piątek, 10 listopada 2017

Jarosław Sawic: Budka Suflera. Memu miastu na do widzenia. Muzyka/Miasto/Ludzie

Prószyński i S-ka, Warszawa 2017.

Historia sukcesu

Jarosław Sawic do Budki Suflera podchodzi z perspektywy fana, który chce się dowiedzieć wszystkiego. Rozmawia z członkami zespołu, szuka wiadomości (mimo że w narracji raczej pomija to, co już opublikowane, bibliografię dość imponującą przytacza, ale nie sugeruje czytelnikom, że tworzy zlepek informacji z artykułów i recenzji, jak to się często dzisiaj zdarza w monografiach różnych zespołów czy w tekstach poświęconych muzyce rozrywkowej), analizuje i sprawdza. Często jednak natrafia na mur: potencjalni rozmówcy odmawiają mu komentarzy, a nawet rezygnują z miejsca w książce. Widać, że mimo zakończenia kariery między członkami zespołu pozostały tarcia, niesnaski, uprzedzenia i pretensje. Szkoda, bo przez to monumentalna (ponad 750 stron) „autoryzowana biografia”, czyli monografia Budki Suflera, okazuje się… niepełna. A przecież Sawic robi co może, żeby ukryć białe plamy, zamaskować brak niektórych zagadnień, a przynajmniej nie dać czytelnikom powodów do narzekania na niekompletność publikacji. Przyznaje się, gdy ktoś odmówi mu komentarza, zaznacza to w tomie – jest wobec czytelników uczciwy – ale i tak pozostaje wrażenie, że do głosu dochodzi tyko jedna strona.

Przeskoki tematyczne i narrację ciekawą z punktu widzenia zwykłego odbiorcy zapewnia Sawicowi kompozycja. Nadrzędną stanowi konstrukcja utworu rockowego – to metafora pozwalająca dokonywać skrótów w czasie lub myślowych przeskoków, zamieniać chronologiczną relację w przegląd dorobku, analizy czy podsumowania. Do tego dochodzą stałe refrenowe metryczki – krótsze rozdziały poświęcone różnym muzykom współpracującym z Budką Suflera. Wreszcie trzy podstawowe zagadnienia, akcentowane już na poziomie podtytułu: „Muzyka/Miasto/Ludzie” – najważniejsze elementy w narracji o zespole.

Jarosław Sawic sugeruje narracją, jakby wszystkie tematy wychodziły od członków zespołu. Niewiele pisze sam, najchętniej posługuje się wypowiedziami muzyków – ich oceną wydarzeń i doświadczeniami. Oddaje im głos, by dotrzeć do sedna wypadków, w nadziei na uzyskanie nieznanych szerzej informacji. Dzięki temu zabiegowi przekona do siebie fanów Budki Suflera, ale też straci na obiektywności tekstu: w końcu część zwaśnionych odmawia wypowiedzi, przewagę zyskują ci obecni przy powstawaniu książki. Ale potężny tom „Memu miastu na do widzenia” to bardziej dodatek do historii zespołu niż pełnowymiarowa o nim opowieść. Sawic sporo porządkuje, ale też stawia na fragmentaryczność, rezygnuje z tematów, które zanudziłyby odbiorców, jedynie sygnalizuje na przykład wyzwania techniczne. W przypadku krążków z przebojami skupia się tylko na historii największych hitów. Ale z drugiej strony pokazuje na przykład pracę z tekściarzem czy szukanie najlepszych brzmień lub aranży, pozwala chętnym na to muzykom omawiać projekty kolejnych okładek płyt (tu szkoda, że drobnym akapitom nie towarzyszy materiał graficzny!). „Memu miastu na do widzenia” to oczywiście książka pełna zdjęć z całej działalności Budki Suflera – można na nich pooglądać nie tylko zmieniającą się modę, ale i wizerunki samych rockmanów, dla młodszego pokolenia fanów część z tych fotografii może być sporym szokiem. Jest tom Sawica starannie przygotowany i z pewnością dobrze uzupełni rynek muzycznych publikacji – nie tylko dla fanów zespołu. Tej książki nie da się zresztą czytać bez nucenia.

1 komentarz:

  1. Pani Izabelo,

    recenzja bardzo trafnie oddaje klimat powstawania książki i trudności w pracy nad tekstem. Natomiast nie mogę się zgodzić z tym, że niewiele "sam napisałem", czy że "skupiam się tylko na historii największych hitów". Przecież w książce jest masa drobiazgowych analiz muzyki i tekstów - łącznie np. 4 kartkami na temat muzyki do "Burzy" Szekspira, nigdy nie publikowanej, więc siłą rzeczy nieznanej. Są analizowane formy, tonacje, rodzaje metrum, a o wzywaniach technicznych jest aż nadto. Pozdrawiam. Jarek Sawic

    OdpowiedzUsuń