niedziela, 15 stycznia 2017

Wojciech Brzoska: W każdym momencie, na przyjście i odejście

WBPiCAK, Poznań 2015 (+CD)

Lęk

Mikrokosmos, świat dwojga ludzi u Wojciecha Brzoski jest niekończącą się grą, a właściwie całym szeregiem gier – niby znanych każdemu jeszcze z czasów dzieciństwa, a przecież zaburzających rytm istnienia. Bo wraz ze zmianami tych gier, przeobrażeniom ulegają też zasady kształtujące egzystencję – i to bez akceptacji, ba, nawet bez pytania najbardziej zainteresowanych. Rozmaite gry w charakterze wieloznaczeniowych metafor przenikają do kolejnych utworów z tomiku W każdym momencie, na przyjście i odejście, co nie oznacza, że autor decyduje się na lekkie tony i atmosferę zabawy, wprost przeciwnie. Im więcej skojarzeń z rozrywkami (i to o różnym kształcie, z uwzględnieniem znaków czasów), tym większa po nich pustka. Brzoska melancholię przemijania (oraz mijania) zestawia z miłością i tęsknotą, co jest zabiegiem dość powszechnie stosowanym. Ale tłem dla takiego kontrastu okazuje się rzeczywistość medialna i skomercjalizowana, ta, w której wszystko można kupić i sprzedać, i od której nie ma dzisiaj ucieczki – a to nie najlepszy punkt wyjścia do budowania literackich romansów. Wojciech Brzoska na uczucia patrzy trochę złośliwie, ironią maskuje współczucie, które już nie mieści się w obecnych kanonach międzyludzkich relacji (ani piękna). Komercja przeżera nawet wiarę: pomnik Chrystusa jest jak wielki strach na wróble, w dodatku ulepiony obok hipermarketu – upadek świętości pociąga więc za sobą niewiarę w inne wzniosłe uczucia. Współczesność bywa tu potężnie oskarżana. Tyle że czego spodziewać się od świata, w którym można „łatwo za nic dostać / po mordzie”, a „kultury można się nauczyć / od ukraińskiej dziwki”. Brzoska jest ironistą, a to przejawia się również w zmianach stereotypowego podejścia do przedstawiania uczuć. Żar miłości niemal zawsze łączony jest tu z chłodem (lub lodowatą temperaturą), przewrotność zmusza nawet do weryfikowania znaczeń frazeologizmów. Brzoska znienacka rozbudowuje je o ukonkretniające hasła – i już zyskuje nowe poetyckie obrazy o dużej sile rażenia. To liryki pełne wewnętrznych sprzeczności, zdradzające zaangażowanie już przez sam wybór tematu, a pokazujące dystans za sprawą ukrywanej ale wciąż obecnej między wersami drwiny. W rezultacie to nie na wyszukiwaniu puent skupia się autor, a na wewnętrznych kontrastach, które zaburzają harmonię.

Do poezji Wojciecha Brzoski wkradają się raz po raz piosenkowe akcenty. Widoczne czasem w rytmizowanych nieoczekiwanie wersach, dużo częściej – w przygodnych, jakby niepożądanych rymach. Przed skojarzeniami brzmieniowymi nie można uciec, zwłaszcza że pasują one do postawy autora – podkreślają rezerwę wobec codzienności i w dalekim planie uruchamiają nawet delikatny komizm. Brzoska potrafi operować dźwiękiem na płaszczyźnie tekstu. Gra rozpiętością wersów (krótkie frazy po opisowych wersach wywracają na drugą stronę sensy), pojedyncze wyrazy w osobnych linijkach są jak wołanie o pomoc. O melodyjności tych utworów świadczą zabawy formą, a przecież stałe nawiązania do muzyki istnieją już na poziomie leksykalnym, Brzoska bez przerwy powraca do instrumentów czy piosenek – nawet gmach akademii muzycznej ma tu do odegrania swoją rolę. Te motywy dobrze komponują się z intertekstualiami. W każdym momencie, na przyjście i odejście to tomik, który da się odczytywać jako dialog ze sztuką, z kulturą i kontrkulturą (znów rozsadzanie porządku świata przez ironię). Brzoska kompletuje własny zestaw obowiązkowych odniesień lub przynajmniej twórczych notatek, kieruje odbiorców do konkretnych lektur – jako alternatywę zapewnia im artystyczną interpretację tego, co niskie i lekceważone, niegodne komentarzy twórców prawdziwej Sztuki.

Do tomiku dołączona została płyta zespołu Brzoska i Gawroński, Słońce, lupa i mrówki, unaocznienie brutalnych dziecięcych zabaw na poziomie tytułu – a w zawartości między innymi zestaw możliwości interpretacyjnych w lekturze samego autora. Muzyka tworzona przez Dominika Gawrońskiego opiera się na elektronicznych samplach i mocno technicyzowanych aranżacjach. Jednocześnie jest to stała zabawa konwencjami – spore urozmaicenie i cytaty muzyczne wprowadza klarnet Mikołaja Trzaski czy akordeon Andrzeja Teofila, Wojtek Bubak zapewnia gitarowe wstawki, Joanna Małanka śpiewa. To wszystko okala recytacje Wojciecha Brzoski i zachęca do innego spojrzenia na jego poezję. Każdy może sprawdzić, jaki rodzaj emanacji artystycznej najbardziej mu odpowiada. Muzyczne utwory podkreślają jeszcze jeden aspekt, który umknąć może w tradycyjnej lekturze: niepokój. A przecież powodu do lęków jest w tym tomiku wiele.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz