Egmont, Warszawa 2016.
Lucky Luke to kolejna komiksowa (a maluchom dawniej znana z telewizyjnej bajki) postać, która dostarcza obok rozrywki szeregu wspomnień zwłaszcza trzydziesto- i czterdziestolatkom. Zeszyt „Sarah Bernhardt” to opowieść o znanej aktorce przełomu XIX i XX wieku. Bohaterka pojawia się tutaj w formie życzliwej karykatury – nie zważając na okoliczności, deklamuje wiersz (czasami poddając go pewnym modyfikacjom). Nad bezpieczeństwem gwiazdy podczas tournee po Stanach Zjednoczonych czuwać ma najsłynniejszy kowboj, Lucky Luke. Swoją misję oczywiście wypełnia, przy okazji przeżywając sporo przygód i demaskując wrogów. Sam Lucky Luke nic by nie zdziałał, gdyby nie mądrość i pomoc jego dzielnego wierzchowca. Cała ekipa rusza w trasę – pociągiem, statkiem i wozami konnymi. Sarah Bernhardt raz otrzyma w prezencie martwego wieloryba (to okazja do wykorzystania jej wizerunku w celach reklamowych przez co sprytniejsze firmy), raz przeżyje występ na tonącym statku. Trafi nawet do plemienia Indian, a w saloonie zmierzy się z artystką innego rodzaju – Pamelą Gorset i jej kankanowymi siostrzyczkami. Damski pojedynek obfituje w niespodzianki i stanowi parodię typowych konfliktów z Dzikiego Zachodu, trzeba się jednak przekonać, czy górą będzie uduchowienie i teatr, czy rubaszność i seks. Nic złego stać się nie może, skoro Lucky Luke czuwa. A kiedy jemu powinie się noga, zawsze pozostaje koń.
Tomik „Sarah Berhardt” to opowieść, w której wykorzystane zostały różne rodzaje dowcipu. Autorzy sięgają po humor na wielu płaszczyznach – od sytuacyjnego istotnego dla dzieci po abstrakcyjną ironię i zderzenia z normalnym światem znanym dorosłym. Posługują się komizmem charakterów i absurdem, rozmaitymi zbiegami okoliczności i celnymi ripostami. Kolejne przygody doprowadzają do przesady – drobne scenki zamykane są imponującymi katastrofami, a wydarzenia cechują się rozmachem. Detale rozrastają się do kataklizmów, a całe szeregi nieszczęść omijają bohaterów o włos. Sarah Bernhardt niewiele robi sobie z nastawania na jej życie, uważa, że wrogów ma tylko wśród rywalek scenicznych – a że czuje się lepsza od nich, nie potrzebuje sobie udowadniać własnej wielkości. To dobry pomysł na kreację postaci, bo nie o dylematy moralne w komiksie chodzi, a o barwną akcję, która pozwoli uwypuklić śmiech i podkreślić odejścia od zwyczajności. Lucky Luke musi przecież przeżywać barwne przygody w szybkim tempie.
Prawdziwa postać wtrącona do komiksu doskonale sobie w nim radzi przede wszystkim dlatego, że ulega przerysowaniu i służy czystej rozrywce. Jest ten zeszyt zawoalowaną polemiką ze znaczeniem artystów i sztuki wysokiej w świecie, trochę naigrawaniem się z megalomanii lud oderwania od prawdziwego życia. Chociaż Lucky Luke to kowboj, który w swoją postawę ma wbudowanych kilka schematów, całość wypada dosyć odświeżająco. „Sarah Bernhardt” to szeroko zakrojona przygoda obliczona na śmiech. Miło poza tym powrócić do dobrej komiksowej kreski – ekspresyjne miny postaci i ruch akcentowany na kolejnych rysunkach to coś w sam raz dla odbiorców z różnych pokoleń. Warto też w tym komiksie przyjrzeć się bohaterom z drugiego planu – nie tylko koń Lucky Luke’a dostarczy tu powodów do radości. Przygody Lucky Luke’a to klasyka komiksu – starsi czytelnicy mogą do tej propozycji wrócić z sentymentu, młodsi – z ciekawości, i jedni, i drudzy nie będą rozczarowani ogromem ekstremalnych doświadczeń, ale też poczuciem humoru twórców i jakością żartów. Chociaż dziś mało kto kolarzy Sarah Bernhardt, dowcipy „aktorskie” są uniwersalne i nie odbierają przyjemności z lektury. To propozycja dla koneserów – i dla tych, którzy chcieliby sprawdzić, jak kwintesencja Dzikiego Zachodu wypada dzisiaj w bajkowej historii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz