czwartek, 30 marca 2017

Réka Király: Mała duża historia o jutrze

Dreams, Rzeszów 2016.

Definicja

Dla dzieci określenia czasu są z reguły abstrakcyjne, a już rozpoznawanie, czym jest wczoraj, czym dzisiaj, a czym jutro – wymaga dostrzegania większych wycinków czasu i wyciągania wniosków z obserwacji. Réka Király też nie zamierza podawać definicji tych pojęć, wiedząc, że skończyłoby się to porażką i nie przekonało maluchów. Stawia zatem na bardzo prostą historyjkę, dzięki której wszyscy zrozumieją bez tłumaczenia kiedy jest jutro i jak zamienia się w dzisiaj, a potem we wczoraj. „Mała duża historia o jutrze” to bajka, w której zmiany czasu pełnią dość ważną funkcję – mimo że bohaterów absorbują bardziej wydarzenia rozgrywające się w lesie. Bakowe postacie to jeż, myszka, zając i sowa. Każde z nich ma swoje zajęcia, żadne nie chce wdawać się w zawiłe wyjaśnienia co do charakterystyki dni. Nie mogą powiedzieć jednoznacznie, czym jest dzisiaj, za to są w stanie określić dzisiaj przez zestaw wykonywanych czynności – a jutro – przez zbiór planów. To cenna podpowiedź dla małych odbiorców i tłumaczenie bez tłumaczenia, wszystko staje się oczywiste samo z siebie. Każde zwierzę po kolei mówi, co robiło wczoraj i dzisiaj. Dochodzą do wniosku, że noc musi skrywać niespodzianki – i zamierzają czuwać, żeby nie przegapić nadejścia jutra. Jutro ma się bowiem odbyć przyjęcie urodzinowe ptaka.

To bajka przełożona z języka fińskiego, przynosi tematy i bohaterów cenionych przez najmłodszych. Przygody zwierząt, nocny „potwór” (ujawnienie jego tożsamości kończy się śmiechem), wreszcie urodziny z prezentami w najbliższej przyszłości – to wszystko wabiki na maluchy. Ma jednak tomik poważną słabą stronę, to jest – formę po przełożeniu. Tłumaczka zdecydowała się na rymowankę, ni to wierszyk, ni to prozę rytmizowaną – ale ze współbrzmieniami w ogóle sobie nie radzi. W efekcie proponuje mocno wyeksploatowane rymy lub rymy gramatyczne, jednoznacznie pokazując brak wyczucia (ile można słuchać rymu jutrze – futrze? Nie mówiąc o tym, że gramatyczne rymy czasownikowe to koszmarki, które chciałoby się raz na zawsze wykreślić z literatury dla najmłodszych). Jakby tego było mało, przymus rymowania pociąga za sobą u niewprawnej literacko tłumaczki bolesne dla czytelników inwersje („nie zna znaczenia ważnego tak słowa”). Pojawiają się przedziwne sformułowania (dlaczego kłębki trawy a nie kępki? Dlaczego „nikt z trójki jednak to nie jest tchórz”?). Bajki dla dzieci powinny kształtować umiejętność posługiwania się językiem, a nie wprowadzać w błąd. I nawet dynamika wydarzeń nie wynagrodzi chropowatości stylu – tę historyjkę trzeba by gruntownie pod względem literackim przerobić. „Mała duża historia o jutrze” w założeniu jest ciekawa, ale w realizacji – bardzo słaba. Zabrakło tu krytycznego spojrzenia na rymotwórcze umiejętności tłumaczki – nie wszystkie bajki dla dzieci muszą bć rymowane i nie wszyscy posługujący się językiem rymować potrafią.

Ilustracje są w tym tomiku ciekawe – każde zwierzę (pozbawione konturów) składa się z plam barwnych – prostych kształtów uzupełnianych detalami (oczka, wąsy, łapki, kolce lub deseń z kresek na pióra). Tak proste sylwetki maluchy mogą też samodzielnie rysować, malować albo wycinać, tworząc kontynuację przygód bohaterów. Postacie pojawiają się w tłach tworzonych na tej samej zasadzie – co sprawia wrażenie przeładowania i wymusza uważne przyglądanie się rozkładówkom. Za to nie ma w grafice szaleństw z kolorami – ilustracje są stonowane i spokojne.

„Mała duża historia o jutrze” jest książeczką, która o wiele lepiej wypadłaby w wersji bez rymów, ale na ten mankament dzieci nie będą zwracać uwagi. To picture book oderwany od trendów obecnych w literaturze czwartej, propozycja dla kilkulatków zainteresowanych już upływem czasu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz