czwartek, 11 sierpnia 2016

Moje książeczki. Księga druga

Nasza Księgarnia, Warszawa 2016.

Konkurencja

Nieważne, ile ma się lat: lektury z dzieciństwa na zawsze pozostają w pamięci. Wystarczy byle drobiazg, żeby obudzić wspomnienia z nimi związane. Dlatego oczywiste jest to, że wielką radość rozbudzają wznowienia „kultowych” kiedyś serii – obok Poczytaj mi, mamo Nasza Księgarnia przypomina także cykl Moje książeczki z charakterystycznym kotem w czerwonych butach. Druga księga „Moich książeczek” to znów zestaw historii ponadczasowych i mocno zapadających w pamięć dzieciom. Przede wszystkim dlatego, że zawierają uniwersalne prawdy o życiu, pouczają i bawią przez wyobraźnię, polegają na prezentowaniu fabuł wyrazistych, atrakcyjnych i wartościowych. W tych bajkach nie liczą się ani mody w literaturze czwartej, ani sensacyjne odkrycia pedagogów. Tu twórcy nie mają wątpliwości co do składników dobrej opowieści. Każdy snuje bajkę w inny sposób i każdy zabiera małych odbiorców do świata marzeń.

W „Księdze drugiej” pojawia się Tygrys o Złotym Sercu – ofiara stereotypów, łagodne zwierzę, które nie może się z nikim zaprzyjaźnić, bo wszyscy widzą w nim tylko groźnego drapieżnika. Jest Wawa, mądry piesek, który do poparzonego Marcinka sprowadza dzieci: chłopiec leży w zaciemnionym pokoju i cierpi na samotność, wysyła więc psa po towarzyszy zabaw. Biedny Jaś kapelusznik próbuje dopasować kapelusz księżycowi, a Waluś rysuje sobie samolot z pilotem (z wąsami!), żeby móc wybrać się w podniebną podróż do ciotki. Apolejka szuka sposobu na odczarowanie pięknego królewicza, a zwierzęta usiłują zapamiętać nazwę dziwnego owocu. Całości dopełnia jeszcze obecność Kota w butach. Historyjki, które dawniej ukazywały się w niewielkich objętościowo zeszytach teraz powracają jako reprinty – z dawnymi ilustracjami i nawet stopkami (świetny zwyczaj, dzisiejsi twórcy mogą tylko pozazdrościć nakładów). Mistrzowie ilustracji sprawiają tu za to, że w dorosłych tym razem czytelnikach mogą odżyć wspomnienia: dzieci przekonają się natomiast, na jak wiele sposobów można ozdabiać historyjki. „Moje książeczki” nie mają rysunków banalnych czy przesłodzonych: tu odbiorców traktuje się z pełną powagą. Stąd fantazyjne krainy, lasy pełne dzikich zwierząt, nietypowe przecierki i sposoby na oddanie bajkowych przestrzeni na nowo, bez oczywistości. Autorzy ilustracji rezygnują z komiksowych konturów, udowadniają, że da się tworzyć dla dzieci i zachowywać indywidualny styl, nie rezygnować przy tym ze sztuki. Te grafiki – bez wyjątku – są imponujące, i to bez względu na zastosowaną technikę czy odniesienia do samych tekstów. Wciągają w inny świat, uzupełniają bajki i zabierają na prawdziwe wycieczki wszystkich czytelników.

„Moje książeczki. Księga druga” to lekturowa przyjemność. Historie dobrane zostały tak, by obok baśni pojawiały się życiowe relacje, a także – by dzieci mogły z każdej opowieści wyciągnąć właściwe wnioski. Wiele się przy okazji lektury nauczą, a przecież autorzy wcale nie stawiają na edukowanie młodych pokoleń, przynajmniej nie w pierwszej i podstawowej lekturze. Dostarczają za to rozrywki, tematów do rozmyślań i zabaw. Właściwie jedyne, co się tu zestarzało, to imiona bohaterów: dzisiaj wśród maluchów trudno znaleźć imienników postaci z „Moich książeczek”. Od czasu do czasu pobrzmiewa gdzieś mniej kojarzona fraza czy rytm. Ale to, co najbardziej wartościowe, musi tu przetrwać. Baki naszych rodziców w dalszym ciągu nadają się do czytania maluchom, o czym „Księga druga” tej pięknej serii przypomina. Cieszy, że całe pokolenia mogą się połączyć nad tą książką: dzięki wznowieniu danych lektur w ich szacie graficznej w pełni można docenić jakość publikacji dla najmłodszych. Chociaż dzisiaj na rynku literatury czwartej konkurencja jest ogromna, powrót do klasyki się sprawdza. „Moje książeczki. Księga druga” wytrzymuje rywalizację z tym, co do zaoferowania mają obecnie twórcy – a wiele produkcji w ogóle deklasuje. W dodatku to książka, której reklamować nie trzeba, sama do siebie przekona.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz