czwartek, 24 sierpnia 2017

Izabella Frączyk: Stajnia w Pieńkach. Spalone mosty

Prószyński i S-ka, Warszawa 2017.

Stabilizacja

O ile w „Koncercie cudzych życzeń” Izabella Frączyk musiała postawić na dynamiczną akcję, szereg zmian w życiu bohaterki, o tyle w „Spalonych mostach” wyraźnie zwalnia tempo, zajmuje się warstwą emocji i budowaniem nowego życia. Porządkuje codzienność bohaterki i sprawia, że wszyscy mogą się w Pieńkach poczuć jak w domu. Niewierny eksmąż ledwo tylko majaczy na horyzoncie, Magda jest już na tyle silna, żeby dać sobie radę z wyzwaniami. A tych nie brakuje. Przy okazji bohaterka przekonuje się, że za dobrymi pomysłami idą wymarzone rozwiązania. Ledwo zdecydowała się na agroturystykę i atrakcje w rodzaju hodowli strusi, a już spada jej z nieba możliwość poszerzenia przydomowego inwentarza o różne gatunki zwierząt gospodarskich. Problemy finansowe to coś, czego Magda niemal nie zaznaje. W domu wypełnionym miłością, przyjaźnią i zrozumieniem wszystko się uda, nawet najbardziej szalone plany doczekają się sensownej realizacji. Gdzieś w tle delikatnie pobrzmiewa kryminał z przeszłości, ale to nie odwróci uwagi od sielanki. „Spalone mosty” to szereg oryginalnych szczęść. Od czasu do czasu wydarzy się tu coś, co rujnuje spokój domowników, ale miło jest sprawdzać, jak kolejne plany same wcielają się w życie.

Oczywiście Magda ma swoje kłopoty, tym razem – jak na zawołanie – pojawiają się kandydaci do serca singielki z odzysku. Bohaterka zyskuje wielu adoratorów, więc musi też wsłuchać się we uczucia. Na tym będzie polegać podstawowy fabularny węzeł. Doświadczenia Magdy mogą też być wskazówką dla czytelniczek: nie zawsze marzenia spełnia się za pomocą wypchanego portfela. Wystarczy uważnie się rozejrzeć, umieć podejmować odważne decyzje i wykorzystać nadarzające się okazje. Autorka ułatwia Magdzie rozwijanie projektu: unijne dotacje to jedno, ale czasami ktoś chce po prostu oddać zwierzęta po zmarłych rodzicach. Innym wystarczy zwierzyć się ze swoich marzeń: ludzie, zwłaszcza w mniejszych społecznościach, lubią pomagać innym – trzeba im to tylko umożliwić. Frączyk odrzuca małomiasteczkowe sprzeczki i konflikty, skupia się na Magdzie, domownikach (przypadek zakochanej w więźniu Alicji) i najbliższych sąsiadach, bardziej interesują ją przypadki flirtów – zresztą dla odbiorczyń to też jeden z lepiej przyciągających motywów. W końcu stadnina w Pieńkach to oaza, ucieczka od prawdziwych kłopotów czytelniczek.

Izabella Frączyk sięga do tematu, który został już wiele razy wykorzystany i przepracowany przez kolejne bestsellerowe autorki. Wie dobrze, jakie są wyznaczniki tego subgatunku, zna oczekiwania czytelniczek. Może sobie pozwolić na realizowanie konwencji – bo nie popełnia błędów przypadkowych autorek. Tworzy baśń dla idealistek, książkę (całą serię!) krzepiącą, ciepłą i dodającą otuchy. To lekkie czytadło bez pretensji do wielkiej literatury – ale i książka, którą pokochają tłumy. Przy lekturze „Spalonych mostów” wszyscy stają się nawet nie gośćmi a domownikami – razem z bohaterami przeżywać będą kolejne wyzwania, prztyczki od losu i chwile radości. Autorka sięga tu nawet do motywu Bożego Narodzenia i przedświątecznej atmosfery, żeby zapewnić odbiorczyniom pożądany „magiczny” klimat. Jest to powieść dość krótka i raczej skupiająca się na przemyśleniach samej Magdy – ale Frączyk pisze dobrze, staje się w tym cyklu Małgorzatą Musierowicz dla pań. A takie pozycje też są na rynku potrzebne i spotykają się z uznaniem – całkiem słusznie. „Spalone mosty” to obyczajówka, która nie jest odkrywcza ani nowatorska – ale dostarcza tego, czego się od niej oczekuje. Frączyk sukcesywnie buduje sobie wierne grono czytelniczek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz