrowaną wiadomość, próbuje ją rozgryźć dzięki pomocy koleżanek. Bardziej doświadczone dziewczynki rozpoznają fragmenty komputerowego kodu i pomagają w wykonywaniu zadań – nikt jednak nie wie, do jakiego finału prowadzą. Lucy podejrzewa o głupie zabawy starszego brata, jednak nic nie może mu udowodnić. Podejmuje więc grę z tajemniczym dostarczycielem kolejnych zakodowanych listów. Odbija piłki, przygotowuje sukienkę na bal – nie ma jednak pojęcia, jak to może przybliżyć ją do upragnionego celu – nauki pisania programów komputerowych.
Jest „Kod przyjaźni” opowieścią dynamiczną i pełną niespodzianek. Wprawdzie odbiorczynie, przynajmniej na początku, nie poradzą sobie z odczytaniem poleceń bez wskazówek – ale to samo przecież dotyczy Lucy. Razem z nią będą wdrażać się w tajniki kodowania i pojmować kolejne etapy przygotowań. Autorka prowadzi opowieść tak, by oswajać z definicjami i danymi, nie przerażać nowymi pojęciami albo teorią. Wszystko udaje się tu przełożyć na bliską i nieinformatyczną codzienność. Ale nie zapomina i o warstwie obyczajowej – Lucy może dogadać się ze swoją najlepszą przyjaciółką, która jakoś się ostatnio oddaliła, poznać marzenia nowej koleżanki i pomóc jej w kłopotach. Do wspólnych zabaw dochodzą i domowe przekomarzania (starszy brat lubi robić Lucy kawały, ale w rzeczywistości daje się lubić) – a prawdziwe problemy mimo dezorganizującej życie rodzinne choroby wujka nie mają prawa wstępu do tej historii. Stacia Deutsch może dzięki przechodzeniu od lekcji informatyki do obyczajowości przyciągnąć małe czytelniczki i zachęcać je do przyjrzenia się ofercie nauk ścisłych. Poważne przesłanie ukrywa w rozrywkowej fabule, a przy okazji krzewi wiedzę o organizacji Girls Who Code. To pomysłowy sposób na wykorzystanie konwencji poppowieści w literaturze dziecięcej – być może uda się dzięki temu stworzyć modę na nowe hobby wśród dziewczynek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz