środa, 11 stycznia 2017

Dorota Masłowska: Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną

Noir sur Blanc, Warszawa 2016.

Dojrzewanie

Ta książka na początku XXI wieku zrobiła furorę na polskim rynku wydawniczym i sprawiła, że jedni Dorotę Masłowską pokochali natychmiast i trwale, a drudzy od razu i ostatecznie przekreślili. Jedni w „Wojnie polsko-ruskiej pod flagą biało-czerwoną” się zaczytywali, inni odkładali tom po kilku stronach, zniechęceni formą (i tematyką). „Wojna polsko-ruska” z przymrużeniem oka zamieniła się w potężną wojnę czytelników. O tym, co Masłowska, pisało wielu (zwłaszcza młodych zbuntowanych lub pozujących na takich), ale tak jak tej autorce nikomu nie udało się przedstawić świata – widzianego przez spisanych na straty młodych degeneratów.

To Silny, czyli Robakoski Andrzej, prowadzi tę relację, pełną zawirowań i prywatnych dramatów. Silny dowiaduje się o ciąży swojej dziewczyny, a że niezwykle łatwo wyprowadzić go z równowagi – znajduje sobie inne partnerki, równie pokaleczone przez życie jak on sam. Bo Silny, chociaż niczego jeszcze w życiu nie dokonał (i raczej nie ma szans dokonać), ból istnienia przeżywa dotkliwie. Zagłusza go narkotykami i alkoholem, przez co nikt nie ma do niego dostępu. To w głowie Silnego rozgrywają się najwyraźniej wszelkie możliwe scenariusze. Silny nie wyrwie się ze swojego świata, a inni będą co najwyżej potwierdzać, że innej rzeczywistości nie ma. To świat ludzi przegranych na starcie – definiowanych wyłącznie przez imprezy, używki, przypadkowy seks, niechciane ciąże, przekleństwa i językową niechlujność. Bo to, co dzieje się w ramach fabuły, to w zasadzie tylko przykrywka, ograny schemat znany i z literatury, i z życia. Międzyludzkie relacje Masłowska wyostrza, ale tu tylko naśladuje blokową codzienność. Zupełnie inaczej jest w warstwie narracji, w tym monologu wewnętrznym, którego Silny nie zaprezentuje światu. W tej kwestii nawet budzący odrazę bohaterowie potrafią zaskoczyć filozoficzną analizą egzystencji lub poetyckim spostrzeżeniem. I oni przecież przeżywają, nawet jeśli uczucia uzewnętrzniać mogą jedynie w sposób nieakceptowany przez społeczeństwo.

Język jest najważniejszym bohaterem książki Doroty Masłowskiej, nawet jeśli ona sama w autoironicznym portrecie przewijać się będzie przez część historii. Robakoski Andrzej nie potrzebuje przestrzegać reguł gramatyki (czy poprawnej wymowy), żeby został zrozumiany. Silny nie tylko wplata w swoje wywody najczęstsze (najbardziej wyśmiewane, rażące, ale i tak powszechne) błędy językowe. On opowiada w specyficznym rytmie, stylu, który dobrze go definiuje, a jednocześnie maskuje marazm. Dzisiaj już wiadomo, że każdą kolejną książkę Masłowska tworzy w innej stylistyce, gra z czytelnikami i zmusza ich do ciągłego weryfikowania poglądów. Już samym doborem fraz coś ogłasza, definiuje bohatera i ocenia go jednocześnie, ale bez opowiadania się po jakiejkolwiek stronie. Silny wygrywa szczerością, chociaż bywa wulgarny, dostrzega to, co umknie „zwyczajnym” ludziom. Teraz „Wojna polsko-ruska” wraca na rynek w wydaniu bardziej ekskluzywnym (i w innym wydawnictwie). To już publikacja dla koneserów, dla tych, którzy Masłowskiej uwierzyli w jej kreacje rzeczywistości. Świadectwo czasów, wyobraźni i językowych możliwości, ale też ciekawostka socjologiczna. Widać, jak niewiele ze slangu wykorzystała autorka i jak bawiła się intertekstualiami (spis inspiracji znalazł się pod koniec książki) – tu efekt uzyskuje się przez sposób cięcia fraz, bohaterowie mówią niemal jednym głosem – i jest to automatycznie i parodia, i odzwierciedlenie języka pewnej części społeczeństwa. Tak ujawnia się i wielowymiarowość „Wojny polsko-ruskiej”. Dorota Masłowska pisze dojrzale – unika naiwności i banałów przy prezentowaniu oceny młodego pokolenia, proponuje ostrą satyrę, ale wobec postaci z tego tomu potrafi być bardzo wyrozumiała. Dobrze, że ta książka powraca teraz na rynek: Masłowska nie rozpieszcza swoich fanów zbyt częstymi publikacjami, a warto sięgnąć po ten tom z perspektywy czasu – bez emocji i nawiązań do okołoliterackich dyskusji.

1 komentarz:

  1. Och, jak ja lubię Masłowską! "Wojna" przeczytana dawno temu, ale kilka późniejszych całkiem niedawno. Ona ma takie niesamowite ucho na język, na frazę.

    OdpowiedzUsuń