sobota, 6 sierpnia 2016

Anita Głowińska: Kicia Kocia i Nunuś. Na nocniku

Media Rodzina, Poznań 2016.

Lekcja

Dawno minęły czasy, w których sprawy fizjologii były w książeczkach dla dzieci tematem tabu. Teraz autorzy prześcigają się w wyjaśnianiu najmłodszym, jak korzystać z nocnika. Szczególnie upodobali sobie w roli bajkowych nauczycieli starsze rodzeństwo: dzieci mają sporo cierpliwości, a że jeszcze niedawno same przeszły przez podobne doświadczenie, wiedzą, jak postąpić. Do tego zawsze są niekwestionowanymi autorytetami dla malców – to prawda, która się nie zmienia.

Anita Głowińska wprowadza na rynek kolejną podserię, tym razem kierowaną do grupy młodszej niż fani Kici Koci. Nie oznacza to rozstania z ulubioną bohaterką: Kicia Kocia i Nunuś to seria kartonowych książeczek edukacyjno-rozrywkowych dla najmłodszych odbiorców – prym dalej wiedzie tu sama Kicia Kocia. Opiekuje się ona malutkim Nunusiem, przy którym wypada na mądrzejszą i dojrzalszą. Sprawdza się jako opiekunka, ale też jako towarzyszka zabaw. Tomik „Na nocniku” dobrze pokazuje kontrast między berbeciem i kilkulatką. Nunuś jeszcze nie mówi i często zachowuje się nierozsądnie – ale Kicia Kocia jest wobec braciszka bardzo wyrozumiała. Ma czas, by tolerować jego pomysły, nie musi przejmować roli wymagających dorosłych. Nic dziwnego, że Nunuś uwielbia z nią przebywać.

W „Na nocniku” liczy się powtarzanie. Kicia Kocia bez przerwy przypomina, że do nocnika robi się siusiu – mówi to po każdej próbie wykorzystania przedmiotu niezgodnie z planem (a Nunuś jest przy tym bardzo kreatywny). Same słowa jednak nie wystarczają, Nunuś moczy spodenki. Teraz bohaterka przechodzi już do działania – sadza brata na nocniku, daje mu sok, podlewa kwiatek – oboje cieszą się, gdy w nocniku znajdzie się to, co powinno się znaleźć. Tak Nunuś staje się wzorem dla maluchów, a Anita Głowińska pokazuje, o co właściwie chodzi z tym nocnikiem. Nie jest to może szczyt wyrafinowania, ale chodzi w końcu o trafienie do dzieci. Dlatego też autorka posługuje się językiem znanym najmłodszym. O Nunusiu pisze się tylko w trzeciej osobie („Nunusiowi chce się pić”, „Nunuś ogląda książeczkę”), żeby odbiorcy zrozumieli, co oglądają na rysunkach. Stąd też biorą się zdrobnienia, czy samo „siusiu”.

„Kicia Kocia i Nunuś. Na nocniku” to książeczka kartonowa i odrobinę mniejsza w formacie niż tradycyjne Kicie Kocie, ma też oczywiście zaokrąglone rogi, żeby dzieci nie zrobiły sobie krzywdy. Anita Głowińska stawia na rysunki w stylu, który przyniósł jej największą popularność – i który stał się wyznacznikiem cyklu. Postacie są tu zawieszone w powietrzu, rzadko dodaje się do tła jakiś element (na przykład okno), mają skupiać na sobie uwagę maluchów. Autorka wybiera proste ale wyraziste kształty i taki sposób malowania, by widoczne były grube ślady farby. W ten sposób Głowińska sugeruje dzieciom, że same mogą wziąć się do malowania. Kicia Kocia jest uroczo naiwna, to zachęta do oglądania książeczki: wiadomo już, że ta bohaterka przyciągnie małych odbiorców, Głowińskiej udaje się bez trudu przekonać do siebie dzieci i tę pozycję teraz wykorzystuje, by rozwinąć serię o kolejną, drugą już odnogę.

W tym wypadku Nunuś nie ma przeżywać wymyślonych przygód – powinien doświadczyć czegoś charakterystycznego dla najmłodszych. Rodzice mogą posługiwać się narracją prowadzoną przez Anitę Głowińską lub samodzielnie opisywać sytuacje prezentowane na czytelnych rysunkach. Małe dzieci zyskują kolejnego bohatera – reprezentanta ich potrzeb i spraw. Anita Głowińska w odróżnieniu od twórców typowych picture booków nie ogranicza warstwy opisowej – dość dużo tu słownych komentarzy, chociaż dla maluchów najważniejsze będą dane z ilustracji. Anita Głowińska nie ogląda się na innych, dobrze wie, czego potrzebują dzieci. Jej tomik – chociaż użytkowy i dla maluchów – jest starannie przygotowany, pełny humoru i pięknych kolorów, które na pewno przyciągną najmłodszych – tak samo zresztą jak i temat historyjki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz